sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob mar 21, 2015 0:46 sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Tytuł dałam ironiczny, ale teraz "na serio" napiszę o czymś, co bardzo leży mi na sercu. Od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwniczką sterylek i kastracji, rozumiem, że kocie nieszczęścia nie powinny się mnożyć.
Jednak jak czytam o akcjach sterylizacji, gdzie obowiązuje zasada "im więcej, tym lepiej" zaczynam się niepokoić. Organizatorzy akcji jakby prześcigiwali się czy też dopingowali siebie nawzajem liczbami wykonanych zabiegów. Najważniejsza ilość - a gdzie jakość?
Już piszę, o co mi chodzi. Prowadzę dom tymczasowy. Jakiś czas temu trafił do mnie na tymczas kocurek-wnętr. Niedługo po kastracji dosłownie rozpruł się, wyszły mu na wierzch jelita... Wdało się zakażenie i nie przeżył.
Niedawno przywieziono do mnie prawie że niewybudzonego kocurka po standardowej kastracji. Z operowanego miejsca jeszcze mu ciekło. Niecałą dobę później zaczął się koszmar, a gdy kocur dotarł do weta, zdiagnozowano panleukopenię... Czy zaraził się tym u weta czy też wcześniej, tego się nie dowiemy... Wiem, że przed kastracją dopiero co (wy)leczono mu koci katar.
Nie chcę nikogo oskarżać. Po prostu mam wrażenie, że zabieg sterylizacji jest przez wielu traktowany jak zabieg kosmetyczny typu obcinanie pazurów.
Apeluję, byście nie odbierali niewybudzonych zwierzaków po zabiegu.
Do organizacji, które prowadzą akcje sterylizacyjne - nie idźcie w ilość. Nie popadajcie w rutynę.
Jeśli zwierzę jest osłabione - nie poddawajcie go na siłę zabiegowi.
Każdemu zwierzakowi po sterylce trzeba poświęcać wiele uwagi. Wiem, że to co piszę wydaje się banalne. Jednak byłam świadkiem powyższych sytuacji, o podobnych słyszałam, i uważam, że dzieje się coś niepokojącego.
Dziękuję za przeczytanie moich wypocin :) Proszę o opinie.
Powtarzam - sterylizacja/kastracja - TAK, ale Z GŁOWĄ! To nie czyszczenie uszu! :)

littleblackdress

 
Posty: 30
Od: Nie lis 16, 2014 1:10

Post » Sob mar 21, 2015 7:28 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Popieram.
Niestety tak dzieje się czasem w schroniskach, które najczęściej sterylizują koty w tzw. programach miejskich. Ostatnio gdzieś na FB obiła mi się o oczy informacja o schronisku w Słupsku (bodaj), gdzie karmiciel zawiózł kotki na sterylkę i niestety nie przeżyły one. Kilka lat temu podobna sytuacja była w Krakowie - z 7 kotów z jednego podwórka przeżył tylko jeden. W lecznicach zawsze istnieje, bodaj minimalne zagrożenie złapaniem wirusa, a w schronach pp jest zawsze obecne.
Ostatnio edytowano Sob mar 21, 2015 8:56 przez miszelina, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

miszelina

Avatar użytkownika
 
Posty: 13549
Od: Nie maja 06, 2007 13:31
Lokalizacja: Krakow

Post » Sob mar 21, 2015 8:24 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Littleblackdress - w żadnej akcji prowadzonej przez kociarzy nie obowiązuje zasada "im więcej, tym lepiej" kosztem bezpieczeństwa zwierząt. Nie wiem, skąd nasunął Ci się taki wniosek.

Zajrzyj do wątku o wetach polecanych, poczytaj o warszawskiem "dr" Okapie - organizacje naprawdę robią dużo, by zabiegi były wykonywane przez fachowców i by takich wypadków było jak najmniej. Ale jeśli sterylki są w ramach programów miejskich, jednynym kryterium przetargu jest cena. Wtedy pozostaje tylko omijanie złych lecznic - co np w takiej Łodzi przy trzech lecznicach jest nieco trudne - jak widzisz starszą karmicielkę z kotem w klatce jadącą przez całe miasto, bo lecznica obok jest zła? Jak takiej pani wytłumaczysz logikę miasta kierującego się tylko ceną? Zresztą w ub roku tak było - zła lecznica dzięki rozpowszechnianiu informacji wykonała chyba pół tej ilości zabiegów, która wynikała z prostego rachulku ilość zakontraktowanych sterylek przez liczbę "miejskich" lecznic.

Można ograniczyć ryzyko przy kotach domowych, oswojonych - np starszym robiąc badanie nerek przed narkozą, a chore doleczając.

Ale dziczki - te, które w klatce po zabiegu przez kilka dni nie jedzą, nie wypróżniają się ze stresu? Jak im pobrać krew? Dając kolejną narkozę? To dobiero powiększyłoby śmiertelność.

Wypadki / wpadki zdarzają sie zawsze, jeśli stanowią 1% przypoadków - przy 10, 50 sterylkach ich nie widać. Przy tysiącach - już tak.
Wiem z doświadczenia - "maczałam łapki" w około 2tys zabiegów.

Twoje przypadki - czy kocurek wnętr był operowany w dobrej, czy niekoniecznie dobrej lecznicy? Sprawdź to na wątki wetów polecanych, pogadaj z kociarzami z Twojego miasta.
Mam właśnie wnętra kilka dni po zabiegu w dobrej "miejskiej" lecznicy - szaleje.

A ten z pp - pp ujawnia się po 5-7 dniach od kontaktu z wirusem, kot pewnie był zarażony, zanim trafił do lecznicy. Takich przypadków przewidzieć nie można.


I jeszcze argument być może trudny do przełknięcia, ale niestety prawdziwy - po jednej stronie masz na szali ryzyko życia jednej kotki. Tylko ryzyko. Po drugiej pewność śmierci kilkunastu kociaków - co najmniej dwóch miotów rocznie przez kilka lat. I krótsze życie osłabionej ciągłymi ciążami i porodami kotki. Albo kocura cięzko poranionego w walkach o partnerki, z głębokimi ropiejącymi ranami, z martwicą skóry odpadajacej płatami i odsłaniającej mięśnie. Pokazać zdjecia?
Popatrz, jak koty po sterylizacji / kastracji pięknieją - zajęte sobą i swoim terytorium, a nie pogonią za partnerkami i walkami o nie, nie ciągłymi ciążami i karmieniem.
Ostatnio edytowano Sob mar 21, 2015 11:55 przez kalewala, łącznie edytowano 2 razy
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob mar 21, 2015 9:41 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

kalewala pisze:I jeszcze argument być może trudny do przełknięcia, ale niestety prawdziwy - po jednej stronie masz na szali ryzyko życia jednej kotki. Tylko ryzyko. Po drugiej pewność śmierci kilkunastu kociaków - co najmniej dwóch miotów rocznie przez kilka lat. I krótsze życie osłabionej ciągłymi ciążami i porodami kotki. Albo kocura cięzko poranionego w walkach o partnerki, z głębokimi ropiejącymi ranami, z martwicą skóry odpadajacej płatami i odsłaniającej mięśnie. Pokazać zdjecia?

Zgadzam się z pogrubionym, że niestety brak tych niedoszłych kilkunastu/kilkudziesięciu kociąt wart jest ryzykowania życiem ich matki/ojca.
Ale...no właśnie ale...o ile nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć (np niewydolność nerek u kota Maćka który był pod moją opieką po kastracji, żeby nie wracać na śmietnik, ale nie ja kastrowałam) - bo nie bada się standardowo krwi u bezdomniaków przed zabiegiem (kto za to zapłaci? jak pobrać od dzikiej dziczy? itp), czy nie robi się kwarantanny 14 dni od złapania/przyjęcia żeby wylęgły się ewentualne choroby - to rozprucia jamy brzusznej moim zdaniem da się uniknąć szyjąc odpowiednio i ubierając w kubraczek pooperacyjny.
Tak samo poddawanie zabiegowi ewidentnie chorych/osłabionych kotów jest bardzo dyskusyjne.
W mojej poprzedniej pracy były realizowane talony miejskie, i nieraz kot był leczony przed zabiegiem, bo się nie nadawał.
WWW Wiejski Wątek Wycinankowy - zajrzyj koniecznie i pomóż! http://forum.miau.pl/viewtopic.php?uid=6671&f=1&t=168251&start=0
Gabinet weterynaryjny EWAWET Rydułtowy http://www.ewawet.pl Klikając na stronę pomagasz mi pozycjonowaniu i promocji mojego gabinetu :) Pomożesz?
Obrazek

bluerat

Avatar użytkownika
 
Posty: 5797
Od: Sob lis 26, 2005 16:34
Lokalizacja: Rydułtowy

Post » Sob mar 21, 2015 10:11 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

bluerat pisze:nie bada się standardowo krwi u bezdomniaków przed zabiegiem (kto za to zapłaci? jak pobrać od dzikiej dziczy? itp), czy nie robi się kwarantanny 14 dni od złapania/przyjęcia żeby wylęgły się ewentualne choroby - to rozprucia jamy brzusznej moim zdaniem da się uniknąć szyjąc odpowiednio i ubierając w kubraczek pooperacyjny.
Tak samo poddawanie zabiegowi ewidentnie chorych/osłabionych kotów jest bardzo dyskusyjne.
W mojej poprzedniej pracy były realizowane talony miejskie, i nieraz kot był leczony przed zabiegiem, bo się nie nadawał.

Masz rację...
Pobranie krwi to często nie tylko kwestia pieniędzy, ale zwyczajnie - możliwości "technicznych". Znam przypadki, kiedy domowemu kotu nie można było praktycznie pobrać krwi, tak szalał. Nie każdy wet umie obchodzić sie z dziczkami, nie każdy chce być pogryziony.. Niech się nie bierze za taką robotę? Prawda, ale... w warunkach przetargu liczy się cena, lecznice czasem startują, a potem realizacja je przerasta - a o czymś w rodzaju rekomendacji / referencji dla lecznicy ze strony organizacji urząd słyszeć nie chce. Być może startują te lecznice, które albo dopiero powstały, i szukają pracy, ale te, które mają za mało klientów, bo... ale o jakiejś weryfikacji jakość w warunkach przetargu nie ma mowy. Ba, wystartowało tylko 6 lecznic, ale nikt z UMŁ nie podjechał sprawdzić, czy np mają wymaganą liczbę miejsc / klatek.

Kwarantanna - ok, tylko co, jak ze stresu kot nie je / nie załatwia się przez kilka dni? Stres zwiększa ryzyko FIPa, tak się mówi... Czyli fundujemy koty kwarantannę, której wynikiem może być FIP? Leczenie chorych przed zabiegiem jest dla mnie oczywiste, ale tu piszę o sterylkach miejskich - w Łodzi dopiero w tym roku wprowadzono w miarę przyzwoite standardy.

Kubraczek dla dzikiego kota? Dyskusyjne. Te rozprute szwy w dobrych lecznicach się nie zdarzają, potrafią zaszyć staranie trzema warstwami. Opisałam przypadek kuriozalny - niestety prawdziwy.

Generalnie - idealnego rozwiązania nie ma. Nawet dobrego nie ma... Jesteśmy skazani na wybór mniejszego zła....
Ostatnio edytowano Sob mar 21, 2015 11:57 przez kalewala, łącznie edytowano 1 raz
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob mar 21, 2015 11:08 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

kalewala, bluerat - każdy, kto się zajmuje kotami bezdomnymi, sterylizuje je, leczy, wyprowadza na prostą (o ile się uda!) kociaki - wie, jak jest. I dlatego zgodzi się z tym, co napisała kalewala.
To jest bardzo przykre, wiem. Ale niestety prawdziwe.
Pamiętam, jak znajomy powiedział do mnie - bo niewątpliwie właśnie się dowiedział - że "niektórzy sterylizują aborcyjnie", popatrzył na mnie i zamilkł. Bo mam plastyczną twarz, a aborcja nie jest mi obca, niestety i pewnie miałam wypisane, co myślę.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Sob mar 21, 2015 11:23 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

MalgWroclaw pisze:Pamiętam, jak znajomy powiedział do mnie - bo niewątpliwie właśnie się dowiedział - że "niektórzy sterylizują aborcyjnie", popatrzył na mnie i zamilkł. Bo mam plastyczną twarz, a aborcja nie jest mi obca, niestety i pewnie miałam wypisane, co myślę.

Mnie kiedyś wetka we współpracującej lecznicy, proszona o uśpienie miotu, zapytala - pani Aniu, dlaczego mi pani to robi? Targnęło mną, zaproponowałam, że kociaki odkarmię, parę tygodni mogę nie dosypiać, kasę też jakoś wydłubię. a jak przeżyją, podrosną i będą same jadły - dam jej, poszuka domów.
Spuściła głowę i uśpiła...
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob mar 21, 2015 12:20 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

kalewala pisze:
MalgWroclaw pisze:Pamiętam, jak znajomy powiedział do mnie - bo niewątpliwie właśnie się dowiedział - że "niektórzy sterylizują aborcyjnie", popatrzył na mnie i zamilkł. Bo mam plastyczną twarz, a aborcja nie jest mi obca, niestety i pewnie miałam wypisane, co myślę.

Mnie kiedyś wetka we współpracującej lecznicy, proszona o uśpienie miotu, zapytala - pani Aniu, dlaczego mi pani to robi? Targnęło mną, zaproponowałam, że kociaki odkarmię, parę tygodni mogę nie dosypiać, kasę też jakoś wydłubię. a jak przeżyją, podrosną i będą same jadły - dam jej, poszuka domów.
Spuściła głowę i uśpiła...

Straszne to jest. Nikomu nie życzę takich wyborów, a naprawdę trudno się cieszyć, kiedy człowiek stoi przed wyborem. Ale widzisz, przynajmniej pani doktor miała świadomość, że nie da rady. Znam takich, co by powiedzieli: pani się tym zajmuje, to niech się pani zajmie do końca i znajdzie domy.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Sob mar 21, 2015 12:46 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Przeczytałam wpis Littleblackdress na wetach polecanych... :(
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob mar 21, 2015 13:23 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

kalewala pisze:Przeczytałam wpis Littleblackdress na wetach polecanych... :(

a gdzie?
bo jeśli na łódzkim, to nie ma
... mry!
http://domowepiwniczne.blogspot.com/ <- a to nasz blog, można poczytać
i pomóc nam robiąc zakupy w Zooplus'ie - kliknij w banerek sklepu na pierwszej stronie bloga

jesteśmy też na FB -> https://web.facebook.com/IKtoTuMruczy/

ewa_mrau

Avatar użytkownika
 
Posty: 8490
Od: Pon sie 30, 2010 12:57
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob mar 21, 2015 13:43 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

littleblackdress pisze:Tytuł dałam ironiczny, ale teraz "na serio" napiszę o czymś, co bardzo leży mi na sercu. Od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwniczką sterylek i kastracji, rozumiem, że kocie nieszczęścia nie powinny się mnożyć.
Jednak jak czytam o akcjach sterylizacji, gdzie obowiązuje zasada "im więcej, tym lepiej" zaczynam się niepokoić. Organizatorzy akcji jakby prześcigiwali się czy też dopingowali siebie nawzajem liczbami wykonanych zabiegów. Najważniejsza ilość - a gdzie jakość?
Już piszę, o co mi chodzi. Prowadzę dom tymczasowy. Jakiś czas temu trafił do mnie na tymczas kocurek-wnętr. Niedługo po kastracji dosłownie rozpruł się, wyszły mu na wierzch jelita... Wdało się zakażenie i nie przeżył.
Niedawno przywieziono do mnie prawie że niewybudzonego kocurka po standardowej kastracji. Z operowanego miejsca jeszcze mu ciekło. Niecałą dobę później zaczął się koszmar, a gdy kocur dotarł do weta, zdiagnozowano panleukopenię... Czy zaraził się tym u weta czy też wcześniej, tego się nie dowiemy... Wiem, że przed kastracją dopiero co (wy)leczono mu koci katar.
Nie chcę nikogo oskarżać. Po prostu mam wrażenie, że zabieg sterylizacji jest przez wielu traktowany jak zabieg kosmetyczny typu obcinanie pazurów.
Apeluję, byście nie odbierali niewybudzonych zwierzaków po zabiegu.
Do organizacji, które prowadzą akcje sterylizacyjne - nie idźcie w ilość. Nie popadajcie w rutynę.
Jeśli zwierzę jest osłabione - nie poddawajcie go na siłę zabiegowi.
Każdemu zwierzakowi po sterylce trzeba poświęcać wiele uwagi. Wiem, że to co piszę wydaje się banalne. Jednak byłam świadkiem powyższych sytuacji, o podobnych słyszałam, i uważam, że dzieje się coś niepokojącego.
Dziękuję za przeczytanie moich wypocin :) Proszę o opinie.
Powtarzam - sterylizacja/kastracja - TAK, ale Z GŁOWĄ! To nie czyszczenie uszu! :)

Karmiciele, łapacze... robią wszystko by kota wyprowadzić na prostą przed i po zabiegu. Czasem wymscia nie ma. Czasem trafia się na "nie kompetentnego" weta.
Mam nadzieję ,że ty robisz wszystko jak należy. Mam nadzieję ,że znasz cienie opiekowania się kotami dzikimi i stajesz przed wyborem.
Łapiąc kota często nawet nie wiemy jakiej jest płci. O wnętrostwie nie wspomnę. Jednak tutaj mam uwagę. Miałam takie koty (tymczasy i dzika) i taki kot został unieruchomiony w klatce zanim wyszedł na pokoje/został wypuszczny. Wiesz jak się nim opiekowano? Może pozwolono mu na zbytnią swobodę. Nie koniecznie szycie było złe.
Myślę, może się mylę, że nie masz wiedzy jak to jest być opiekunem stada kotów wolnożyjących. Czy też łapaczem co w różnych miejscach stara się ograniczyć populację. Nikt kto nie widział umierającego malucha bez oczu , kolejnego... kolejnego... nie zawaha się przed sterylką aborcyjną. Choć to łatwe nie jest.

Jeden z moich wetów prosił bym nie przywoziła kotek na aborcję. Kotka dzika była jak cholera. Odmówić chciał. Pytam czy koty weźmie do siebie, odchowa a ja w adopcjach tylko pomogę. Pytam, jak mam stwierdzić jak wysoka jest ciąża skoro on sam boi się rękę do niej wyciągnąć. Jak poznać po dziku? Zrobił zabieg. Można mieć etyczne poglądy pod warunkiem,że samemu się przykłada do ratowania .

Wypadki bywają. Dlatego wybieramy lecznice gdzie koty mogą być przetrzymane. Często kosztem własnych pieniędzy. Ale ile razy urzędy wybierają te co zaraz po zabiegu chcą wypuszczać bo nie jest brane pod uwagę przechowanie? Bo taniej! I nikt naszego głosu nie słucha.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55984
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Sob mar 21, 2015 14:12 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Mój wet w tym roku nie przetrzymuje. Przeczytałam umowę, w przeciwieństwie do tych z ubiegłych lat, nie ma ani słowa o przetrzymywaniu po zabiegu. Dlatego zwolnimy tempo i dlatego inwestujemy właśnie w drugą klatkę.
Szkoda, bo wcześniej jakoś się dogadywaliśmy i szliśmy sobie wzajemnie na rękę.
Wyboru u mnie nie ma - jedna lecznica tym się zajmuje.

Zawsze się boję o kotki, choć na tych kilka lat tylko z jedną kotką był problem i to raczej psychiczny lub miała słabszą odporność na ból.
Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Na szczęście, wet jest zręczny.

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Śro mar 25, 2015 15:15 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

Jakoś dopiero odkryłam wątek.
Nie wiem, może jestem ślepa a może po prostu miałam jak do tej pory tyle szczęścia, że nie spotkałam się z masowym sterylizowaniem kotów na akord i na wyścigi bez zwracania uwagi na głównych zainteresowanych czyli zwierzęta.
U nas jeśli chodzi o zabiegi na talony z miasta jest od zawsze ta sama lecznica (ta, o której bluerat pisała) i ja osobiście bardzo sobie chwalę, absolutnie nie robią zabiegów na ilość, jak mają wątpliwości to się wstrzymują z zabiegiem, miałam taki przypadek, że dzwonili że kot im się nie do końca podoba i sugerowaliby zrobienie najpierw badań (oczywiście nie sponsorowanych przez miasto) co też zrobiliśmy.
Były tam sterylizowane koty z mojego podwórka, w przypadku Dzikuli połowa personelu miała pobandażowane ręce bo kot nie bez kozery nosi takie imię. Nie wyobrażam sobie, żeby temu kotu "na żywca" pobrać krew do badania. Zresztą ona w ogóle bardzo źle znosiła zamknięcie.
Wczoraj odbierałam kota, który organicznie nie znosi zamknięcia, w drodze na zabieg w transporterze cały czas prychał, pluł, fuczał i wszelako wyrażał swoje niezadowolenie a przez te kilka dni po zabiegu zdążył sobie poranić łapę próbując wydostać się z klatki, był cały wytarzany w żwirku, udało mu się do klatki wciągnąć worek z podłożem dla królików w którym też się wytarzał, miski z wodą i jedzeniem latały po całej klatce, jak nie spał to cały czas krzyczał o swoim nieszczęściu. Jak po niego przyjechałam to wszyscy mieli ulgę w oczach. Też nie był robiony od razu z marszu bo trzeba mu było jeszcze oko sprawdzić, wyglądało niepokojąco, okazało się, że to zabliźniony stary uraz.
W tej samej lecznicy oddawałam kocice do sterylek aborcyjnych, bez żadnych skrupułów, jak mam wybierać między życiem kota, który już jest na świecie a prawdopodobną śmiercią tych, które są w drodze to dla mnie ten wybór jest prosty.
Obrazek Obrazek

sabianka

Avatar użytkownika
 
Posty: 4674
Od: Śro lis 26, 2003 18:34
Lokalizacja: Rybnik

Post » Śro mar 25, 2015 15:38 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

sabianka pisze:Jakoś dopiero odkryłam wątek.
Nie wiem, może jestem ślepa a może po prostu miałam jak do tej pory tyle szczęścia, że nie spotkałam się z masowym sterylizowaniem kotów na akord i na wyścigi bez zwracania uwagi na głównych zainteresowanych czyli zwierzęta.

Wątpię, żeby zabiegi wykonywano na akord. Może ja też miałam szczęście.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Śro mar 25, 2015 18:30 Re: sterylizacja się udala, tylko pacjent nie przeżył...

To.tych szczęściarzy jest więcej . Nie znam nikogo startujacego w zawodach na"ilość" kastracji .
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55984
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 35 gości