Co do Twojego pytania, co bym zrobiła: myślę, że jeśli można komuś pomóc, to trzeba pomóc. Nie tylko dla czyjegoś dobra. Pomagając, działamy też dla własnego dobra, ot, chociażby żeby lepiej się poczuć we własnej skórze. Ludzie, których nie wzrusza nieszczęście i płacz błąkającego się kota mają twarde serca. Może odpychają od siebie świadomość, że kogoś nie chcieli uratować, nie myślą o tym...Ale Ty nie byłabyś spokojna, gdybyś go opuściła w biedzie.Co do tej płaczącej kobiety w szpitalu: Basiu, niczemu nie należy się dziwić. Różni ludzie mają inne progi bólowe...Może ona nie mogła znieść bólu. Może nie wierzy w szansę na wyzdrowienie? Poza tym niektórzy zwyczajnie głupieją ze strachu przed chorobą, śmiercią, bólem...Trudno jest dojść do wniosku, że śmierć też jest potrzebna, że jest częścią życia, że jest bezpieczna. Ludzie buntują się, są opryskliwi, mają żal do świata, że zachorowali i próbują ten świat za to ukarać. Może taka była przyczyna opryskliwego zachowania tej kobiety. Tak bywa. Nie każdy potrafi dać sobie radę, wyjść z twarzą. Czasami ból i strach człowieka upadla. Zdarza się. Ta pani powinna mieć oddzielną salę, żeby nie obciążała swoim zachowaniem innych, przecież także cierpiących. Pewnie nie mieli wolnej jedynki. Może tej kobiecie przejdzie... Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko faza godzenia się z chorobą. Może pani w gruncie rzeczy jest ok, skoro ma taką rodzinę, przecież to ona wychowała to troskliwe dziecko, które przyleciało do niej 100 km.
Przytulam Cię Basiu mocno
. Będzie dobrze. Zobaczysz, że będzie dobrze. Nie bój się, Kochanie. Wyzdrowiejesz. Przytulam jeszcze 








