Właśnie chciałam o nim pisać, bo nie wiem co robić z tym draniem.
Niestety z pokoju znów musialam go przenieść go klatki - pokoj tylko chwilowo był do mojej dyspozycji. Najpierw płakał - zdecydowanie bardziej podobał mu sie tapczan, ale teraz udaje, że mu sie mieszkanie w klatce podoba.
Problem brzmi: zalatwiliśmy się - koopa i siku - na posłanko w klatce, kuwetę omiajamy.
Może problem w tym, że w sklapie był tylko żwirek lawendowy :8O

co każdemu kotu musi śmierdzieć na potęgę i pewnie nie wiedział do czego to służy...
Tak się pocieszam..
W koopie STRASZNA ilość tasiemca - członów.
Byliśmy dziś u weta - zastrzyk na tasiemca i powtórka Beatmoxu.
Zjadł też wit. C w kurczaku bez marudzenia.
U weta jest grzeczny niesamowicie.
No i mam problem: na inne koty reaguje histerycznie - wrzeszczy i ucieka z powrotem do klatki, nie wiem czy nie ma ochoty bić - nie mam odwagi go na siłę włączyć w to stadko - narazić kogoś na pogryzienie albo co.
Więc co?
Wypuscić na podwórko już jutro - odrobaczonego i po dwóch porcjach Betamoxu? (w nosie tylko troszeczkę mu furczy, infekcja leciutka)
Szkoda mi tej jego przyjemności leżenia na miękkim posłanku, tego wywalania się na plecki - jest słodki.
Ale nie mogę go przeciez więzić w klatce w oczekiwaniu, że go ktoś kiedyś może weźmie. Szczególnie, ze nie wiem co z kuwetą - czy to chwilowe, czy na stałe.
A może powinnam najpierw jednak doleczyc infekcję do końca, tak zupełnie? A może jeszcze po leczeniu zaszczepić?
Mam mnóstwo wątpliwości, nie wiem co robić, cały dzień o nim myślę, bez przerwy.
Nie chcę mu zrobić krzywdy, nie wiem co zrobić.
To jest slodki kot - on mówi, że nawet w tej klatce może mieszkać skoro tu tak ciepło i miękko.
Ale jeśli jest niekuwetowy - to nikt go nie weźmie.
No i - ja nie mogę go trzymać długo w klatce, bo to barbarzyństwo.