MOJE KOCISKA. Ciąg dalszy. Już 13(14)kotów!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt mar 04, 2005 17:50

Historia Puszka jest bardzo smutna- łza się zakręciła w oku. Dobrze, że na Was trafił. :)
Obrazek

kordonia

 
Posty: 8759
Od: Czw sty 30, 2003 13:59
Lokalizacja: Elbląg

Post » Pt mar 04, 2005 18:19

Zakocona, pięknie i tak ciepło piszesz o swoich kotach. Masz rację, to już koniec HISTORII. Czas na teraźniejszość i dalsze opowieści. :D

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt mar 04, 2005 19:05

Doczytałam. Piękne, wzruszające opowieści :)
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39370
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pt mar 04, 2005 19:08

Pieknie piszesz, tak, że się ciepło robi na sercu :) . Proszę o jeszcze.
Obrazek Polska - katolska oraz kibolska

Kicorek

Avatar użytkownika
 
Posty: 30802
Od: Pon sie 30, 2004 9:47
Lokalizacja: Warszawa Żoliborz/Bielany

Post » Pt mar 04, 2005 20:59

Zakocona, pisz więcej :))) Cudownie się czyta historię Twoich kocurków. Na pewno masz w zanadrzu jeszcze pełno anegdot i ciekawostek z ich życia :))) Czekamy :)
Obrazek
Paskal i Xenon

martus

 
Posty: 211
Od: Pt lut 04, 2005 19:42
Lokalizacja: Zabrze

Post » Wto mar 08, 2005 10:45

Jak będziesz dalej pisać, to mnie z pracy dyscyplinarnie zwolnią :) a wtedy przeprowadzę się do Ciebie :twisted:

kropka75

 
Posty: 3995
Od: Śro lut 09, 2005 11:15
Lokalizacja: Gliwice

Post » Wto mar 08, 2005 10:57

i co tam w Twojej cudnej kociarni,jak tam Kropcia,bo chyba cos chorowala :?:
ObrazekObrazek

Mała

 
Posty: 1007
Od: Śro gru 29, 2004 21:20
Lokalizacja: Katowice

Post » Wto mar 08, 2005 13:21

Kropcia jest po zabiegu zszywania brzuszka, bo miała przepuklinę pępkową. Jest bardzo dzielna i już dużo biega, chociaż przez pierwsze 5 dni wyraźnie się oszczędzała. Martwi nas tylko jej ciągłe zatykanie się.
Daję parafinę, len, pastę odkłaczającą i nie ma efektu. Robi "zajęcze bobki". Boimy sie totalnego zatkania. Już to przerabialiśmy. :?

Pirat 2 tygodnie po kastracji. Chłopak zrobił się taki domator, że nie można go wygnać z kotłowni. Tylko kuwety nie uznaje. Załatwia się raz porządnie, a więcej razy gdzie popadnie. Dobrze, że to kotłownia :twisted: Poza tym mocno przybrał na wadze. Juz go ograniczam, bo je co dają i wylizuje michy do czysta. Jest teraz taki zadowolony, wypoczęty, a jak mu błyszczy futerko! To nie ten wychudzony podrywacz, jakim był jeszcze niedawno :lol:

Za to Puszek dalej marcuje się. Jakoś nie mogę zdecydować się na kastrację. Chodzi taki zmęczony, a nosi go po całej wsi. Dzisiaj nie wrócił na noc. Jak przyjdzie to będzie jadł i spał 2 dni, a potem to samo od nowa: nocki i dziewczyny. :o

Kociska i pies wybrzydzają w jedzeniu, dużo śpią i leniuchują. W domu, gdzie się człowiek nie ruszy - kociska. :twisted: W garderobie, w kuchni, przy komputerze - dosłownie się mnożą i dopominają mizianek. Dobrze, że jest jeszcze zima, bo jak zacznę pracować w ogrodzie- koniec z pieszczotami :wink: Będą ograniczane i wydzielane do kilku głasków na dzień :lol:

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Wto mar 08, 2005 20:11

Biedna Kropcia :( podrap ją za uszkiem ode mnie :)
W Pirata - domatora jakoś trudno uwierzyć :) wyraz pyszczka ma wybitnie.... piracki :)
Obrazek
Paskal i Xenon

martus

 
Posty: 211
Od: Pt lut 04, 2005 19:42
Lokalizacja: Zabrze

Post » Wto mar 08, 2005 22:23

MÓJ WIECZÓR CODZIENNY -(ku przestrodze dla tych, którzy chcą mieć więcej niż 2-3 koty.)

Wracam z pracy. Lisek (mój pies) już czeka. Nie obchodzi go, że jestem głodna. On chce na spacer. (Cały dzień drań siedział w cieplutkiej budzie, w końcu może biegać po ogrodzie). Cieszy się jak wariat. Sypie śnieg. Jemu to nie przeszkadza. Mnie, owszem, bardzo. 20 minut spacerku. Nie da się więcej, bo zaspy, tylko drogą da się iść. Wracamy. Pies zadowolony idzie znów do budy. Ja przebieram się i jem obiad. Potem odśnieżanie i likwidacja 2 pryzm śniegu (nie codziennie to robię). Wracam jest 18.30.

Szykuję żeberka z ryżem dla Liska. Już skomli (umiera z głodu). Lecę do niego z michą. Końcem spiczastego pyska zjada parę kęsów. W tym czasie karmię Kropcię puchą. Daję też jeść Tygrysi i Kacperkowi. Coś tam skubnęli. Kacper podchodzi do Kropci, zaintresowany tym co ona je. Już mu nie smakuje whiskas. Klęczę przy Kropci i zasłaniam ją przed natarczywym Kacprem. Kropcia zjada połowę porcyjki felixa. Daję ją Kacprowi. Polizał trochę. Nie on nie jada resztek po innych.

W międzyczasie wypuszczm Borysa na podwórko. Zaglądam czy wrócił Puszek. Nie ma go od wczorajszego wieczora. Zaglądam też do kotłowni.
Daję 2 michy jedzonka Piratowi. Wracam do kuchni. Lisek z werandy patrzy - "a do mnie nie przyjdziesz?". Idę do Liska. Okazało się, że nie jest zbyt głodny, bo większość żarełka nie zjadł. Wkładam rękę do michy i karmię go z ręki. No, teraz zjadł prawie wszystko. Zostawił większość ryżu. Mięcho w psim żołądku.Skrobię go za uchem i po karku. Kładzie się zadowolony na legowisko.

Wracam do kotów. Kropcia na chodzie. Musi się wykupkać, bo dawno tego porządnie nie zrobiła. Masuję brzuszek Kropci. Jest owszem, ale sioo.
Wycieram. Dalej masuję. Kotka się przewraca. Jest zachwycona. Za chwilę kica okrakiem. Dobry znak, Biegnie do łazienki.Saą kupki !!!
Dużo!!! Nareszcie !! Szczęśliwa pańcia zbiera je rozrzucone prawie po całej łazience i wyciera podłogę. Biedna kaleka Kropcia z zadowoleniem kladzie się na podłodze Odpoczywa. Ja nie. Karmię Balbinę. Z pogardą patrzy na whiskas. Inna puszka też jest be. Wyciagam twarożek bieluch i gotową kaszkę z ze śmietanką. (No, nareszcie duża dała coś dobrego) Balbina zjada wszystką kaszkę. Idę po Borysa. Wpuszczam go do domu.
Pan władca dziś ma ochotę na jedzenie dla plebsu, więc wcina "pupila".Wczesniej gotowane żeberka też mu smakowały. Robię jedzonko dla kotów na piętrze: Pusia 2 dania (2 miseczki) Mici 4 dania na jednej dużej misce.

Muszę wyprowadzić Borysa z kuchni , bo może oblać meble. Żeby nie czuł się dotkniety daję mu jeszcze suche RC. Wypuszczam Kacpra i Pirata na zewnątrz.

Malwinka też chce wyjść. Otwieram drzwi. Kotka wystawia łebek. Nie na taką pogodę nie wyjdzie! Idę do kuchni. Szykuję michę dla Malwiny. Nie jest głodna. Daję RC Tygrysi. Zjada kilka chrupek i odchodzi znudzona od miski. Stwierdzam, że za mało zjadła. Daję jej kaszkę ze śmietaną. Nie ruszyła. Serka też nie chce. Dałam za wygraną. Niech nie je ! Tygrysia patrzy znacząco. Nie będzie głasków! Nie mam czasu!

Patrzę znów na dwór za Puszkiem. Nie ma go. Idę na górę i podstawiam fileta rybnego Pusi. Udaje, że nie widzi. Wkurzam się. Idę z jedzeniem do Mici. (Na razie nie będzie jadłą, może później). Wracam na dół.

Wypuszczam psa na zewnątrz. Pewnie Pirat zmarznięty stoi pod drzwiami kotłowni. Idę więc tam. Znajduję sioo w kuwecie i na podłodze. Sprzątam. Kot oczywiście jeszcze na dworze. Nie ma zamiaru wracać. Sprawdzam jeszcze to i owo. Wypuszczam na dwór Balbinę. No teraz mam czas.

Pomyliłam się. Biegnie Kropcia. Radosne siusianie w podskokach. Zalane pól podłogi werandy. Idę po wodę i wycieram. Przenoszę Kropcię do kuchni, bo tam cieplej. Jest 9.15. Mam wreszcie czas dla siebie. Otwieram komputer. Przychodzi Pusia i zasłania mi ekran. Parę głasków i kicia sobie idzie . Oddetchnęłam z ulgą. Kicia zabrała się za kaszkę. Smakuje jej. Zabieram jej miseczkę z rybą sprzed nosa i kładę na podłodze.
Będzie na później.

Czy nie znacie jakiegoś kucharza dla kotów i odźwiernego do wpuszczania i wypuszczania kotów na dwór? :twisted:

Czy ktoś ma równie wredne, czasochłonne i grymaśne w jedzeniu kociska ? :twisted:

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Wto mar 08, 2005 22:38

Zakocona pisze:MÓJ WIECZÓR CODZIENNY -(ku przestrodze dla tych, którzy chcą mieć więcej niż 2-3 koty.)

Wracam z pracy. Lisek (mój pies) już czeka. Nie obchodzi go, że jestem głodna. On chce na spacer. (Cały dzień drań siedział w cieplutkiej budzie, w końcu może biegać po ogrodzie). Cieszy się jak wariat. Sypie śnieg. Jemu to nie przeszkadza. Mnie, owszem, bardzo. 20 minut spacerku. Nie da się więcej, bo zaspy, tylko drogą da się iść. Wracamy. Pies zadowolony idzie znów do budy. Ja przebieram się i jem obiad. Potem odśnieżanie i likwidacja 2 pryzm śniegu (nie codziennie to robię). Wracam jest 18.30.

Szykuję żeberka z ryżem dla Liska. Już skomli (umiera z głodu). Lecę do niego z michą. Końcem spiczastego pyska zjada parę kęsów. W tym czasie karmię Kropcię puchą. Daję też jeść Tygrysi i Kacperkowi. Coś tam skubnęli. Kacper podchodzi do Kropci, zaintresowany tym co ona je. Już mu nie smakuje whiskas. Klęczę przy Kropci i zasłaniam ją przed natarczywym Kacprem. Kropcia zjada połowę porcyjki felixa. Daję ją Kacprowi. Polizał trochę. Nie on nie jada resztek po innych.

W międzyczasie wypuszczm Borysa na podwórko. Zaglądam czy wrócił Puszek. Nie ma go od wczorajszego wieczora. Zaglądam też do kotłowni.
Daję 2 michy jedzonka Piratowi. Wracam do kuchni. Lisek z werandy patrzy - "a do mnie nie przyjdziesz?". Idę do Liska. Okazało się, że nie jest zbyt głodny, bo większość żarełka nie zjadł. Wkładam rękę do michy i karmię go z ręki. No, teraz zjadł prawie wszystko. Zostawił większość ryżu. Mięcho w psim żołądku.Skrobię go za uchem i po karku. Kładzie się zadowolony na legowisko.

Wracam do kotów. Kropcia na chodzie. Musi się wykupkać, bo dawno tego porządnie nie zrobiła. Masuję brzuszek Kropci. Jest owszem, ale sioo.
Wycieram. Dalej masuję. Kotka się przewraca. Jest zachwycona. Za chwilę kica okrakiem. Dobry znak, Biegnie do łazienki.Saą kupki !!!
Dużo!!! Nareszcie !! Szczęśliwa pańcia zbiera je rozrzucone prawie po całej łazience i wyciera podłogę. Biedna kaleka Kropcia z zadowoleniem kladzie się na podłodze Odpoczywa. Ja nie. Karmię Balbinę. Z pogardą patrzy na whiskas. Inna puszka też jest be. Wyciagam twarożek bieluch i gotową kaszkę z ze śmietanką. (No, nareszcie duża dała coś dobrego) Balbina zjada wszystką kaszkę. Idę po Borysa. Wpuszczam go do domu.
Pan władca dziś ma ochotę na jedzenie dla plebsu, więc wcina "pupila".Wczesniej gotowane żeberka też mu smakowały. Robię jedzonko dla kotów na piętrze: Pusia 2 dania (2 miseczki) Mici 4 dania na jednej dużej misce.

Muszę wyprowadzić Borysa z kuchni , bo może oblać meble. Żeby nie czuł się dotkniety daję mu jeszcze suche RC. Wypuszczam Kacpra i Pirata na zewnątrz.

Malwinka też chce wyjść. Otwieram drzwi. Kotka wystawia łebek. Nie na taką pogodę nie wyjdzie! Idę do kuchni. Szykuję michę dla Malwiny. Nie jest głodna. Daję RC Tygrysi. Zjada kilka chrupek i odchodzi znudzona od miski. Stwierdzam, że za mało zjadła. Daję jej kaszkę ze śmietaną. Nie ruszyła. Serka też nie chce. Dałam za wygraną. Niech nie je ! Tygrysia patrzy znacząco. Nie będzie głasków! Nie mam czasu!

Patrzę znów na dwór za Puszkiem. Nie ma go. Idę na górę i podstawiam fileta rybnego Pusi. Udaje, że nie widzi. Wkurzam się. Idę z jedzeniem do Mici. (Na razie nie będzie jadłą, może później). Wracam na dół.

Wypuszczam psa na zewnątrz. Pewnie Pirat zmarznięty stoi pod drzwiami kotłowni. Idę więc tam. Znajduję sioo w kuwecie i na podłodze. Sprzątam. Kot oczywiście jeszcze na dworze. Nie ma zamiaru wracać. Sprawdzam jeszcze to i owo. Wypuszczam na dwór Balbinę. No teraz mam czas.

Pomyliłam się. Biegnie Kropcia. Radosne siusianie w podskokach. Zalane pól podłogi werandy. Idę po wodę i wycieram. Przenoszę Kropcię do kuchni, bo tam cieplej. Jest 9.15. Mam wreszcie czas dla siebie. Otwieram komputer. Przychodzi Pusia i zasłania mi ekran. Parę głasków i kicia sobie idzie . Oddetchnęłam z ulgą. Kicia zabrała się za kaszkę. Smakuje jej. Zabieram jej miseczkę z rybą sprzed nosa i kładę na podłodze.
Będzie na później.

Czy nie znacie jakiegoś kucharza dla kotów i odźwiernego do wpuszczania i wypuszczania kotów na dwór? :twisted:

Czy ktoś ma równie wredne, czasochłonne i grymaśne w jedzeniu kociska ? :twisted:


Moja Mama zawsze mówiła w takich przypadkach "Jak sobie szczotkę przywiążę, to jeszcze pozamiatam po drodze.." :wink:

A swoją drogą, kochasz Ty te swoje kociska.. :D :D
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Śro mar 09, 2005 21:23

Dzisiaj był lekki popłoch - Kropcia od rana wymiotowała. Najpierw wydaliła śniadanie, potem parę razy białą pianę. Przed naszym powotem wymiotowała różową pianą .Podobnie o 18.00. Poza tym humor i reakcje w normie. Ja jednak spanikowałam i pojechałyśmy z siostrą do weta
("tylko" 20 km w jedną stronę). Ten ją zbadał. Temperatura w normie, brzuszek też. Dostała antybiotyk w zastrzyku i środek przeciwwymiotny.

W domu Kropcia się odsiusiała na podłogę i zabrała się do konsumpcji puszeczki. Potem popiła wodą i upomniała się o mizianki. Mam nadzieję, że alarm był niepotrzebny. Może, po prostu, się przejadła. :o

Pirat wyszedł wczoraj po tygodniu siedzenia w kotłowni. Jeszcze nie wrócił.
Za to wrócił Puszek i poszedł znowu. Martwię się bo idzie mróz, a chłopaki się włóczą. :?

Pusia dotała porcyjkę śmietany i jak zwykle lubi mi potem dziękować. Siedziała przy komupterze i skasowała mi to co napisałam. Potem go całkiem wyłączyła. Wyłącza to pudło w inny sposób niż ja. :o 8O
Mam kota "felis sapiens" - jest po prostu genialna. :wink:

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Czw wrz 22, 2005 13:47

Dużo działo się w mojej kociarni od wiosny. Niestety, dużo złego. :(

Od końca wiosny dramaty i choroby w niespotykanym dotąd nasileniu.

16 maja zaginął Borys. Bez śladu. W biały dzień. Wszelkie ogłoszenia wrzucane do skrzynek na listy, przy każdym domu, nie dały rezultatu.
Trzy fałszywe sygnały, że ktoś znalazł, trzy rozczarowania i rozpacz po stracie kochanego kocurka. :(

Potem była choroba Tygrysi- dziwny, duży guz na boku, który po antybiotykach zaczął maleć.

1 lipca znalazłam porzuconą koteczkę Fredzię. Znalazła u nas dom. "Wskoczyła" w puste miejsce po Borysku. Na szczęście, poza drobnym epizodem, rośnie zdrowo. :lol:

2 tygodnie po Fredzi pojawił się Feluś. Rudo- biały kocurek ze śladami na futerku, po ściagniętej obróżce przeciwpchelnej. Wałęsał się po okolicy podrapany i trochę wychudzony. Po kilku dniach zaczął nas odwiedzać coraz częściej. Miałam mu szukać domku. Był chyba kotem wychodzącym, bo dobrze sobie radził na wolności. Został u nas, mimo protestów mamy. :)

13 sierpnia przepadła Tygrysia. I znów płacz i rozpacz. Też zaginęła bez śladu w biały dzień. Nikt jej nigdzie nie widział. Do dzisiaj nie mogę się pogodzić z jej zniknięciem. :(

Jak jest teraz:

FREDZIA - zawojowała nas całkowicie. Głośno domaga się spacerów po ogrodzie. Wypuszczamy ją pod kontrolą. Gdy jeszcze trochę wydorośleje, przed sterylką, będzie biegała w szelkach. Niestety, coś się stało w mojej okolicy. Nie jest tak bezpiecznie jak dotąd. Zbyt dużo kotów znika. Czy ktoś je kradnie? Nie wiem. Wykluczam wypadki, bo nie znalazłam moich kotów na ulicy. Dziwnym trafem zniknęły mi najbardziej ufne, nie bojące się ludzi koty, które na dodatek podobały się wielu osobom w okolicy.
Z tego względu Fredzia nie będzie miała tyle swobody co pozostałe koty.

Fredzia jest koteczką żywiołową, radosną, okropnie miziastą i bardzo mruczącą. Chyba też zostanie dziewczynką gadającą. Jest już odrobaczona i zaszczepiona. Przeciw wściekliźnie zaszczepimy ją wiosną.

FELUŚ - jest już wykastrowany. Test nie wykazał zarażenia białaczką.
Obecnie przyuczamy go do częstszego przebywania w domu. Bardzo sobie ceni podusie i ciepełko, a po kastracji je jak smok. Już przybrał na wadze i obawiam się, że zrobi się z niego taki grubas jak Pirat.

Niestety, Feluś nie jest akceptowany przez resztę kotów. Bawi się z Fredzią, ale rezydenci z trudem go tolerują. Mama też go nie lubi, bo skacze po meblach w kuchni, a tego ona nie znosi. Po przybyciu Felka krucha harmonia w moim stadku prysła. Kacper boczy się na Felka, a Felek na niego. Ciągle słychać Felkowe wrzaski i zawodzenia.Czasami wtrąca się Pirat na trzeciego. Już kilka razy dochodziło do kotłowaniny trzech chłopaków. Futro leciało na wszystkie strony. Na szczęście kastrowane kocury nie walczą tak zajadle jak pełnojajeczne.

W sierpniu robiliśmy badania krwi Balbinie. Okazało się, że ma zaawansowaną niewydolność nerek. Małpa, nie chce jest mokrej karmy dietetycznej, więc wpycham jej do pysia. Spejalnie nie protestuje. Całe szczęście, że jada chętnie chociaż suche. Nie wykluczam myszy i ptaków, bo zawsze była kotem wychodzącym. Nie utrzymam jej w domu, bo zbyt kocha łąki i pola pełne gryzoni. Wygląda dobrze i czuje się też nieżle, ale co kilka dni podajemy podskórnie kroplówki. Widzę jak jej pomagają - ma wtedy lepszy apetyt i jest wesoła jak skowronek. Kroplówki dostaje w domu. Siostra się w tym specjalizuje. Dzięki temu oszczędzamy jej stresu wizyt u weta, no i zbyt długich podróży w kontenerku.

W moim zwierzyńcu jest też pies LISEK zabrany ze schroniska w Gliwicach w ubiegłym roku. Są z nim problemy. Najpierw ostra alergia, potem rana (też chyba na tym tle) na pupie, którą sobie wygryzał. Teraz miał ostatnio 2 dziwne ataki, podczas których słaniał się na łapach i chodził wystraszony w kółko. Czekają go badania. :(

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt wrz 23, 2005 21:50

Już po pierwszych badaniach Liska. EKG w porządku. Jutro powtarzamy to samo badanie, ale po podaniu atropiny. Wetka nie wie co mu jest. Jak w EKG nic nie wyjdzie to robimy badanie krwi. Podobno żadnej choroby wykluczyć nie można. Padaczki też! Jeszcze tego nie miały moje zwierzaki. :( Co jest temu psu??? 8O

Kropcia dalej leczona na zapalnenie pęcherza. Jest już dobrze, ale leki będzie dostawała do przyszłego czwartku.

Pusia i Pirat mają łzawiące oczka. Podaję krople. :(

Marzy mi się tydzień bez wizyty u weta :evil: :( Stan moich finansów- grubo poniżej dna. :evil: Liczę dni do wypłaty i... robię długi u mamy.
Karma dietetyczna, leki, badania, szczepienia - wszystko zwaliło się naraz.

Przepraszam, ale muszę gdzies ponarzekać, bo jak zacznę w domu, to słyszę "Po co ci było brać tyle kotów. masz czego chciałaś" Też prawda. :(

Tylko ja nikomu nie oddam żadnego kotucha. Psa też nie. :)

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt wrz 23, 2005 22:05

No nareszcie wróciłaś Zakocona ze swoimi opowiadaniami.. :D

Tygrysia i Borys.. :( :(
Fredzie pewnie rośnie jak na drożdżach.. :twisted:

Mogę Ci tylko życzyć jak najmniej kłopotów z Twoim stadkiem, bo że dają Ci dużo radości, w to nie wątpię.. :D
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 40 gości