No i nie napisałam, że wczoraj Silverek weta zaliczył. Gardło nadal nie ciekawe choć lepsze. Antybiotyk utrzymany. Ale waga mu podskoczyć raczyła. Niewiele bo z 3,5 na 3,8. Nadal je tylko gumreciki.Futro marne ciągle.
A potem do domu wróciliśmy. Na obiadek. Grzecznie poszłam pichcić a TZ zasiadł przy piwku. Nie odezwałam się choc szlag mnie trafił. Ale ciągałam go pół soboty za kocimi sprawami. Myślę sobie, niech wypije. Potem i tak swoje powiem. Ja w kuchni .On na fotelu przed kobietą swego życia czyli tv. Domofon. Raz zadzwonił, drugi... Robie rachunek spotkań. Kurierzy już byli. Znajoma już zajrzała. Odbieram
Asia?
Asia
Mam te kociaki co szukasz. Jak je weźmiesz to was wpuszczę na teren.
A skąd wiesz ,że to kociaki?
Drą ryja. Płaczą bardzo. Chyba na strychu siedzą.Tu proszę o wybaczenie dla mojej cnoty bystrości. Stoję rozemocjonowana ściskając słuchawkę w ręku i zadaję pytanie
Gdzie jesteś? U siebie?Zapadła cisza. Ja zdenerwowana ale za plecami prycha mój TZ. Taka ważna chwila a temu na dowcipne prychanie się zachciało.Odwróciłam się z przekleństwem na ustach różanych i zajarzyłam.
Mówię
Czekaj, my schodzimy.Zakręciłam kurki, zapomniałam się wyperfumić

, transporter, polarek, podbierak, żarcie... Lecimy. Na stole zostało nie zaczęte piwko.
Potem były poszukiwania głosów. Janusz penetrował dziury, jak tylko nas panowie z oka zdjęli. Nie za bardzo pozwolili się kręcić. Koty nie były na stryszku. Dobrze , bo nie pozowlono nam nic wyciągnąc . Wpełznąć też nie. Były w starej przyczepce samochodowej, pełnej koców i szmat. Darły się już okrutnie. Potem ja kuśtykam ze zdobyczą do autka.Wcześniej bijąc czołobitnie czołem w podziękowaniach.Dziękując też za rady czym i jak mam karmić. Janusz poleciał po kluczyki. Transporter wydziera się aż ludzie oglądają się za mną. Jedziemy do weta na sygnale. Sznur aut. Oboje klniemy. Jedność małżeńska.

Pod lecznicą chętni stoją i czekają na kolejkę. Samochód znajomej też stoi. W poczekalni jej nie ma. Szlag, wpadłam do gabinetu z wrzaskiem
mam... mam... Obie panie zamarły ale usłyszały dzieci. Obie wiedziały ,że szukamy. Koty znajomej ze stołu. Pecanie specyfikami. Wyciągamy zdobycz. Kroplówka... drą się głodne. Ogólnie ok tylko wygłodzone , chude i odwodnione. Janusz popędza wetkę i złości się na jej powolność. Wypadamy po wszystkim jeszcze w drzwiach słysząc
skąd pani te koty wytrzaskuje. Omija wzrokiem kolejkę. W domu kopiemy w szafkach w poszukiwaniu mleka. Wiem ,że było. I...spokój. Dzieci jedzą.
A potem przyszedł strach.
I telefon do Asi. Dziękuję.
Oto cała "historia" co na poniższy wątek się przeniosła.
viewtopic.php?f=1&t=168976Pomoc o którą serdecznie proszę można kierować na adres/konto
Fundacja JOKOT
ul. Klaudyny 38 m. 75
01-684 Warszawa
PL 60102010260000140201820927
Dopisek: uparte kocięta
Oto Bohaterki.
Persistance

Patience

Persévérance
ONE
Przyszły na świat nie proszone
Nie chciane i porzucone
Spójrz na dzieło swe Boże
Oto ONE!
Samotne dzieci bez mamy
Okrutnym losem skrzywdzone
Spójrz Boże raz jeszcze
Oto ONE!
Patrzą oczami co nie widzą
W moją dłoń mocno wtulone
Spójrz na me ręce Boże
Oto ONE!
Cierpią choć nikogo nie krzywdzą
W bezwzględne życie rzucone
Spójrz Boże na nie łaskawie
Oto ONE!
Pochyl się litościwie nad Nimi
Tchnij zdrowie w ciałka zmęczone
Spójrz Boże jak bardzo żyć chcą
Oto ONE!
ASK@