No właśnie, Małgoś, tak się zabieram za napisanie...
No bo tak.
Jak tu wcześniej Iza napisała, wszystko zaczęło się od Plamka i jego łapek.
Ale Plamek to nie tylko łapki, to wieczny glut.
I wiem, co piszę...bywały lepsze i gorsze okresy, ale glut był zawsze, wszechobecny, denerwujący, naprawdę mocno utrudniający oddychanie. Plam naprawdę nie był w najlepszej kondycji, ale zawsze było tak, że nie da się tego wyleczyć. Były rozmaite antybiotyki, bez skutku. W końcu poddaliśmy się, w gorszych okresach Plamiś dostawał kroplówki, conva i immunostymulator.
I oto dostaliśmy kilka dni temu lek. Tableteczki były maluśkie, w dodatku Plamek miał dostawać połowę dziennie.
Ale Plam + tabsy, to nie jest najlepsze zestawienie. Nie wiem, jak on to robi, ale ja próbuję wszystkich sposobów. W każdym razie dziś gnojek doprowadził mnie do szewskiej pasji...no ale nie o tym chciałam.
Drobną poprawę zaobserwowałam wczoraj.
A dziś...jakieś pół godziny temu wchodzę do pokoju w celach kolacyjnych ( nie, nie moich, kociszków

) i jakoś mnie tak coś zaniepokoiło. Musiałam chwilę pomyśleć, zanim załapałam, że jest cicho

. W sensie furczenia i smarkania, i gwizdania przez nos. Tak bardzo do tego przywykłam, że od razu zauważyłam tą ciszę. A Plamiś siedział spokojnie na stoliku.
I oto wydarzenie dla mnie na skalę światową...Plam oddychał
bezgłośnie.
Aż podeszłam do niego, i nachyliłam się nad pysiem...nic.
Nie wiem, czy wiecie, co to dla mnie znaczy...
Po
LATACH zatkanego totalnie nosia spokojny bezgłośny oddech
Nie wiem, czy ten stan rzeczy się utrzyma. Ale póki co łażę za nim i słucham

.