Z moim prysznicem i kotami, to jest w ogóle historia....
Po pierwsze: nie mogę przebywać SAMA w łazience. To znaczy mogę, ale po warunkiem, że nie spędzę tam dłużej niż pół minuty i drzwi są otwarte. Gdy mam w planach przebywać tam dłużej i, nie daj Boże, zamknę drzwi, to Ogryzek stoi pod łazienką i płacząc, drapie w drzwi.
Po drugie: jak Ogryzek się zorientuję, że chcę wziąć prysznic, to musi skontrolować brodzik. Opiera się łapkami i zagląda do środka. Czasem nawet, gdy już puszczę wodę (zanim sama wejdę do brodzika, czekam aż zacznie ciepła lecieć). Jak pryśnie na Niego woda, to zwiewa. Kiedyś tak oboje z Pestką zaglądali. Zastanawiałam się, czy wejdą
Po trzecie: jak już biorę prysznic, to mam "opiekę". Po pewnym czasie Ogryzek stwierdza, że marnuję wodę i gaz i daje, głośno, o tym znać! Do tego Pestka siedzi na pralce i mnie "paca" przez zasłonkę. A jak do Nich wyjrzę, to mają miny najniewinniejszych kotów na świecie!
Po czwarte: jak uda mi sie jednak umyć i odkłaczyć, to Pestce zbiera się na przytulanie... Wcześniej, zanim wyszłam z brodzika, musiałam spłacić okup dla burego terrorysty - Pigo. Gdy tylko woda przestawała szumieć teleportował się pod prysznic i ze swoim "mrauuu!" domagał głaskania, uniemożliwiając wyjście z brodzika... Od jakiegoś czasu odpuścił. Tak mniej-więcej od czasu jak się pojawił Olek.
Czy muszę dodawać, że TŻ bierze prysznic w spokoju i nikt mu się do łazienki nie pcha???
Ogryzka w ogóle fascynują zbiorniki, używane przez ludzi, z przelewającą się wodą... Świetnie wyczaja moment, po tym jak wstanę z "tronu", a jeszcze nie zdążę spuścić wody, żeby zajrzeć, co tam jest
