A wracając do Madrytu - mam zakwasy od łażenia i plamę na dekolcie.
Madryt fajny jest, bo wszystko, co turyście - łazikowi potrzebne do szczęścia ma "na kupie", włącznie z bardzo przyzwoitymi cenowo hostelami (jestem na Puerta del Sol, czyli w SAMYM, absolutnym centrum, ale o tym potem) i za jedynkę z łazienką zapłaciłam poniżej 30 Euro za noc. Dużo ludzi, ale i dużo miejsca, więc nie ma wrażenia tłoku. Część centrum zamknięta dla samochodów. Doskonała komunikacja, ale jak się już z lotniska dojedzie do centrum to komunikacja niepotrzebna. Ludzie sympatyczni i - co najważniejsze i jak pamiętałam - nie sprawiają wrażenia, jakby chcieli człowieka okraść

. W ogóle jakoś bezpiecznie, dużo policji a ja z tych, co to lubią jak jest dużo policji, chociaż to ponoć nienormalne. Mnie tam daje poczucie bezpieczeństwa.
Żarcie tanie - obiad z dwóch dań za dychę to absolutna norma, u mnie za dychę to se można sałatę zjeść
Ponadto - dziś łaziłam po centrum od rana, dzień roboczy, a łażenie po mieście rankiem w dzień roboczy to jest jedno z moich ulubionych zajęć. I powiem Wam, że duże miasta są dziwne. Okropne są. Wszędzie kawa na wynos - w naszej pipidówie kawę na wynos ciężko uświadczyć, bo u nas każdy ma czas na to, by usiąść i kawę wypić. Co gorsze i absolutnie nie do pomyślenia, w barach nie było gazet!!! Skandal! Jak to, usiąść do kawy (niektórzy mieli dziś czasu aż nadto) bez gazetki??? W kawiarniach w Madrycie rano mówią do mnie "Señora" a w Pamplonie mówią do mnie "Ty", i tak serio, to to "Ty" daje mi poczucie jakiejś wspólnoty, no ale my Pamplończycy mamy fioła na punkcie naszego miasta i na każdym kroku musimy podkreślać, że jesteśmy mieszkańcami raju i trzymamy z tego powodu sztamę

(serio, podkoloryzowałam, ale coś w tym jest). Oczywiście dziś w parku spotkałam znajomego z pracy, albowiem świat jest mały a moja fabryka ogromna i pracuje tam pół miasta
Ludzie w Madrycie pędzą i masowo kopcą fajki, zasmradzając już i tak usyfioną spalinami metropolię, a o ile spaliny trawię a na ulicach i tak głównie hybrydowe w większości taksówki, tak dym z fajek to u mnie odruch wymiotny. Zdecydowanie wolę żyć w małym mieście, już chociażby samo to przytoczone biorąc pod uwagę i nie wspominając o innych zaletach.
Miałam wczoraj iść po parkach i ogrodach, ale mi się późno zrobiło, stwierdziłam, że idę do Pałacu. I dobrze zrobiłam, bo za chwilę przyjechała do Pałacu policja na koniach i kicała tam na placu dobre pół godziny w różnych konfiguracjach, a konie jak to konie - zasrały bruk dokumentnie, ale zaraz sprzątnięto. Poszłam sobie do samego Pałacu, przypomnieć sobie, dlaczego mi się tak bardzo podobał... o rety... te sklepienia, te zdobienia, aksamitem wykładane ściany, te żyrandole! Cuda. Zdjęcia można było robić tylko na klatce schodowej, ale już sama ona oddaje ten przepych przepotężny. Muszę tu kiedyś Mamę przywieźć, będzie zachwycona.
Fotki wrzucam bez zbędnego komentarza, bo o Madrycie to w necie jest, że ho-ho.
Pałac Królewski ze wszystkich stron:

I z policyją:

Klatka schodowa:

Catedral de Santa María la Real de la Almudena - naprzeciwko Pałacu Królewskiego

Świątynia Templo de Debod - podarek Egiptu dla Hiszpanii za pomoc w ratowaniu zabytków. Pięknie wygląda oświetlony w nocy, ale już tam nie pójdę bo na strasnej górze to-to stoi.

Ciąg dalszy nastąpi, bo nogi mówią, że już odpoczęły i chcą iść na piwo

Hańko, kwiatki Ci obfociłam obficie, chociaż kwitły tylko tulipany i mało co więcej, ale i tak było cudownie aż piszczałam.