PUSZEK - ostatni kot z mojego stadka.
Puszek jest inny. Taki poważny, zamyślony. Zostawiliśmy mu imię nadane przez jego poprzednich opiekunów. Skończy w tym roku 13 lat.
Puszek był odkąd remontowalismy dom. Duży majestatyczny kocur, pilnujący zazdrośnie swojego terenu. Taki typowy kot wiejski.Nigdy nie mieszkał w ciepłym domu. Jego domkiem była szopa z deskami i brudnym, starym sianem.
Kiedyś trzymał się od nas z daleka. Taki cichy kot, uważny obserwator.Nie był zanadto pieszczony, jadł co dali: mleko z chlebem, jakieś skórki z kiełbasy, resztki z obiadu. Nie przeganiano go, na swój sposób lubiano.
Puszek zawsze żył swoim życiem. Znikał na kilka dni, pojawiał się, spał, coś zjadł, gdy akurat go zauważono i zostały jakieś resztki ze stołu.
Stopniowo zaczął do nas zaglądać, ale bał się Pirata i Borysa. Przychodził chyłkiem, zjadał co mu daliśmy i odchodził. Potem jakby przebywał coraz dłużej i częściej. Stale obserwował nas i nasze koty. Pewnie sobie myślał : "ale im dobrze, są takie wypasione, czyste".
W surową zimę 2001/2002 prawie nie odchodził od naszych drzwi. Miał błagalny wzrok. Tak bardzo chciał wejść do środka i ogrzać się. Niestety, nie wpuściliśmy go. Baliśmy się pcheł, jego ewentualnych chorób, no i reakcji sąsiadów. W końcu nie można, tak po prostu, zarekwirować cudzego kota.
Puszek jakoś przeżył tą zimę i następną. Latem zeszłego roku miał pewnie wypadek: bójka z kotem lub inna przyczyna pozbawiła go oka.
Wyglądał koszmarnie : czerwony dół zamiast oka i ta krew, która spływała. Nie przejmował się tym, twardziel. Miał apetyt i przychodził do nas regularnie.
Gdy zobaczyłam, że rana po oku ropieje nie wytrzymałam. Wypatrzyłam monemt, kiedy on był w pobliżu sąsiadki i poprosiłam, żeby go potrzymała. Dostał wtedy kropelki do oka. Potem dawałm mu je sama, chociaż zawsze się go trochę bałam.
Oko się jakoś wyleczyło. Nie wypłynęło całkiem, ale połowy gałki ocznej już nie ma. Powinien mieć to zaszyte,ale...
Puszka przygarnęliśmy jesienią, w tym samym czasie co Kacperka.
Widziałysmy jak nocuje na mokrej ziemi pod naszymi iglakami, próbując sobie zrobić posłanie z mielonej kory sosnowej. Sąsiadka obojętnie traktowała Puszka. Niejdnokrotnie widziała, jak u nas jadł i spał w naszym ogrodzie. Pogodziła się z jego stratą. Nawet chciała go uśpić. Był bardzo chudy i myślała, że jest poważnie chory. Kupiła sobie dużego psa, który przeganiał Puszka, więc nie mieliśmy wyjścia...Przez kilka tygodni spał w garażu, a potem, gdy się jeszcze bardziej ochłodziło wprowadził sie do nas.
Puszek więc u nas zamieszkał. To taki kot niewidzialny. W domu je i śpi. Korzysta z kuwety, trzyma się podłogi. Nie zaczepia, schodzi wszystkim z drogi. To taki smuty kot, sterany życiem. Mimo wszystko kocha swoich dawnych opiekunów. Gdy nas kiedyś odwiedzili, dał sie głaskać, a nawet podstawiał pyszczek do pieszczot. W stosunku do nas nie jest taki otwarty. Można go pogłaskać, ale on potrafi też okazać złość i zniecierpliwienie.
Kiedyś musiał być pięknym kotem. Teraz ma porwane ucho, krzywy, poszarpany pyszczek (pewnie efekt walk w młodości), widzi tylko na jedno oko. Przez 12 lat nie znał weterynarza ! Gdy zajęliśmy się nim miał świerzb w uszach. Wizyta u weta to był horor dla mnie. W samochodzie tak się rzucał, że zamki w transporterku puściły. Musiałam zatrzymać samochód.Z trudem go zapakowałam z powrotem. Drugim razem uwolnił się przed wejściem do lecznicy. Znów puściły zamki, a kot uciekł mi na pobliskie działki.
Ubłagałam kobietę, grabiącą liście na działce, żeby mi otwarła bramę. Zanim się ruszyła, straciłam kota z pola widzenia .Totalna rozpacz !
Widziałam go już bezpańskiego, umierającego z zimna i głodu!. Biegałam więc po alejkach działkowych i znalazłam go. Raz mi się wymknął. Na szczęście siatki ogrodzeniowe były szczelne. Wszedł na słup przy bramie i nie mógł zeskoczyć. Tam go złapałam, ale musiałam wejść na bramę.
Trzęsąca się z nerwów poszłam do weta. Miałam dosyć.
Kocurek nie jest wykastrowany i chyba już go tak zostawimy. Jest taki "zniszczony". Musiał kiedyś być bardzo chory, bo od lat słychać mu w gardełku jakieś gulgoty, jakby miał zaflegmione drogi oddechowe.
Jest bardzo powolny, poważny. Nie odzywa się wcale, chociaż widzimy czasmi u niego odznaki sympatii do nas. Wiemy, że bardzo sobie ceni
miękkie legowisko, ciepły kąt i pełną michę. Zawsze wraca.
KONIEC HISTORII MOICH KOTÓW - KOCHANYCH SKARBÓW.
Malwinka, Tygrysia i Pusia cały czas, na zmianę, mi towarzyszyły w pisaniu
