W nowym mieszkaniu mieszkamy już dwunasty dzień.
Pierwsze 7 dni trzeba było żyć bez lodówki, a pierwszych 7 nocy zostało przespanych na podłodze
Kuchnię bodziemy mieć za tydzień, a na szafę w przedpokoju dopiero trzeba będzie zarobić, bo jak to bywa prawie zawsze - wydatki rzeczywiste mocno przekroczyły te planowane

Internet i tv podłączymy sobie z końcem lipca, ponieważ okres wypowiedzenia umowy UPC trwa miesiąc, więc w lipcu trzeba płacić, chociaż się nie korzysta (w tym budynku nie ma UPC), a nie będę płacić podwójnie. Jakoś się wytrzyma. Mam tablet, ale ja lubię pc-ty - jestem staromodna
Ale najważniejsza rzecz - koty są PRZESZCZĘŚLIWE
Podejrzewałam, że ta niewielka powierzchnia tamtego mieszkania to duże obciążenie ich kociej psychiki, ale nie przypuszczałam, że zmiana będzie mieć aż tak silny wpływ na całą trójkę.
Pierwszej nocy Czaruś, jako najbardziej wrażliwy, cały czas biegał po nowym mieszkaniu i miauczał "gdzie ja jestem? co się stało? gdzie mnie wywieziono? dlaczego? co to jest? czy to mój dom?" I spania w ogóle nie było.
Ale już rano zorientował się, że nowe mieszkanie ma mnóstwo plusów: można biegać z szybkością światła, nie trzeba się zderzać z koleżankami przy wyjściu na balkon, bo są drzwi balkonowe osobne dla każdego

, można ćwiczyć sztuki cyrkowe, spacerując po barierce - jest siatka profesjonalnie zamontowana, nikt obcy nie łazi i nie jazgocze nad głową, szumią drzewa i latają ptaszki, można obserwować posesje naprzeciwko i panów, którzy pracują przy wykończaniu sąsiednich mieszkań.
Co do Tysi, to początkowo widać było, że nie wie, co ma myśleć o zmianie. Ale także już na drugi dzień zaczęła rozkoszować się przestrzenią i spokojem na balkonie, spędzając czas na kocich medytacjach, których nikt jej nie przerywa głośnymi rozmowami i zbyt agresywną obecnością. Nową kanapę Tyśka ukochała od pierwszego wejrzenia
Ale o największy wstrząs przyprawiła mnie Ada.
Ada, która izolowała się od wszystkich, sypiała wyłącznie w łazience, na mnie głównie burczała i co 11-12 dni musiała mieć podawany steryd z antybiotykiem, bo nie była w stanie jeść nawet mokrej mazi - tutaj od razu zrezygnowała ze spania w łazience i przebywa ze wszystkimi w pokoju, wyleguje się na drapaczkach i na balkonie, a na drugi dzień zaczęła sama jeść suchą karmę (do której dawniej tęsknie zaglądała, ale w ogóle nie mogła jej jeść, bo stan zapalny w pyszczku zupełnie to wykluczał - raz zrobiła próbę, to aż skakała po ścianach, krzycząc z bólu) i je ją nadal, aż chrupki trzaskają przy gryzieniu, chociaż od podania leków jest juz prawie 12 dni
Mnie się tak wydawało, że na jej stan ma wpływ napięcie nerwowe (Ada nie przepada za innymi kotami), ale że efekt przeprowadzki może być aż taki, to do głowy by mi nawet nie przyszło.
Ciekawe, jak długo to potrwa.
Zdjęcia mam, ale później je umieszczę. Dzisiaj zapomniałam zabrać przewód do telefonu.