Od dawna mówiłam przecież że mój synek kochany to ZUO w czystej postaci

A myślałby kto, że z wyglądu aniołeczek... 180 cm wzrostu 95 kilo wagi bary od framugi do framugi, nie pije nie pali, nie łazi na damy negocjowalnego afektu... Blond włosięta i błękitne ślepka.... No po prostu ideał. Pominę kilka pryszczy, to mu przejdzie jak dojrzeje że tak powiem ale wiem jedno, francowaty charakter inteligencję i wredność odziedziczył po mamusi

Niestety. Właściwie nawet mnie to cieszy, nie daje sobie w kaszę dmuchać ale chciałabym wiedzieć tylko jedno, dlaczego ten mały ( tak wiem...

) francowaty oraz kretyński potomek moich lędźwi uskutecznia swoje dowcipaski najczęściej na rodzonej maci? Nie mógłby robić użytku z piekielnej inteligencji na swoich kolegach np? Czy na swoim ojcu? Ja któregoś dnia go wredniaka uduszę bo się nade mną znęca psychicznie i gdybym włosów nie farbowała zapewne byłabym już siwiuteńka jako gołąbek. I współczuję dziewczynie która go zechce i zostanie jego żoną. Teściowa wariatka, mąż świrus, teściu świrus...Jeżu mój kolczasty jakie oni te dzieci będą mieli już się boję....

A co do rodu męskiego na przykładzie kolegi małżowina zwariował on doszczętnie. Dzwonił z godzinę temu,żeby mnie poinformować,że jednakowoż święta będzie spędzał u swojej siostry w Heilbronie, a z tego co pamięta jest tam kilka dobrze zaopatrzonych sklepów zoo, zatem ma w planach je odwiedzić i popatrzeć Maszeńce za żwirkiem bo tak jak on liczy to tam wychodzi taniej, więc skoro i tak jeździ po świecie to co mu szkodzi kupować po dwa trzy worki żwirku, bo przecież skoro koty wychodzą i w lecie będą paskudzić w grządki to on im zrobi zapas na zimę " Nie będziesz musiała kochanie dygać zakupów z miasta własnoręcznie przecież te worki ze żwirkiem są ciężkie" a ponadto żwirek siedzi cicho i żreć nie woła psuć się nie psuje bo w szczelnych foliowych workach jest zatem może sobie stać w domu i czekać na lepsze czasy. Zaczynam się zastanawiać, co zbroił mój małżowin,ze taki jest milutki i na wszystko się zgadza, ba, nawet słowem się dziś nie odezwał jak mu powiedziałam że zanabyłam drogą kupna w szmateksie dwie spódnice robocze co mi jak raz w oko wpadły, wręcz mnie pochwalił i stwierdził,że kiecki będą w sam raz do tych pantofelków co mi kupił, na pewno mi się spodobają ( pantofelki znaczy )

No ewidentnie wywinął jakiś numer, jeszcze tylko nie wiem jaki. Ba, na chwilę obecną skłonna jestem przypuszczać,że nawet gdybym do niego zadzwoniła jutro i powiedziała,że ktoś nam przerzucił niechciany koci miot w kartonie przez ogrodzenie i teraz nasz stan wzrósł z liczby dwóch do na przykład sześciu sztuk pogłowia to jedyne co by powiedział to by zapytał czy mam jeszcze to mleko którym karmiłam Maszę bo jak nie to trzeba kupić bo przecież trzeba kotki wykarmić i żebym pojechała z nimi do weta odpchlić i odrobaczyć tałatajstwo a on jak przyjedzie to mi pomoże w opiece nad sierściuchami. Mój małżowin czasem zaskakuje nawet mnie samą a myślałam,że po 20 latach wspólnego życia z jego strony już nic mnie nie zaskoczy..... No chyba,że ten numer ze żwirkiem to zwyczajny prima aprilis jest...
