Moje koty XVII. Rysia - guz listy mlecznej :(

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt maja 08, 2015 22:26 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Birfanka pisze:
felin pisze:
Birfanka pisze:Sukienki mi w dziecinstwie bynajmniej nie przeszkadzaly w bieganiu, wdrapywaniu sie na drzewa i biciu sie z chlopaczyskami :P

Sukienki i spódniczki mnie zawsze wnerwiały - kto wymyślił jedną rurę, skoro człowiek ma dwie nogi? :roll:
Co gorsza, zawsze mnie pouczano, że panience w takim stroju nie przystoi to czy tamto (np. włażenie drzewo), a za to należy dreptać drobnym, "damskim" kroczkiem, a nie lecieć jak w pięciomilowych butach albowiem tylko buractwo udające kulturalnych ludzi tak się porusza :evil:
Same ograniczenia, kurka wodna :evil: Dzięki czemu dziś nie posiadam żadnej pojedynczej rury :mrgreen:
Ja tak w wieku od 12 lat zaczelam sie przestawiac na spodnie, najlepiej to podsumowala moja szkolna przyjaciolka, stwierdzajac, ze [b]w spodnicach czuje sie, jakby miala jedna noge[ /b] :lol:

Obecnie posiadam spodnic sztuk jedna :P
(no ale na slub to sobie specjalnie nabylam)

Bardzo ładne :wink:

Btw, ostatnio widziałam artykuł o biegających paniach, które fundują sobie kontuzje stawów biegając ze złączonymi kolanami :mrgreen:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 08, 2015 23:04 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

felin pisze:
Birfanka pisze:Sukienki mi w dziecinstwie bynajmniej nie przeszkadzaly w bieganiu, wdrapywaniu sie na drzewa i biciu sie z chlopaczyskami :P

Sukienki i spódniczki mnie zawsze wnerwiały - kto wymyślił jedną rurę, skoro człowiek ma dwie nogi? :roll:
Co gorsza, zawsze mnie pouczano, że panience w takim stroju nie przystoi to czy tamto (np. włażenie drzewo), a za to należy dreptać drobnym, "damskim" kroczkiem, a nie lecieć jak w pięciomilowych butach albowiem tylko buractwo udające kulturalnych ludzi tak się porusza :evil:
Same ograniczenia, kurka wodna :evil: Dzięki czemu dziś nie posiadam żadnej pojedynczej rury :mrgreen:

Babcia moja miała plan, spalił na panevce rzecz oczyvista.
Babcia ubierała mnie v sukieneczkę licząc na to, iż skromność ma dzievczęca a navet dzievicza nie pozvoli mi śviecić tyłkiem przy vłażeniu na drzeva, płoty i dachy. Eee tam. Było mi obojetne, a jak już sie vyrvałam z domu, to na vszelki vypadek vracałam dopiero vieczorem i brudna jak nieboskie stvorzenie. Ale babcia gotova była mnie za każdym povrotem przebierać, a za entym może navet aresztovać, vięc na vszelki vypadek viałam :)

Bardzo v ogóle byłam rozczaorovującym dzieckiem. Bo mama tak mi się skarżyła - Kasiu, ja tak chciałam mieć córeczkę, tak myślałam jak ją będę ładnie ubierać... No faktycznie, dopóki v ogóle nie decydovałam o svoim stroju, byłam eleganckim dzieckiem i navet teraz tak sobie myślę, że ładnie ubranym. Ale jak już zaczęłam decydovać co będę nosić to przypraviałam o palpitację żeńską część rodziny.
V każdym razie jak v III liceum zgodziłam się pójść do fryzjera i założyć do szkoły spódnicę to mnie nie poznało 3/4 klasy, a matematyczka kazała vyjść na środek, móviąc - pokaż się Kasiu, mam nadzieeję, że zavsze już będziesz tak vyglądać. Oczyviście moja przemiana potrvała ze dva dni :smokin:
A to mi przypomina historię z moim vielbicielem, cinkciarzem, ale ona v innym odcinku :)
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt maja 08, 2015 23:11 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Moja mam, zdaje się, do dnia dzisiejszego nie czuje się spełniona jeśli chodzi o posiadanie pięknie wystrojonej córeczki i kupuje wnuczkom oraz innym rodzinnym dzieciom różne szmatki :twisted: I cały czas ubolewa, że za szybko rosną :roll: Mam teorię, że za mało lalek miała w dzieciństwie :mrgreen:
A ja, jako córka, bardzo ją zawiodłam, bo nie dałam się dopasować do jej wyobrażeń :evil:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 08, 2015 23:15 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Przyszedł taki moment, że przestałam zavodzić mamusię, teraz jest ze mnie bardzo zadovolona. Ja v sumie z siebie też no i kocham ciuchy :)
A na vykopaliskach przesiadam się v łachy, głóvnie militarne, i też to kocham
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob maja 09, 2015 6:31 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Domki, namioty różnorakie budowalam nawet w domu. Raz chcieliśmy mieć w nim ognisko to popiołu z pieca nanieslismy.Ale jednak grobów i katafalkow jakoś mi nie przyszło do glowy budować :ryk:

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 33217
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Sob maja 09, 2015 7:27 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Ale naklepałyście postów :wink:
Ja jakoś wspominam swoje dzieciństwo nad wyraz dobrze. Byłam taki dzieckiem zadowolonym ze wszystkiego, no może poza elastycznymi rajstopkami, których szczerze nienawidziłam i ze łzami w oczach ubierałam. Zanim poszłam do szkoły wychowywała mnie babcia (rodzice robili tzw. kariery) bardzo mnie kochała i pozwalała na wszystko, co zręcznie wykorzystywałam, żadnych ograniczeń, ale byłam grzecznym dzieckiem więc problemów jako takich nie było ze mną. Mogłam się bawić i biegać z innymi dziećmi do upadłego. Nie miałam zbyt wielu zabawek, konia też nie :lol: ale jakoś dawałam radę. Miałam amerykańskie ciuchy (okropne pewnie, z krempliny :lol: ) i słodycze więc źle nie było.
Babunia miała kolorowy telewizor :!: tzn. czarno biały z taka zawieszoną szybą w trzech kolorach - u góry niebieski, środkiem czerwony a na dole zielony. Włączała go na godzinę i coś tam się oglądało.
Ale i tak od telewizora wolałam gry i zabawy na świeżym powietrzu :wink: Jaką człowiek miał wyobraźnię, potrafił stworzyć coś z niczego, zjadł kromkę ze śmietaną i cukrem i był mega szczęśliwy.
Obrazek

"Kotom bez trudu udaje się to, co nie jest dane człowiekowi: iść przez życie nie czyniąc hałasu."
Ernest Hemingway

ewan

Avatar użytkownika
 
Posty: 5825
Od: Nie cze 21, 2009 19:19
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob maja 09, 2015 11:41 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

felin pisze:Moja mam, zdaje się, do dnia dzisiejszego nie czuje się spełniona jeśli chodzi o posiadanie pięknie wystrojonej córeczki i kupuje wnuczkom oraz innym rodzinnym dzieciom różne szmatki :twisted: I cały czas ubolewa, że za szybko rosną :roll: Mam teorię, że za mało lalek miała w dzieciństwie :mrgreen:
A ja, jako córka, bardzo ją zawiodłam, bo nie dałam się dopasować do jej wyobrażeń :evil:
Moja nie miala w dziecinstwie zadnej lalki, pewnie dlatego ja mialam ponad dwadziescia... Stroic tez mnie lubila, pod tym wzgledem sie nie opieralam, lubilam ladne sukienki. Wnerwialo mnie tylko jej upodobanie do koloru czerwonego, bo ja za tym kolorem nie przepadam od dziecka :twisted:
Obrazek
"Il n'y a pas de chat ordinaire" (Colette)
Trójkot - Puszek i Szatony

Birfanka

Avatar użytkownika
 
Posty: 18698
Od: Pon lip 06, 2009 9:48

Post » Sob maja 09, 2015 21:52 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

felin pisze:Tak se czytam i nie mogę pojąć co Wam na mózg gromadnie padło z tymi księżniczkami :roll:
Nigdy w życiu nie chciałam być księżniczką (mój brat planował, że zostanie królem, gdyż albowiem posiadał takie kwalifikacje jak odstające uszy, dzięki którym korona by mu nie spadła :twisted: ), za żadne skarby.
Ja chciałam być podróżnikiem do dzikich plemion oraz innych niebezpiecznych miejsc, względnie archeologiem, ale oczywiście takim, co to od razu całe miasto znajduje :mrgreen:
Księżniczką? W życiu mariana! Żebym cały czas musiała chodzić ubrana w sukienki z koronkami, nie mogła włazić na drzewa ani wywijać na trzepaku ani usiąść na ziemi i tylko cały czas się godnie zachowywać? Never :!:

Jakoś podczas marzeń o księżniczkowaniu takie ograniczenia nie przychodziły mi do głowy. ;-)
Skoro jednego dnia mogłam być sanitariuszką wojenną,czy partyzantem, kolejnego Indianką, potem nauczycielką, artystką estradową, architektką, samotną żeglarką, to mogłam być przecież księżniczką, a nawet królewną - kto mi zabroni. Sukienki (koniecznie "kręcące") nie przeszkadzały w chodzeniu po okolicznych budowach, przełażeniu przez rury czy siedzeniu na drzewie. A jak przeszkadzały, to się troszkę... uszkadzały.
Do dziś uwielbiam się przebierać - w garderobie teatralnej mogłabym mieszkać. A moja szafa zawiera chyba wszystkie możliwe opcje - od sukni wieczorowej typu "bal u królowej", falbaniastych spódnic z koronką, przez minimalistyczne proste rzeczy, po poszarpane dzinsy :-)

W różnych młodzieżowych filmach palono ogniska. Ach, jak mi to się podobało. Ten nastrój, ciepło, kolor... ach. Rozpaliłam więc małe ognisko na parapecie w kuchni. W puszce. Na drewnianym parapecie, na podkładce z ceraty, pod firanką... :strach: Kiedy już emocje gaszenia (samodzielnego!) opadły i sprawa ogólnie przycichła, następne ognisko rozpaliłam w zlewie.

Przypomniała mi się najważniejsza trauma mojego dzieciństwa - włosy. Tak bardzo chciałam je mieć. Nie, łysa nie byłam, miałam całkiem niezłe, tylko regularnie jakieś popaprane fryzjerki opitalały mnie na niewiadomoco. Ani to na chłopaka, ani na cokolwiek. A ja chciałam choć pazia. Moja mama twierdziła, że dzięki takiemu strzyżeniu w przyszłości będę miała gęste włosy. A ja uważam, że po prostu nie chciało jej się co rano mnie czesać w jakieś warkoczyki. Przestała mnie strzyc na krótko na pół roku przed pierwszą komunią, Tylko grzywkę :-( Od początku czwartej klasy nie pozwoliłam się już dotykać do włosów, sama się czesałam, z grzywki zrezygnowałam zupełnie, a końcówki pozwalałam skracać tylko siostrze. Przez 20 lat nie odwiedziłam żadnego fryzjera :-) Na krótko ostrzygłam się dopiero dwa lata temu.
Ta trauma to mnie trzymała!
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Sob maja 09, 2015 22:30 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

A ja przez całe dzieciństwo miałam największe pretensje do losu o to, że nie jestem chłopakiem - bo im generalnie więcej było wolno i nikt nie robił dymu jak wracali do domu brudni albo się z kimś pobili. A panience, kurna, nic nie wypadało :evil: A jak mimo to wykonałam jakiś wyskok, to takie aj-waj było, jakbym honor rodziny splamiła :roll: :evil:
Na dodatek, mój brat był młodszy i oczywiście zawsze ja miałam być mądrzejsza, pilnować, a w razie czego, ustępować głupszemu :evil:
Co gorsza, był też mniej sprawny fizycznie i wiecznie mu się jakieś wypadki zdarzały, a ja nie miałam problemu z nauką jazdy na łyżwach, nartach czy rowerze i "bycie damą" zupełnie mi nie odpowiadało. Kieszonkowe wydawałam na scyzoryki i robiłam proce albo łódki z kory. Jak mnie w szkole zaczepiał starszy chłopak, to mu taki łomot spuściłam, że wszystkie guziki od mundurka stracił i poleciał na skargę do wychowawczyni :twisted:
Fryzurkę też długo mi kazali damską nosić - cholerny warkocz do tyłka - przez co procedura suszenia kłaków trwała półtorej godziny (co za marnotrawstwo czasu). W wieku 12 lat zrobiłam taką dziką awanturę o te kłaki, że mam zabrała mnie do fryzjera i łaskawie zgodziła się na ścięcie do ramion (sama zawsze miała krótsze) :roll: Ponieważ ciągle były za długie, w liceum poszłam do fryzjera sama i kazałam się obciąć na krótko :smokin: I tak mam do dziś i w życiu nie chcę dłuższych.

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob maja 09, 2015 22:54 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Nie chciałam być chłopakiem :-)
Dobrze się czułam w swojej skórze. Tego, że czegoś dziewczynkom czegoś tam nie wypada niby wiedziałam, ale nie przywiązywałam wagi ;-)
Brata nie miałam, tylko siostrę i to starszą. Myślę, że miała trudniej. Obie łamałyśmy wszelkie "nie wypada". Nie tylko ją naśladowałam, ale pewne zachowania i umiejętności rozwinęłam i wzbogaciłam.
Zresztą nasi rodzice jakoś specjalnie nie naciskali - mogłam wrócić brudna, byle w nowej sukience, rozbite kolana były dezynfekowane i dalej nikt juz się nimi nie przejmował. Ojcu pasowało, że jesteśmy takie "nieugrzecznione", zaliczamy siniaki, potrafimy przywalić szkolnemu łobuzowi, a mama sama pamiętała swoją traumę, bo ona naprawdę musiała być grzeczną dziewczynką, której nic nie wypada (i w dodatku miała młodszego brata, którym musiała się opiekować i być mądrzejsza, dawać dobry przykład, a brat miał w dupie..., jak ja ).
Nabroiłam, była awantura, ojciec mi przylał, poryczałam trochę, a potem spływało i robiłam dokładnie to samo, albo jeszcze lepiej... Nie nudzili się z nami.
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Sob maja 09, 2015 23:16 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Starsze dziecko ma chyba zawsze gorzej, a jak młodszy jest brat, to w ogóle paranoja - Ty musisz wszystko wywalczać, a gówniarz nie dość, że ma już z górki, bo rodzice już to przerabiali i się nie boją, to jeszcze więcej mu wolno z założenia, bo chłopak :evil:
Jak pierwszy raz, w wieku bodaj 12 lat, pojechałam bez rodzica na ekspres narty, to oczywiście od razu mi braciszka wpakowali do opiekowania i tyle było mojej swobody :201490

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie maja 10, 2015 9:05 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

jozefina1970 pisze:Domki, namioty różnorakie budowalam nawet w domu. Raz chcieliśmy mieć w nim ognisko to popiołu z pieca nanieslismy.Ale jednak grobów i katafalkow jakoś mi nie przyszło do glowy budować :ryk:

Przebijam :P
Rozpalilam v mieszkaniu ognisko, na podłodze svojego panieńskiego pokoiku. Byłam uzależniona od ognisk, a za złe zachovanie v szkole miałam akurat karę - areszt domovy, czyli zakaz vychodzenia bez tovarzystva rodzicóv, na tydzień :strach: V zasadzie codziennie rozpalałam ognisko, kradłam mięso i pożerałam później pół surove vyobrażając sobie, że jestem indiańskim vojovnikiem. V ramach ćviczeń usiłovałam vyprodukovać z kavałka vołoviny dobrze skruszałą łapę niedźviedzią, niestety usiłovałam nadać jej kruchości poprzez ułożenie na kaloryferze... Innym śvietnym pomysłem było smarovanie vłosóv niedźviedzim sadłem, żeby były czarne i proste, proste zavsze miałam, no ale nie czarne :placz: Nie miałam też niedźviedziego sadła, usiłovałam vięc eksperymentovać z masłem. Zupelnie nie viedzieć czemu tego typu eksperymenty zostały surovo zakazane przez mamę, nie viedzieć czemu na granicy histerii 8O
Tak vięc ukarana aresztem postanoviłam poradzić sobie v domu. Byłam sprytna i przebiegła jak Vielki Vąż Chingachgook. Odvinęłam dyvan, na parkiecie ułozyłam deskę do mięsa, na desce skonstruovałam ognisko, niestety nadpaliłam parkiet :roll: Sprava vyszła przy okazji jakiegoś pastovania podłóg. Bo dzivne się vydało matce mojej vyrodnej a przebiegłej jak jeszcze viększy Vielki Vąż, że oto pokoju svojego bronię przed sprzataniem jak lvica i deklaruję samodzielne jego posprzątanie.

Chciałam być chłopakiem, chociaż sukienki vcale mi nie przeszkadzały v samorealizacji. Ale babcia móviła co przystoi panience, a co nie. Vszystko co mnie pociagało mieściło się v kategorii - nie przystoi :x Chociaż babci i tak nie przebiłam, no ale nie dysponovałam trupkiem novonarodzonego oraz młodszym rodzeństvem do straszenia trupkiem :)
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie maja 10, 2015 17:11 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

casica pisze:Przebijam

:strach:
To znaczy, tak jakoś czułam, że możesz przebić :twisted:
Ale za ten popiół też niezłe wciry dostaliśmy... Bo ufajdane było wszystko. To nie był popiół z jakiegoś tak drewienka ino z rzetelnego węgla.
i kiedyś, w takim domku bawiliśmy się we fryzjera
Koledze opitoliłam grzywkę tak, że rodzona matka go nie poznała i jakiś czas, po poprawce mojego strzyżenia wyglądał, jak nie przymierzając, półdupek zza krzaka. On mnie na szczęście nie zdążył :twisted:

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 33217
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto maja 12, 2015 12:52 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Casica, już chyba zrobiłaś sweter jak z tąd do tamtąd może już wystarczy :roll: Teraz raczej sezon na stroje kąpielowe, może Ci jeszcze wełenki starczy na niego :wink:
Obrazek

"Kotom bez trudu udaje się to, co nie jest dane człowiekowi: iść przez życie nie czyniąc hałasu."
Ernest Hemingway

ewan

Avatar użytkownika
 
Posty: 5825
Od: Nie cze 21, 2009 19:19
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto maja 12, 2015 13:46 Re: Moje koty XVII. Porażka ulicznego żarcia

Wiem, dlaczego nie chciałam być chłopakiem! :-)
Nie lubiłam chłopaków. Wydawali mi się tak strasznie głupi, że nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłabym być kimś takim. Te ich okrzyki udające karabiny "tadadada", aż się zapluwali przy tym. Gadający bzdury, robiący głupoty. Niektórzy byli dość obleśni: sikali w przedszkolnym ogródku, potrafili sfajdać się w gacie, gmerali ciągle w gaciach, dłubali w nosie - brzydziłam się ich i jak pani kazała wziąć się za ręce i stanąć w kółku, zawsze pakowałam się między dziewczynki.
Powiem wprost - czułam się lepsza będąc dziewczynką :-)
Lubiłam tylko kilku - takich, którzy nie gadali głupot i nie trzymali się za siusiaka.
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości