Boniedydy, gratulacje za Tiarę
Dla mnie ta adopcja to było mistrzostwo świata. Ludzie wychodzili z A1 właśnie ("bo nie ma kota dla nich"), kiedy przyszłyśmy (12:10), ale Boniedydy zaraz do nich zagadała, zaprowadziła do Tiary, poświęciła adoptującym sporo czasu.
Ja się nie wtrącałam, bo jakiś czas temu ustaliliśmy, że jeden wolontariusz zajmuje się jednym adoptującym (jedną rodziną), inni wolontariusze się nie wtrącają w rozmowę.
I to działa.
Zanim udałam się do kociego szpitala, udało mi się poświęcić sporo czasu Blakotowi.
Ocierał się o mnie, kiedy kucnęłam (on chyba woli, jak się go z tej pozycji głaszcze). Dopiero po długiej sesji głasków wyciągnął łapę i chciał mnie drapnąć.
Laserkiem nie wykazywał zainteresowania, za to animondę wołowinową spożył ze smakiem

Błagałam pana doktora, który był dziś w kocim szpitalu, żeby zakwalifikował jakieś koty do przeniesienia do adopcyjnych pokojów ("bo nam tylko jeden kot dorosły na A1 został, a jest długi weekend, powinno być sporo chętnych do adopcji"). Ale tylko tę 419/14 po niedawnej sterylce można było dziś przesunąć na A1.
Laserek jest fajny, bo przez szybę w drzwiach zabawiałam nim koty w szpitalu w sali grzybicznej

W szpitalu żal mi dziś było kotów po wypadkach komunikacyjnych, wypadnięciu z okna.
Błagam, uświadamiajcie znajomych, adoptujących etc., żeby zabezpieczali okna i balkony.
I żal mi kociaka z zaawansowanym kocim katarem, małe słabiutkie biało-bure.
Jeśli dożyje do jutra, to da radę. Dostał leki, leży na poduszce elektrycznej.