Teraz już łaciastemu podaję przy oddzielnym posiłku tę pastę z kapsułki. Zlizuje. Ale najpierw dla fasonu musi poudawać, że nieee, jakie świństwo mi tu dajesz, idę i nie wracam, odczep się, kto by tam chciał lizać... a właściwie co tam masz, pachnie, liz liz, no dobree! Mało, żałujesz?! Osaczam go na kuwecie w łazience, żeby doszedł do stadium liz liz, ale najpierw muszę go znaleźć. Otóż dzisiaj panowie pojedli, pastę wycisnęłam na łyżeczkę i poszłam szukać łaciastego. Łazienka - nie ma. Pokój - nie ma. Kuchnia - nie ma. W przepokoju przy drzwiach stoi zamknięte pudło po kawiarce, na którym sobie czasem siaduje - tylko on, grzeje sobie zadek o rury grzewcze albo pilnuje drzwi wyjściowych, czy się nie da wyjść - nie ma. No to druga rundka: kuchnia - nie ma, pokój - nie ma, łazienka - nie ma, ale siedzi sobie Funio. Pytam: "A gdzie jest kumpelek?" i idę dalej - przedpokój - na pudle nie ma... zaraz, siedzi. Ale czarny siedzi, co nigdy tam nie włazi

Zdziwiłam się, zaglądam w ciasny kącik za pudło... a tam biała mordka

Funio albo wydał kumpelka, albo go może krył?

Dalej to już oczywiście poszło normalnie - wyciągnęłam schowanego, posadziłam na kuwecie, nieee, paskudztwo... ale właściwie... liz liz
