Nie mieliśmy czasu Ciociom złożyć życzeń świątecznych bo... Forest nie byłby Forestem gdyby nie wywinął jakiegoś świątecznego numeru. I tak od drugiego dnia świąt spędzamy w klinice AS 2 godzinny dziennie na kroplówkach...
Zaczęło się od Wigilii mniej więcej, Forest zaczął odmawiać jedzenia a wszystko wepchnięte mu na siłę zwracał w podwójnych chyba ilościach, do tego doszła jeszcze biegunka. Przerażona, że Samek coś nam "przyniósł" do domu (na szczęście to lekarze wykluczyli od razu) z nadzieją na poprawę wytrzymałam do drugiego dnia świąt. Gdy już niczego absolutnie Forest nie chciał powąchać pojechaliśmy do ASa. Na prędkości zrobili Forkowi wszystkie badania, krwi, wątrobę, nerki, jonogram

. Podali 5 zastrzyków w tą chudziutką dupeczkę (chyba wszystkie możliwe substancję dostępne w gabinecie

) i kroplówkę z ulepszaczami. Wyniki krwi wyszły zaskakująco dobrze

. Wyszła Leukocytoza (podajże, chyba dobrze zapamiętałam), która oznacza stan zapalny (tylko czego...). A Forest po kroplówce trochę zjadł. Na nerki i wątrobę musieliśmy poczekać do wczoraj.
I nastało wczoraj, pojechaliśmy na drugą część kroplówki. Pan doktor dał Forestowi No-Spę oraz antybiotyk i zaraz po tym Forek zaczął odchodzić!!!!! Dostał napadu padaczkowego

. Masakra

, trwało to jakieś 20 sekund i się ocknął. Przeżyliśmy szok, pan doktor chyba trochę też, ale muszę powiedzieć, że na każdym etapie zarówno pierwszego i drugiego dnia czuliśmy, niesamowite zaangażowanie tych lekarzy w to co robią. Wszyscy się uspokoiliśmy, Forestowi podłączyli kroplówkę, był bardzo słabiutki, ale pod koniec butli życie do niego wróciło. W tym czasie doszła reszta badań i co... i nic...
Wątrobą w porównaniu do wyników z 16 grudnia o niebo lepiej. Alat jeszcze trochę podniesiony ale już minimalnie. W nerkach podwyższony mocznik ale też nie jakoś strasznie. Pan Doktor rozłożył trochę ręce bo nie wiadomo co u Foresta powoduje niejedzenie. Na koniec Forek został jeszcze obmacany i obejrzany do okoła na okoliczność tego ataku. Pan Doktor zaproponował jeszcze Intestinala. Zjadł owszem Forest wczoraj trochę i dziś rano, ale widocznej poprawy w chęci jedzenia niestety nie widzę. Pan doktor rzucił jeszcze podejrzenie na jakiś stan zapalny żołądka albo jelit... Dziś idziemy, na trzecią kroplówkę...
Ja już nie wiem co mam robić... niech nastanie poniedziałek z doktor Anią, bo w tym ASie miło i uroczo, ale doktor Ania to doktor Ania, zawsze Foresta wyciągnie na prostą.
Jedyne dobre z tego wszystkiego, że wiem, że wyniki ma niezłe i się poprawiają (ale ile to kosztowało

) i dlaczego forest nie je
Dodatkowo, Sasza nam się zatkała kłakami i nie było jeden dzień jedzenia i ze trzy kupy... wiecie co już zaczęło się dziać w mojej panikarskiej głowie... na szczęście pasta pomogła
PS. Samek... to czwarty kot w naszym domu... jeszcze po żadnej naszej biedzie nie widziałam takiej poprawy z dnia na dzień. W sensie psychicznym i fizycznym. Rozkręca się chłopak cudownie, najbardziej przy miskach z jedzeniem

. Uwielbia patrzeć przez okno (będzie go ciągnęło chyba na dwór

) i spać na łóżku. Rana ładnie się goi a On idealnie współpracuje przy każdych zabiegach. Czesać się nienawidzi! Większość kołtunów już wycięliśmy zostały jeszcze takie co maszynką musimy polecieć do skóry. Kuwetowe sprawy związane z ogonem też chłopak ogarnia i jeszcze nam się nie zdarzyło żeby po nocy ujrzeć umazany dom

, za dnia tzw. "dwójki" robi zawsze jak ktoś jest w łazience, więc ma osobistą asystę w trzymaniu do góry ogona
Sasza dostała focha na nas, ale robimy co możemy, żeby jej przeszło
Takie to były święta nasze
