No to dzisiaj rano koty dały popis
Pobudka była o 5:30 i wtedy według sierściuchów powinnam była pobiec nakarmić głodomorki. Ponieważ jestem nieużyta z natury, nie lubię wstawać rano i nie dam się szantażować trzem głodnym mordom

przetrzymałam kociszcza jeszcze godzinkę. To znaczy ja udawałam, że śpię, a one się wściekały.
Śniadanko była mniamśne nad wyraz, więc szybciutko znikło. Potem podręczyliśmy z TŻ trochę Inkę (ciągle podajemy jej leki - dzisiaj z mizernym skutkiem, bo udało nam się w nią wepchnąć tylko pół przepisowej dawki).
A potem nastąpiła seria:
- najpierw przyłapałam koty na kąpaniu myszy w wodzie wylanej z miseczki (Aguś, to ta myszka od Ciebie - brudna była, czy co?

)
- oczywiście pogoniłam kotom kota

, mysz wysuszyłam i wytarłam podłogę - ku wielkiej radości Malucciego, który mógł się z lubością oddać polowaniu na ścierkę
- potem Onet wmeldował się do kuwety i strzelił efektowanego kupala - nie zasypując go, bo koteczkowi nie podobał się rodzaj żwirku w kuwecie. Więc zamiast w nim kopać, wolał kontestować
- kiedy zabrałam kuwetę do sprzątnięcia do łazienki, Inka stwierdziła, że musi w trybie pilnym załatwić swoją potrzebę - więc wlazła do niej, przy okazji rozdeptując to, czego Onet wcześniej nie zasypał (i brudząc sobie tym łapy, ofkorsik)
- wypucowałam Inkę (ku jej wielkiej radości, oczywiście), wywaliłam nielubiany przez koty żwirek (nigdy więcej tego nie kupię

), wymyłam kuwetę i napełniłam swojskim, kochanym Benkiem. Kiedy skończyłam i podniosłam pokrywę od kuwety, żeby ją założyć - zobaczyłam, że pod spodem siedział Malucci. Też mu się chyba baaardzo chciało, bo już nie czekał na dół kuwetki ze żwirkiem, tylko wyprodukował kupala bezpośrednio na parkiet

(1... 2... 3... wdech... wydech... obiecywałam przecież go nie bić...)
- posprzątałam ślady po Maluccim - znowu szmata w akcji, więc kot szczęśliwy. Ja już nie miałam nastroju, więc go wywaliłam za drzwi
- kiedy już wszystko spacyfikowałam, do pokoju wparował Onet, zobaczył w kuwecie swój ukochany żwirek (bo jako rasowa blondynka ciągle nie założyłam pokrywy), więc z radosnym kwikiem podbiegł i zaczął gmerać w nim łapką. Już tylko jęknęłam, kiedy zobaczyłam, jak 1/3 zawartości kuwety malowniczym łukiem leci na zewnątrz... A Onet z jeszcze dzikszym mraukiem wpadł do środka i puścił łapki w ruch... Obiecałam święcie, że mu coś urwę, najlepiej łapsko i będzie kuśtykał na 3
Oczywiście temu wszystkiemu towarzyszyły dzikie galopki, tupot łapek i zgrzyt pazurków w wykonaniu tych kotów, które akurat bezpośrednio nie brały udziału w opisywanych powyżej akcjach. Odnotować należy, że Inka też już gania się z Maluccim. W trakcie tych ganianek dziwnym trafem została zwalona mysz od komputera oraz klawiatura - w wyniku tego zespuła się spacja...
Potem jeszcze była chwila gimnastyki: Onet doskonalił swoją sprawność fizyczną zwisając na przednich łapach z lufcika (okno malowane w grudniu ma już odpryski farby - ciekawe dlaczego

) i trenował na moim łóżku zapasy z Maluccim... Zapasy są fajne - koty zbijają się we włochatą kulę, Onet gryzie Malucciego w ucho, Malucci wybiera miejsce na cielsku Oneta, w które się wgryza, po czym zamyka oczy i zaciska chwyt szczęk

Cfaniak, nie będzie narażał ślepków na oberwanie jedną z kopiących Onetowych łap... Potem koty puszczają swoje chwyty, odskakują od siebie, Onet leży z otwartym pyskiem, wywalonym jęzorkiem i dyszy (wygląda jak szczeniak

), a Malucci zaczaja się i wypatruje stosownego momentu do ataku.
I na to wszystko potrzeba było kotkom niecałych 2 godzin - podczas gdy one świetnie się bawiły, ja latałam po domu ze ścierą i zmiotką...
No i dodam, że to wszystko działo się przed 8 rano w sobotę
