Co prawda nie znam struktur Kotyliona za dobrze, ale uważam, że Agnieszka wprowadza pewną stałą kotom w kociarni. Jest - była - tam codziennie i wystarczyło, że się pojawiała, koty zaczynały kręcić ósemki i grzeczniutko się bawić. W takim miejscu jak kociarnia, gdzie często są zestresowane koty, którym diametralnie zmieniła się sytuacja, czasem na gorsze (po zmarłych ludziach), bardzo potrzeba stabilizacji - i to dzięki Adze, miały zapewnione. Nie wiem, co teraz będzie z kociastymi...
No, ale ja nie wiem, o co poszło, nawet mnie to nie zajmuje, bo zawsze jak jestem w kociarni, jestem zafascynowana jej mieszkańcami.
Załapałam się z Borówką od początku dyżuru i nawet wywalczyłam sobie sprzątanie kilku kuwet

A więc proszę pamiętać o Rosie, która mieszka na ogólnym w kanapie - jest przerażona tym miejscem, Niną i Szakirą, które ją chcą ustawić i Milą, która syczy na wszystko i wszystkich z wysokości. Rosa dziś bardzo ładnie zjadła, ale dopiero, jak ją zamknęłyśmy w kuchni - miała ciszę i spokój.
W izolatce podczas zamiatania znalazłyśmy za fotelem przerażoną Tereskę, którą też najpierw trzeba ugłaskać, potem łaskawie zjada. I jak się jej da chwilę, to nawet wychodzi i obwąchuje najbliższe kąty. Do kanapy nie doszła.
Dakotka już się trochę w klatce nudzi, wyciąga łapki przez kraty i zaprasza do zabawy. Mam nadzieję, że już niedługo kończy się jej obserwacja i będzie brykać na salonach.
Reszta kociastych bardzo ładnie zjadła, niektórzy nawet z trzech misek (Szakira). Wymiziane towarzystwo, ale z tych emocji zapomniałam im przywieźć kurczaka

następnym razem już nie zapomnę. I nie zabrałam aparatu, bo myślałam, że Krystian będzie, a tu taki psikus. Ale i tak z Ptysia widziałam kawałek ogona i jedno oko patrzące z szafki, także i tak ze zdjęć nici.
Ogólnie - jak zwykle - wróciłam mega naładowana kocią miłością.