A teraz coś bardzo w temacie tego forum......
Czyli jak znalazłam kota a może kot znalazł mnie.
Dwa dni przed pójściem do szpitala (sobota ) nie mogłam sobie w domu znależc miejsca .
Podświadomie dawał mi się we znaki stres i niepokój
Pogoda była piękna postanowiłam zmienić klimat i zrobic sobie spacer do sklepu.
Wiejski sklepik mam oddalony od siebie ok 1km. Nie czsto jednak ostatnio tam bywam .
Budynek sklepu mieci się na środku niewielkiego ronda. Wokół ulica ,jeżdżące samochody .
Już z daleka dostrzegłąm siedzacego pod murem sklepu kota.
Zagadałam po kociemu.Kocisko zaczeło sie przrażliwie drzeć. On nie miauczał,on krzyczał
Kot ,,był" biały. Pisze ,,był" bo to co siedziało przede mną było szaro-buro-czarne. Widac jednak ,że zwierzak oswojony i łaskawy.
Nawet nie można powiedzieć by był strasznie zabiedzony. Od razu widac ,ze był wychowany w domu.
Kot tak sie przejął okazaną mu uwaga ,ze darł sie nadal wniebogłosy i usiłował wcisnąć za mną do sklepu
Natychmiast oczywiscie zapytałam z kąd sie wziął?
,,Pani kochana,ludzie widzieli jak go ktos wyrzucił z samochodu i prędko odjechał. My tu tygodnia nie mamy aby ktos zwierzaka nie podrzucił "
On niczyj...
Zajełam sie zakupami....
Wychodzę a kot leci środkiem ulicy wśród pędzących samochodów Głośno miauczy i łasi do wychodzących ludzi.
Przemawiam do niego a on drze sie jeszcze bardziej. I wtedy sama nie wiem co we mnie wstąpiło ...
Podjełam nagłą, impulsywną decyzje i wiedziałam na razie tylko jedno ,ze go tak nie zostawię.
To byłaby tylko kwestia czasu ,ze rozszarpał by go pies , lub rozjechał samochód.
Weszłam do sklepu...,,Dajcie mi jakieś pudełko..."
Natychmaist znalazało się kilku takich co to myśleli juz dawniej ,że wzieli by kotka dla wnusia ale wie pani ......
No własnie CO? !
Bo pani nie wiedziała... ????!!!! Czemu na wsi nie mozna zapewnić bytu jednemu kotu...????
Cholera,cholera ,cholerny świat....Ludzie z ustami pełnymi frazesów

i dobrych rad tylko pomocy zwierzakowi znikąd
Kocisko bez większych protestów dało się zapakowac do pudła Problem był tylko jeden ...
Ja byłam z siatką zakupów i niesienie paki z kotem pod pacha nastręczyło pewną niewygode.
Ale i tu znalazło sie nieoczekiwane rozwiązanie
Uważajcie wisienka na torcie ....Oto Polska własnie!!!!
Podczas gdy ja pakowałam kocura do kartonu do sklepu wkroczyła z dumą lokalna kandydatka na radną.
Przyszła nie tyle coś kupic co jak mniemam sie pokazać
Pani zainteresowała się żywo ,że biorę kota i zaproponowała mi wobec obecnej pod sklepem tubylczej ,,elity "(Normalne Ranczo

) ,że podwiezie mnie do domu .Oczywiscie propozycja padła głośno i była obliczona na podziw i aplauz zebranych i
Po drodze wszelkimi siłami usiłowała sobie poukładać z kąd mnie zna.
W końcu przypomniła sobie o konkursie wianków w którym sędziowałą (pierwsze trzy miejsca zajeły jej krajanki -czytaj: jej sołectwa mieszkanki

) .Przez całą drogę była ujamujaco grzeczna. Moja uwagę starała się nakierować na zbliżajace sie wybory a przy okazji( między wierszami )na swoja kandydaturę.
No dobrze ,małpa jestem ,pomogła i to się liczy a intencje...Cóz mogły byc różne.

Mnie o życie kociambra szło a jej o stołek
Kazdy ma swoje piorytety
Wracajac do kota.Całkiem grzecznie zniósł transport. Gorzej ze mna gdyż pod furtka zaczełam na poważnie sie obawiac co moje pieski na to?
A ściślej co ja zrobie jak kot bedzie się bał psów? Na razie zamknełam się z kociskiem w łazience.
Brudny był przerazliwie. W domu ciepełko.W zwiazku z tym wykapałam delikwenta. Miał pchły.Spryskałam Fipreksem Wysłałam koszyk ,nakarmiłam.
Jadł tak łapczywie jakby od roku jedzenia nie widział. Oczywiscie tak szybkie jedzenie musiało zakończyc się zwrotem treści żołądka .
Słuchajcie ,jeszcze czegos takiego nie widziałam...

.Kot był okropnie zarobaczony . Nigdy dotad nie widziałam takiej ilości wielkich robali. Naturalnie zaraz dostał tabletkę na odrobaczenie i odizolowałam go od innych zwierzaków w łazience.
Na mycie kota trafił mój sasiad który zapukał kiedy wyjmowałam kociambra z pod prysznica.Przyniósł mi pelargonie ( przechowuje na zimę i wiosna mam swoje sadzonki ).
I oczywiscie znajomy tekst ,ze on zna tego kota ,ze go widział pod sklepem ,,że wie ,ze się bąka ,że mu żal..W
Wiesz,zastanawialiśmy sie ale nie mogliśmy itd itd .....taki piekny ,ale wiesz kupilismy mu tydzień temu puszke.Ludzki pan...."Cholera.

Cóz ,przez dwa dni kot zamieszkał w łazience.Bardzo syczał na psy. Bunio go olał.Bulek chciał sie zaprzyjazniac ale kot sie jeżył .
Z Dagmara sie szczerzyli.
Zafundowałam sobie bonanzę na chwile przed szpitalnymi emocjami

.
Tyle dobrego ,ż e moje koty go zaakceptowały. Po za wymianą pogladów z Siemkiem akceptacja przebiegła wzorowo.
W poniedziałek powrót do rzeczywistości. Jade do szpitala i kot nie może siedzieć zamkniety w łazience.
Poniewaz mam w domu klapkę wychodzaca dla zwierzat podjełam ryzyko.Albo pójdzie albo wróci -czyli jak w przysłowiu..
Zle robakowi w marchwi to niech idzie w chrzan
Wybrał marchew

. Po powrocie zastałam całkiem zasymilowanego kota siedzacego na Bulbkowym posłaniu. Wobec psów zachowuje rezerwe co nieco nakręca Dagmare ale to tylko przekomarzanie. On robi z siebie szczotke do butelek ona cała dygocze az jej fafle sie marszczą i poszczekuje.
I mam juz dla niego domek . Za tydzień 17. 11 idzie na kastracje (gmiana wprowadziła darmowe zabiegi załatwiłam juz skierowanie do weta ) a potem jedzie do Warszawy.Bedzie mieszkał z kolegą - czarnym Feliksem .
Acha,okazało się ,z e kot najprawdopodobniej nie słyszy. Jest głuchy jak to sie u białych kotów zdarza. Kompletnie nie reaguje na dzwieki ( test potężnego dzwonka za uchem kompletnie nie robi na nim wrażenia podczas gdy inne koty az podskakują ) ale wzrokowo idealnie,dogaduje się z człowiekiem .
Ot nie miała Basia kłopotu poszła do sklepu po ..... kota....
A Wy co byście zrobili??? Wiem ,ze świata nie zbawię ale jak zobaczyłam tego nieszczęśnika pod kołami......Nie umiałam ...........