Przez chwilę się zastanawiałam, co masz na myśli... A, dzieci na podwórku zewnętrznym, fakt, o nich zapomniałam

Widocznie coś ostatnio mało się we znaki dają, ale co się dziwić, ciągle leje.
Miałam na myśli mieszkańców klatki - ci są cudni. Jedyny hałas, to czasem jak przyjdzie jakaś starsza pani z dzieckiem do sąsiada zza ściany i się drze. Ale to koło 17, zresztą reagują na Najtłisza jako formę sugestii "proszę o ciszę".
I przynajmniej w trzech mieszkaniach są koty

oprócz naszego. I w kolejnych czterech - psy. W tym jeden jazgoczący cziłała

I żółw. Ostatnio sąsiadka mi pokazywała inkubator, przepiórki jakieś wylęga.
Ale jeśli o hałasy chodzi, czy jakąś ogólną upierdliwość, to nie można im nic zarzucić. To ważne zwłaszcza jak się jest "łobcym", i ludzie mogą na Ciebie podejrzliwie patrzeć, takie neutralno-przyjazne stosunki są bardzo przyjemne.
Jak sobie przypomnę poprzednią sąsiadkę z góry, jej obcasy, imprezy z tańcami i dzieci jeżdżące na rolkach...

strach mieszkania szukać.
EDIT: matko, na dole mieliśmy jakiegoś naćpanego Afrykańczyka, co to do nas przybiegał na skargę, że mamy maszyny przemysłowe w domu i one hałasują (raz przybiegł jak już w łóżku leżeliśmy wieczór), za ścianą babcię opiekującą się rozwydrzonymi wnukami (darcie japy w obie strony), na parterze ćpuna, co to raz wyszedł z domu bez kluczy, nie mógł się dodzwonić do swojej baby, więc rozbił okno i wlazł. Rozbił jest chyba ręką, bo krwi było jak w rzeźni i chodził potem pobandażowany kilka tygodni.
No to co się dziwić, że tych sąsiadów cenię

EDIT: acha, raz jak wychodziłam z domu do pracy to na schodach spotkałam uzbrojonego po zęby policjanta, który mi pokazał "mnie tu nie ma". Polowanie na resztki ETA, ale to już nie wina sąsiadów, całe osiedle wtedy obstawili

cyrk na kółkach.