MOJE KOCISKA. Ciąg dalszy. Już 13(14)kotów!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt mar 04, 2005 10:53

Zakocona pisze:Piracik pozuje.


Obrazek

Prawdziwy facet :lol:
Obrazek

kordonia

 
Posty: 8759
Od: Czw sty 30, 2003 13:59
Lokalizacja: Elbląg

Post » Pt mar 04, 2005 10:56

O, jest Pirat :D . Wygląda naprawdę na pirata. Ale i tak jest śliczny.
To jeszcze trzy zostały, czy dobrze liczę?

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt mar 04, 2005 11:29

PUSIA

Koty mnie wszędzie znajdują, nawet przyjeżdżają samochodem do pracy.Tak było z Pusieńką.

Z samego rana przyszła znajoma z działu niosąc na ręku małe kocię. Opowiedziała, że jadąc z koleżanką do pracy "maluchem" słyszała cały czas miauczenie. Na miejscu, okazało się, że kociak wlazł do wnętrza auta i siedział na silniku. Dziewczyna miała istotnie problem, bo albo ja wezmę kota, albo ona odwiezie go po pracy na podwórko, gdzie mieszkał dotąd. Obejrzałam kicię. Stwierdziłam, że to dziewczynka ok. 7-8 tygodni, Maleństwo bardzo grzeczne, a może wystraszone nie odzywało się. Kicia mi bardzo przypominała niedawno zmarłą na raka moją ukochaną Trusię, której nie mogłam zapomnieć, więc zdecydowałam się ją zatrzymać.

Znalazłam mały kartonik, do którego włożyłam trochę papieru toaletowego i skoczyłam do bufetu po śmietankę, serek i pasztet drobiowy. Malutka najadła się jak bączek i usnęła mi na biurku. Potem wykorzystała kartonik jako kuwetę, zrobiła co trzeba i usnęła na moich kolanach. Jak na podwórkowego kota wydawała mi się podejrzanie grzeczna i oswojona.

Kicię nazwałam Pusią, z racji jej puchatego futerka i też dlatego, żeby jej imię przypominało Trusię. Uważąłam, że Trusia wróciła do mnie.
Takie samo umaszczenie i łagodny charakter !

Po oględzinach wyszło na jaw, że Pusia ma poparzone opuszki łapek i poskręcane z gorąca wibrysy. To pewnie od siedzenia na gorącym silniku. Biedactwo! Ile musiała wycierpieć, dobrze że to tylko 2-3 km jazdy!

Po kilku dniach Pusia znalazła sobie mamcię zastępczą w osobie Kropci i zadomowiła się. Łapki przestały boleć i zaczęło się rozrabianie. Mimo wszystko nie nabroiła. Kropcia tak się nią zajęła, że nie musieliśmy się o nią martwić. Miała mamę i to troskliwą ! A jak Kropcia pilnowała Pusi w ogrodzie. Pisałam o tym w wątku Kropci.

Wiosną Pusia stała się już panienką, którą zaczął się interesować kocurek ze wsi. Ona jednak zachowywała się dziwnie. Prychała, odpędzała go, jakby nie miała rui. To mnie trochę zdziwiło.

Już wtedy Pusia była moim kotkiem nakolankowym i łóżkowym. Zauważyłam, że liże często pupę i coś jej żółtego wycieka. Pomyślałm:
ropa, ale nic z tego sobie nie robiłam, bo wet kiedyś powiedział, że ropomacicze zdarzają się u kotek powyżej 3 roku życia.

Obawiając się zostać pańcią-babcią dla mojej Pusi, umówiłam się na sterylkę. Miałąm wyrzuty sumienia, że nie będzie małych pusiątek, ale trudno. Po operacji okazało się, że kotka miała ropomacicze. Wet był zdziwiony.Pytał czy mała nie dostawała hormonów, ale przecież nic jej nie podawałam! Sterylka uratowała Pusi życie. Już nie miałam wyrzutów sumienia. Gdyby nie zabieg za kilka dni mogło być za późno.

Pusia jest koteczką łagodną dla innych kotów. Czasami je przegania ze "swojego" (czyli z mojego pokoju), ale robi to trochę ze strachem lub wręcz ustępuje im miejsca. Rozmowna, pieszczocha, przytulata. Mam tylko problem z karmieniem jej. Od początku nie jada puszek i suchej karmy. Jeszcze kiedyś dobrze jadła kurczaka. teraz tylko: surową wołowinę, śmietankę, ryby gotowane i twaróg. Na szczęście dożywia się ptaszkami i myszami. Jest bardzo łowna. Tak jak Balbinka (to dziwne, bo przecież nikt ją tego nie nauczył) Wygląda, że jedzenie domowe traktuje jako zło konieczne,w razie braku świeżego łupu.

W zeszłym roku, gdy zachorowała na koci katar przez tydzień karmiłam ją przymusowo i to gniecionym pokarmem puszkowym Miałam nadzieję, że po wyzdrowieniu, będzie już jadła gotowe jedzonko, a ona nic tylko z powrotem wróciła do surowego mięska i nabiału. Dziwny kot.

W tym roku skończy 4 lata. Trochę spoważniała, ustatkowałą się i więcej w zimie siedzi w domu. Przez to też przytyła, ale nadal ma dużo wdzięku i lekkości. Moja kochana kicia- przytulanka.

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 11:32

Pusia.

Obrazek

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 11:34

:love::love::love::love:
Obrazek

kordonia

 
Posty: 8759
Od: Czw sty 30, 2003 13:59
Lokalizacja: Elbląg

Post » Pt mar 04, 2005 11:37

Piękne futro, widać takie jedzonko jej służy.
Obrazek

Agata_j

 
Posty: 446
Od: Pt sty 14, 2005 22:39
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt mar 04, 2005 11:37

Pusia leżąca i pozująca.


Obrazek

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 12:09

Masz dorodne, piękne stadko :1luvu: :love: :1luvu: :love:
Agnieszka
Obrazek

pola_raksa

 
Posty: 50
Od: Pon sty 31, 2005 23:18
Lokalizacja: Gdańsk - Chełm

Post » Pt mar 04, 2005 12:10

KACPEREK - żywiołowy kocurek.

Wiosną zeszłego roku Kacper ganiał po polach i kręcił się po wsi szukając dziewczyny na kilka dni. Przeganiał go zawzięcie Pirat, tłukąc go niemiłosiernie. Wracał. Latem gdzieś zniknął na dłużej. Wrócił jesienią, chyba we wrześniu, tak wychudzony, że aż strach. Chyłkiem, tak żeby nikt nie widział wylizywał miski psa u sąsiadów lub miski po naszych kotach, stojące przed progiem domu.

Żal nam się go zrobiło. Zaczęłyśmy go dokarmiać z pełną świadomością, że kocurek może stać się naszym dziewiątym kotem. Jadł łapczywie i wszystko : puszki, mięsko, zupy, rosoły i to w niewiarygodnych ilościach! Jego brzuszek cały czas przypominał balonik. Wyglądał okropnie -taka chudzinka z dużym brzucholem na cienkich łapkach. Ale mordunię miał słodką.

Z czasem zaczął podchodzić bliżej i odzywać się do nas. Wpuszczaliśmy go od czasu do czasu do środka, "tylko" na werandę. Jesień była w pełni - październik i chłodniejsze noce. Przecież kot mógł się przeziębić. Pewnego dnia został. Nazwaliśmy go Kacperkiem, bo był takim zwykłym, wesołym kocurkiem.

Przez miesiąc tak jadł, że zjadał więcej niz 5 kotów razem wziętych!
Stopniowo dochodził do siebie. Mama na początku buczała, ale szybko zaczęła go chwalić. Kot trzymał się podłogi. Widocznie tak go kiedyś przeszkolono. Nie wskakiwał nigdzie, nawet na krzesło, słowem ideał.

Kacperek dzisiaj jest inny. To żywiołek! Cały czas bawi się, gdy akurat nie je i nie śpi. Wesolutki, że aż miło! Czasami tylko dokucza innym kotom, ale to głównie na podwórku.Zresztą, one nie znają się na żartach Kacperka. Tylko Borysek jest biedny, bo jego nie boi się i jemu też dokucza. W końcu Borys spotkał kota, który się go nie szanuje.

Kiciuś nie wdaję się w bójki, jest ugodowy, ale czasami przegania koty i "boczy" się na niektóre, stając na "długich" łapach. Ma ciekawy stosunek do psa. Próbuje go sobie wychować. Łasi się, ociera się o niego. Kiedyś śmiałyśmy się do łez. Wracamy do domu, jest zimno. Z psiej budy wychyla się pyzata mordka Kacperka, a zaraz za nim wychodzi pies.

Nie wiemy ile lat ma Kacperek. Weci mają różne zdania- jeden powiedział, że 2-3 lata, ten co go kastrował ocenił wiek kiciusia na 6-8 lat.
Faktycznie, braki w uzębieniu i zbyt chude łapki w sosunku do reszty ciała wskazują na bardziej zaawansowany wiek, ale zachowanie - szaleje jak młodziutki kocurek

I jeszcze jedna rzez - Kacperek nie trzyma się już podłogi. Opanował szafki i pralkę. Chętnie wchodzi "na pkoje". Nie można go już zamknąć samego w kuchni.No cóż, teraz to normalny kot. I jaki grubiutki !

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 12:13

Kacperek

Obrazek

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 12:57

wszystkie futra sa cudne :P i dorodne niesłychanie, a piszesz o nich świetnie-bardzo prosimy o nastepne doniesienia:) na pewno dzieje sie duzo w takim stadzie!
głaskanie dla wszystkich futrzastych!!!

lubika

 
Posty: 277
Od: Wto lut 08, 2005 23:49
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt mar 04, 2005 13:19

Śliczne futrzaki!
Też mam kota o imieniu Pusia :D , tylko moja wygląda inaczej: czarna z białymi dodatkami. I akurat ona zakumplowała się z psem, też się ociera o niego i przymila - tak jak twój Kacperek.

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt mar 04, 2005 13:31

PUSZEK - ostatni kot z mojego stadka.

Puszek jest inny. Taki poważny, zamyślony. Zostawiliśmy mu imię nadane przez jego poprzednich opiekunów. Skończy w tym roku 13 lat.

Puszek był odkąd remontowalismy dom. Duży majestatyczny kocur, pilnujący zazdrośnie swojego terenu. Taki typowy kot wiejski.Nigdy nie mieszkał w ciepłym domu. Jego domkiem była szopa z deskami i brudnym, starym sianem.

Kiedyś trzymał się od nas z daleka. Taki cichy kot, uważny obserwator.Nie był zanadto pieszczony, jadł co dali: mleko z chlebem, jakieś skórki z kiełbasy, resztki z obiadu. Nie przeganiano go, na swój sposób lubiano.

Puszek zawsze żył swoim życiem. Znikał na kilka dni, pojawiał się, spał, coś zjadł, gdy akurat go zauważono i zostały jakieś resztki ze stołu.

Stopniowo zaczął do nas zaglądać, ale bał się Pirata i Borysa. Przychodził chyłkiem, zjadał co mu daliśmy i odchodził. Potem jakby przebywał coraz dłużej i częściej. Stale obserwował nas i nasze koty. Pewnie sobie myślał : "ale im dobrze, są takie wypasione, czyste".
W surową zimę 2001/2002 prawie nie odchodził od naszych drzwi. Miał błagalny wzrok. Tak bardzo chciał wejść do środka i ogrzać się. Niestety, nie wpuściliśmy go. Baliśmy się pcheł, jego ewentualnych chorób, no i reakcji sąsiadów. W końcu nie można, tak po prostu, zarekwirować cudzego kota.

Puszek jakoś przeżył tą zimę i następną. Latem zeszłego roku miał pewnie wypadek: bójka z kotem lub inna przyczyna pozbawiła go oka.
Wyglądał koszmarnie : czerwony dół zamiast oka i ta krew, która spływała. Nie przejmował się tym, twardziel. Miał apetyt i przychodził do nas regularnie.

Gdy zobaczyłam, że rana po oku ropieje nie wytrzymałam. Wypatrzyłam monemt, kiedy on był w pobliżu sąsiadki i poprosiłam, żeby go potrzymała. Dostał wtedy kropelki do oka. Potem dawałm mu je sama, chociaż zawsze się go trochę bałam.

Oko się jakoś wyleczyło. Nie wypłynęło całkiem, ale połowy gałki ocznej już nie ma. Powinien mieć to zaszyte,ale...

Puszka przygarnęliśmy jesienią, w tym samym czasie co Kacperka.
Widziałysmy jak nocuje na mokrej ziemi pod naszymi iglakami, próbując sobie zrobić posłanie z mielonej kory sosnowej. Sąsiadka obojętnie traktowała Puszka. Niejdnokrotnie widziała, jak u nas jadł i spał w naszym ogrodzie. Pogodziła się z jego stratą. Nawet chciała go uśpić. Był bardzo chudy i myślała, że jest poważnie chory. Kupiła sobie dużego psa, który przeganiał Puszka, więc nie mieliśmy wyjścia...Przez kilka tygodni spał w garażu, a potem, gdy się jeszcze bardziej ochłodziło wprowadził sie do nas.

Puszek więc u nas zamieszkał. To taki kot niewidzialny. W domu je i śpi. Korzysta z kuwety, trzyma się podłogi. Nie zaczepia, schodzi wszystkim z drogi. To taki smuty kot, sterany życiem. Mimo wszystko kocha swoich dawnych opiekunów. Gdy nas kiedyś odwiedzili, dał sie głaskać, a nawet podstawiał pyszczek do pieszczot. W stosunku do nas nie jest taki otwarty. Można go pogłaskać, ale on potrafi też okazać złość i zniecierpliwienie.

Kiedyś musiał być pięknym kotem. Teraz ma porwane ucho, krzywy, poszarpany pyszczek (pewnie efekt walk w młodości), widzi tylko na jedno oko. Przez 12 lat nie znał weterynarza ! Gdy zajęliśmy się nim miał świerzb w uszach. Wizyta u weta to był horor dla mnie. W samochodzie tak się rzucał, że zamki w transporterku puściły. Musiałam zatrzymać samochód.Z trudem go zapakowałam z powrotem. Drugim razem uwolnił się przed wejściem do lecznicy. Znów puściły zamki, a kot uciekł mi na pobliskie działki.

Ubłagałam kobietę, grabiącą liście na działce, żeby mi otwarła bramę. Zanim się ruszyła, straciłam kota z pola widzenia .Totalna rozpacz !
Widziałam go już bezpańskiego, umierającego z zimna i głodu!. Biegałam więc po alejkach działkowych i znalazłam go. Raz mi się wymknął. Na szczęście siatki ogrodzeniowe były szczelne. Wszedł na słup przy bramie i nie mógł zeskoczyć. Tam go złapałam, ale musiałam wejść na bramę.
Trzęsąca się z nerwów poszłam do weta. Miałam dosyć.

Kocurek nie jest wykastrowany i chyba już go tak zostawimy. Jest taki "zniszczony". Musiał kiedyś być bardzo chory, bo od lat słychać mu w gardełku jakieś gulgoty, jakby miał zaflegmione drogi oddechowe.

Jest bardzo powolny, poważny. Nie odzywa się wcale, chociaż widzimy czasmi u niego odznaki sympatii do nas. Wiemy, że bardzo sobie ceni
miękkie legowisko, ciepły kąt i pełną michę. Zawsze wraca.

KONIEC HISTORII MOICH KOTÓW - KOCHANYCH SKARBÓW.
Malwinka, Tygrysia i Pusia cały czas, na zmianę, mi towarzyszyły w pisaniu :D

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt mar 04, 2005 13:36

Aż szkoda, że to już koniec. :? Czytałam Twoje historie (a w zasadzie historie Twoich kotów) z wielkim zainteresowaniem i wzruszeniem. :king: Wszytskim kociambrom zyczę dużo, dużo zdrowia i długich lat, wspólnie spędzonych lat. :ok:
Pozdrawiam i dziękuję :D

Wawe

 
Posty: 9517
Od: Pt wrz 24, 2004 21:14
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt mar 04, 2005 13:38

Mam niezbyt ciekawe zdjęcie Puszka, ale lepsze takie niż żadne.

Obrazek

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 82 gości