Femka pisze:Ci, co Cię olali to źli ludzie byli. Ale Ci, co pomogli, ale nie dość serdecznie, też świnie. Mogli chociaż czerwony dywan rozłożyć.
Jaki dywan, czemu kpisz?
Wyobrażasz Sobie, ze z racji nieobsługiwalności kota i braku doświadczenia, tudzież znajomego, który Ci pomoże dzwonisz do fundacji, zgłaszasz konieczność sterylki, nawet w trosce o finanse fundacji pytasz o cenę i deklarujesz zapłatę za tą sterylkę. I wszyscy sa szczęśliwi, długa, miła rozmowa, dopytywanie, prośba, by tez jak już kociczkę przyśpią zajrzeli jej do paszczy i usunęli co trzeba, w rozsądnych granicach cenowych i to opłacisz ( na 2 tys cię nie stać, ale skoro ma być łapana, usypiana.. dopłacisz za cały przegląd)... ma być pięknie. Przyjerzdzaja, dają ci klatkę i łapiesz sama, oki.. uffffffff udało się, choć nocka zarwana i pierwsza łapanka w życiu, w ogóle pierwsze dzikie. Odbiór, znów zapewnienia, że wszytko będzie jak ustalono, ponawiasz prośbę o kontakt w razie czego, zostawiasz namiary na siebie, ponawiasz deklaracje, jakby leczenia miało być dużo droższe, prośba o kontakt, bo może i tak jakoś opłacisz. Zwyczajnie zależy Ci. Kontakt tak czy inaczej jest ci obiecywany i zapada cisza.. Wiesz tylko, ze kociczka ma być przetrzymana co najmniej dwa tygodnie. Niecały tydzień później wychodzisz przed dom, jakiś szary kuper miga Ci przed oczami i znika w popłochu.. Nie niemożliwe, przecież tyle obiecywali, mieli się kontaktować by przekazać wieści, a już na pewno uzgodnić z Tobą termin odwiezienia kociczki, sami to zaproponowali.. A tu nadal na wysłanego maila brak odpowiedzi. Poza tym tyle tu jest szarych kotów, i te dwa tygodnie, wcześniej ponoć nie .. myśli nowicjuszka, naiwna idiotka, czyli JA.. Ale coś jej nie daje spokoju, może sekwencja ruchu (mam coś z tym, prędzej po niej rozróżnię kota, niż dwa szare koty po umaszczeniu).. Wracam wiec do domu po jedzenie i miskę i nawołuje, nawołuje dłuższą chwilę i co z za rogu wychodzi? Moja podopieczna oddana fundacji na sterylkę i leczenie, za które chciałam zapłacić (choćby paszcza). Tym razem nie mam już skrupułów. Wściekła kontaktuje się i próbuje dopytać dlaczego nikt nawet nie powiadomił mnie,że kot został wypuszczony, nie wiem sms, mail (czy odpowiedz na wczesniejszy mail do nic w którym dopytywałam o kociczkę, przypominałam, ze deklaruje też leczenie w razie w) , cokolwiek. Czy ktoś sprawdzał stan paszczy, przecież do rozsądnej kwoty byłam gotowa opłacić leczenie, dlaczego w tydzień po złapaniu, a nie jak deklarowali, co najmniej w dwa po sterylce.. Zostaje ofukana, foch, foch.. Leczenie? nic nie wiadomo, trafiła na taśmę produkcją, sterylka, antybiotyk profilaktycznie/standardowo, a ponoć była agresywna w klatce to jej się pozbyli wcześniej, nawet mnie nie zawiadamiając. I w ogóle o co m chodzi przecież są świetni i wspaniali .. no choćby o to, ze deklarowałam leczenie paszczy w razie potrzeby, tylko ktoś tam na miejscu z fundacji musiałby tego dopilnować u weta, co z resztą deklarowali, ze tak będzie, paszczę obejrzy wet. Nie obejrzał, taśma produkcyjna i wywalenie kota, bo był agresywny, bez mojej wiedzy.. Więc kqurrrrrrrr.. jaki czerwony dywan? Sterylkę opłaciłam, jak obiecałam, bo dotrzymuje słowa,, ale myślisz, ze zgłoszę następnego do sterylki? Wątpię. Spuścili mnie z drzewa na szczaw, potraktowali bardzo brzydko i za co, za naiwność, za to, ze z własnych pieniędzy chciałam opłacić sanacje paszczy, jeśli taka okazałaby się potrzebna? Czy co tam jeszcze.. byle do kwoty, którą wtedy mogłam dysponować? Misłam za duze wymagania? No chyba tylko w tym, ze naiwnie wierzyłam w ich deklaracje, obietnice i że chciała opłacić to, co byłam w stanie, nie tylko sterylkę

No rzeczywiście trafił im się 'piesek francuski'

Szkoda tylko kota

Ostatnio edytowano Pt mar 06, 2015 14:19 przez pwpw, łącznie edytowano 1 raz