» Nie gru 28, 2014 9:26
Re: Opowieści z Kitkowego lasu - ZAGINĘŁA KOTECZKA!
Mam takie ruchawki nastroju Od przekonania, że jest taka śliczna, że ktoś ją po prostu przygarnął, albo z premedytacją ukradł. Po (ale to zabrzmi), że ktoś ją potrącił, ale nie był skurwysynem i zabrał ją do weterynarza żywą. Po wyobrażenie, że leży martwa i zamarznięta w jakiejś dziurze, gdzie się schowała, żeby przetrwać zimno.
Paradoksalnie wydaje mi się, że łatwiej jej byłoby szukać w mieście, gdzie jest więcej "kocich wariatów" niż na wsi, gdzie są duże przestrzenie.
Porozwieszałam gdzie się dało kolorowe ogłoszenia, umieściłam informację, że kotka jest kastratką. I że nagroda gwarantowana.
Obłażę kąty w domu. W kuwecie znalazłam niezagrzebanego mega śmierdzącego kaktusa. Nie mam pojęcia, czy kocury mogły nagle zwyczaje odmienić, to zawsze dwa górniki były. Micka z kuwety wyskakuje jak z procy z oburzeniem, że jej się coś tak obrzydliwego przytrafia jak defekacja.
Zagadnięta na ulicy kobietka wskazała na swojego kundelka i powiedziała, że jak się zgubił, wrócił po 10 dniach i ewidentnie był u kogoś, bo był syty i czysty, chociaż nosił ślady zranienia. Może z nią też tak jest.
Rozwiesiłam ogłoszenia przy kościele - tam jest większa szansa, że więcej osób zobaczy zdjęcie.
Dziś wracam na 3 dni do Warszawy do pracy, będę szukać numeru czipa, którego oczywiście nie znam, bo niby "po co", podobnie jak nie wiem, między które papiery wrzuciłam rodowód. Będę przekopywać szafy i puszczę info do krakowskich i podkrakowskich wetów. Może u kogoś siedzi. Schronisko już powiadomione.
No i na razie tyle. U rodziny zostaje jeszcze TŻ, który będzie dalej obchodził zakamarki i odpytywał ludzi.
Dzięki za słowa otuchy. Zwłaszcza te pozytywne przykłady trochę mnie w ryzach trzymają. Tylko ten cholerny mróz i śnieg, który przydarzył się właśnie teraz, jakby nie miał kiedy.