edit 1.06.2015
Link do poprzedniego wątku Kulki, nieaktualne
viewtopic.php?f=13&t=89181
Wyjaśnienie: usunęłam
wątki połączone i nie ma już Kuleczki....
..........................
Czy ktoś jeszcze pamięta Kuleczkę?? Kocią kulkę nieszczęścia którą zabrałam z ulicy pewnej zimy w czasie 20 stopniowego mrozu?
To było ponad 6 lat temu...
Kulcia żyła sobie szczęśliwie u mojej sąsiadki. Kiedy przywiozłam z lasu okaleczoną, w tragicznym stanie Lilunię, sąsiadka wzięła do siebie Kuleczkę, żebym ja mogła zająć się nową kocią biedą. I tak Kulcia została u niej na tzw. wiecznym tymczasie, ja jestem do pomocy i wożenia do weta.
Kulka nigdy się nie zmieniła. Została na zawsze kotką, która boi się ludzkiej ręki. Nie pomogło nic – krople Bacha, porady behawiorystki, Feliway.
I to jest moja największa porażka w oswajaniu kota.
Na początku myślałam o szukaniu dla niej jakiejś stajni czy stadniny, żeby kicia miała jedzenie i w miarę opiekę, żeby żyła tak jak chciała, bez zbytniej ingerencji człowieka.
Ale kiedy zobaczyłam jaki ten kot po latach tułaczki jest szczęśliwy w mieszkaniu i w cieple to nie byłam w stanie jej tego zrobić. Niezwykle grzeczna, nikomu nie wadząca, świetnie dogadywała się z innymi kotami, bawiła się jak kociak, nigdy nie drapnęła nigdzie poza drapakiem.
Z sąsiadką rozumiały się bez słów. Ale się rozumiały rewelacyjnie, Kulka potrafiła przychodzić do kuchni z pretensjami, że tego co to dostała do miski to ona nie ma zamiaru jeść, bo ona chce chrupki! Chrupki to było to co Kulka uwielbiała najbardziej. I zawsze te swoje chrupki dostawała.
Spała też z sąsiadką w łóżku, na jej nogach. Ale nie wolno było wyciągnąć ręki w jej kierunku, była bardzo czujna. Tylko człowiek “bez rąk” nie stanowił dla Kulci zagrożenia.
I tak żyła sobie Kuleczka szczęśliwie aż do ubiegłego roku.
Wtedy zaczęły się kłopoty z dziąsłami. Przestawała jeść, odskakiwała od miski z piskiem nawet od mokrej karmy (ukochane chrupki poszły w niepamięć), widać było że jedzenie sprawia jej ból. Leczenie pomagało zwykle na ok. 3-4 miesiące, potem objawy ciągle wracały. Zdiagnozowano eozynofilowe zapalenie dziąseł, miała usuwany kamień, dostawala sterydy, antybiotyki i w końcu po kolejnej serii nawrotów zalecono usunięcie zębów jako przyczynę całego zła. Miało pomóc. 15 grudnia ub. roku Kulcia miała usunięte wszystkie ząbki (zostały tylko kły). Ale... znowu pomogło na 3 miesiące.
Ostatnio na dziąsłach narosły tkanki kalafiorowate, żadne leczenie nie przynosiło rezultatów, z dziąseł ciągle sączyła się ropa, nie pomagało nic. Pani doktor zdecydowała że trzeba narosłe tkanki wymrozić, a wycinek wysłać na badanie histopatologiczne. Zrobiliśmy też rtg czaszki by sprawdzić, czy nic nie dzieje się w kościach (właściwie to ja sugerowałam, że może np. został kawałek korzenia przy usuwaniu zębów, no bo skąd wiecznie ropa) – ale na szczęście wszystko ok.
Zrobiliśmy też badanie bakteriologiczne i tutaj wyrósł ... paciorkowiec. Ja się uczepiłam tego paciorkowca jak zbawienia, że to on jest powodem masakrycznego stanu w pyszczku i ciągłego wydzielania się ropy, ale pani doktor paciorkowcem zbytnio się nie przejęła (ona wciąż czeka na wynik hist.-pat), ponoć jest to dość pospolite paskudztwo u wielu zwierząt (też to wyczytałam w necie). Ale zrobiony mamy antybiogram i wiadomo czym tego paciorkowca tłuc – wrażliwy jedynie na 4 antybiotyki spośród mnóstwa przebadanych.
Minęło już 2 tygodnie od ostatniego zabiegu wymrażania, a w pyszczku dalej masakra, nic się nie goi. Kulcia nie może jeść, dostaje antybiotyk w iniekcji, leki przeciwbólowe, kroplówki. I czekamy na wynik histopatologii, powinien być już w najbliższych dniach.
A z kotki którą trzeba było sposobem w 2 osoby łapać do transporterka żeby zawieźć do weta, którą w lecznicy wyjmowałam z transportera w grubych wetowskich rękawicach Kulcia stała się kotką, która daje się obsługiwać gołymi rękami, a na kroplówce leży na kolanach przytulona do ręki opiekunki. Boję się czy ona nie przeczuwa czegoś złego...
Czekamy na wynik histopatologii......