nie pisałam tutaj już baardzo długo. Jakoś tak wyszło.
Piszę, bo mam smutny problem.
Mój 7-letni kocur wyszedł z domu we wtorek wieczorem i do dzisiaj nie wrócił. Mieszkam na wsi i zazwyczaj wychodził na noc, ale już nad ranem robił awanturę pod drzwiami o jedzenie i ciepłe miejsce do spania. Jest kastratem i nigdy nie znikał na tak długo. Czasem bił się dość mocno z kocurem ze wsi, już myślałam, że został zagryziony, ale nie mogę go znaleźć w lesie. Wiem, że nie jestem w stanie przeczesać całego lasu, ale jednak ciągle próbuję, choćby po to, żeby godnie Go pożegnać. Jednak nie mam pewności, ze tak się stało. A wątpliwości dodaje mi fakt, że jakieś 3-4 dni temu (czyli mniej więcej w tym samym czasie) zaginęła kotka moich sąsiadów, też nigdzie jej nie widać. Czy to możliwe, żeby jakiś hycel łapał koty na wsi?
Poradźcie mi co robić. Pożegnać go już, ale tylko w duszy? Sama nie wiem.
