Chwaliłam się doskonałym kotełkiem.
Nie trzeba było.

Oprogramowanie mu się zepsuło.
Nie budzi mnie od dwóch dni.

I nie śpi już ze mną.
Chyba przeczytała, że szylkrecja to charakter a nie kolor i focha
szczela.
Ale za to mięsko surowe sauté jej smakuje.
Do dobrych puszek już nie muszę dodawać sosików typu RC. Zjada je z chęcią, ale tylko wybrane smaki. Suche dostaje co drugą noc.
Ludzkie jadło dalej jest niejadalne (za zaproponowanie jajka czy śmietanki zostałam zbluzgana i obrzucona jadem ocznym). Jedynie upadłe truskawkowe płatki śniadaniowe wyjadła

zanim odkurzacz wyciągnęłam.
Bawi się całymi dniami, z dziećmi też - z Najmłodszym kijkiem z piórkami a z Młodszą piłeczką. Śpi nocą, jak wychodzę z domu albo jak dzieciarnia ją zmęczy wrzaskami.
Wczoraj małżon zasypał ogródek chemia trawnikową jakąś, więc tydzień musimy podupkować w domu, Luśka nie awanturuje się, by wyjść.