» Pt gru 19, 2014 19:03
Re: OTW12-f.17-...plącze się u nas...oj...;( f.67
Życie trwa dalej.
Niestety, z racji swego "kalectwa" nie mogę pożegnać Joli.
Tak mi głupio i przykro.
Zapalimy Jej światełko w poniedziałek.
A ja zaliczyłam ludzkiego weta. Moje schody, ich schody, droga ... wpadłam pod drzwi gabinetu jak spocona norka, zła i obolała. Nie zdążyłam ochłonąć jak mnie już poproszono. Wcześniej. Ciśnienie podjechało mi pod 200 ku przerażeniu lekarki. Ale to nerwy związane z wyprawą tak mi podniosły stres. Wysłuchano mnie, pocieszono, obadano... do połowy stycznia mam zwolnienie.
Jak wróciłam to padłam a kolano to mi w ogóle odmówiło współpracy.
Wszyscy, no prawie wszyscy , są zajęci tylko pytaniami jak poradzę sobie ze świętami. Jak ugotuję, jak sprzątnę ...Czy to takie ważne?
Chcę tylko normalnie funkcjonować , chodzić karmić swoje koty, nie czuć bólu, położyć się na boku, klapnąć swobodnie na sedesie czy wziąć prysznic i założyć bez akrobacji spodnie, zawiązać kokardkę na buciorku. Najbardziej, najbardziej kotami się martwię. Brakuje mi ich bardzo. Nie czuję się luzacko nie chodząc do nich. Mam poczucie straconego czasu. Ja, co od wczesnego świtu do wieczora miałam pełne ręce roboty ,marząca o wytchnieniu , jestem zła .Nie chcę takiego wytchnienia i bezproduktywnego siedzenia. Nie chcę. Chcę pod choinkę normalne, swoje życie.

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.