Wczoraj miałam informację, że Rambo się mmniej drapie i jest ok, a dzisiaj rano (ale już mnie nie było w domu) adzwonił telefon, ze jest strasznie, że rana jest ogromna i cos zwisa i w ogole fatalnie. W dzień zamiast pracowac dalej skręciłam do kota i nie wahając ise ani chwili zatargałam go do mojej lecznicy.
Faktycznie wyglądało to okropnie. Dwie duże rany z dwoch stron szyjki, jedna z czymś czerwono żółtym, obawiałam się zakażenia i ropy.
Podejrzenie jest alergii pokarmowej.
Bo to za bardzo sie drapie, a stosowane środki nie działają. Od czwartku dostał Dexapolcort N w aerozolu do psikania 3-5 razy dziennie oraz Crotaiton do smarowania przeciwświądowo.
Ale zastosowałyśmy steryd w dawce przeciwświądowej oraz mimo braku pcheł został odpchlony.
Wet obstawia uczulenie na podanie karmy kitty (biedronkowa, jak sie oazało, bo wet w necie szukała aby sprawdzic co to jest).
Pani dostała szczegółową rozpiskę łopatologicznie, z wyraźnym zakazem wprowadzania nowego jedzenia i zaleceniem stosowania tego co jadł u mnie. Plus stosowania leku dwa razy dziennie (a nie tak często jak sie jej wydaje, ze trzeba czy nie trzeba). Zostal desapolcort do psikania.
Wracając pomyslałam sobie, że chyba bedę musiała go codziennie odwiedzać i sama smarować, aby miec pewnośc ze to zostalo zrobione.
Przyszłam wieczorem. Umyłam ręce, psiknęłam kota. Pani powiedziała, że już teraz wie jak to trzeba robić, ale żebym jutro rano tez przyszła
Nie przyszło mi ani razu do mojego łba, ze ona moze nie umieć podać w sprayu czegoś kotu na skórę. A powiedziała, ze podaje bez problemu.
nie wiadomo, czy to rozdrapanie to efet tak naprawde kiepskiego i nieregularnego leczenia, czy braku odpowiedzi na leki.
Na szczęście nie ma w rance ropy, jest świąd i miejscowy stan zapalny skóry.
Wet zalecała kołnierz imo ze rany sa na szyi, ale nie zgodziłam sie wiedzac, że Rambo dostanie szału a wtedy ona tego nie wytrzyma i mu ten kołnierz natychmiast zdejmie.
Mam nadzieje, ze Rambo nie jest alergikiem. Ze wyjdziemy z tegpo obronną ręką.
Pani się wymcknęlo, ze ona juz więcej nie będzie niczego sama dawać. Przemilczałam to.
DeeDee po wczorajszej dawce unidoxu troszkę lepiej. Już nie iała wieczorem tak starsznie zaślinionego pysia a humor i bystrośc w oczkach była i łobuzersa chęć do zabawy. Jeszcze teraz krąży, bo czegoś ode mnie chce. Wet się zmartwiła jej ostrym nawrotem. Poparła unidox i ma jej znów dawac interferon.
troszkę się dzisiaj działo więc pisze dalej.
Moja sąsiadka, pani Renata, mająca w domu kilka psow i 7 kotów i opiekująca sie starymi, porzuconymi i chorymi psami na działce poszla sobie tydzień temu na rynek. A tam starsza pani z trzema maleństwami kocimi w pudle do oddania.
Dzisiaj te kociaki wylądowały u pani Renaty. Maluszki mają 7 tygodni i nie ważą jeszcze kilograma. Matka przepadła, palunie wyglądają na zadbane. Miały byc dzisiaj odrobaczone. Będą szczepione i dalej odrobaczane na talony z gminy. Natomiast gorzej jest z jedzeniem.
To znaczy jest tak, ze pani Renata kupuje im juniorki Winston, to taka karma mokra z Rossmanna. Po 1zł za tackę.
Początkowo chciała abym jej zamowiła w necie , ale odwołała, bo nie ma teraz pieniędzy.
Pomyślałam sobie wieczorem, że może znalazłby się ktoś kto wziałby malucha/szki pod opiekę wirtualną - chodzi o kupienie/owanie lepszego jedzenia.Tylko karma jest potrzebna.
Bo wolałabymm, żeby miały lepszy start, lepsze jedzenie niż winston.
Może sie uda co?
