Mnie kapelutki nie przeszkadzają. Mam w rodzinie babkę co cięgiem kapelutki i rękawiczki nosi .Fajnie wygląda. Co kto lubi lub musi.Ona lubi.
Pani jest emerytką posiadajacą dwa pieski i je wyprowadza o takiej nieziemmskiej porze pchając się w las. Czeka zawsze na drugą Panią Emerytkę co ma jednego pieska .Ale to ten piesek chodzi w gustownym kaftaniku i (niestety) też ryja na mnie wydziera. Piesek znaczy się.

Mają silne latarki więc wiem gdzie są.Nie pcham się jak nie muszę ku światłości

A wracając do kapelutków. Moja śp. daleka ciotka uwielbiała kapelusze. Bez tego nie wychodziła. Golizną za diabła nie świeciła. W czasach prohibicji kapelutkowej kupowała gdzieś tam filcowe chełmy. Okazyjnie, na lewo i prawo jak okazja się trafiła. A, że miała dużą głowę to zanim oddała chełm do modystki (cicho ciemno dziergającej) pracowała nad powiększeniem tegoż filcu. A więc... miała duże metalowe wiadro co swobodnie na łepinę jej wchodziło , filc moczyła i naciągała wsio na to wiadro. Stały tak wiadra odziane w różne kolory w miejscu chłodny, suchym i przewiewnym . A potem cudownie zmieniały się na śliczne ozdoby głowy.
Ciotka i jej córki w ogóle były nie teges wedle reszty świata. Każdy gość zanimł rozpłaszczył tyłek na krześle słyszał wrzask nakazujący wstrzymanie się. Doopa zawisała i czekała wystrachana na pozwolenie. Któraś z nich leciał biegusiem do sterty złożonych ręczników i pchała jeden jako poddupniki ,okrywając wsio ścierą by doopa nie ubrudziła prania. Bo jak zostały celebracje uskutecznione to pozwolenia siadania padało. A one zdziwionym pośladkom oświadczały radośnie ,że...nie lubią prasowania. A wszystko to w trakcie swobodnej konwersacji i powitaniach się odbywało.
Jak TZ tam pierwszy raz zajechał to ja sama wrzaskałam by przed siadaniem się wstrzymał. Tak mi w krew weszło.

Tak było

I jeszcze insze były .
Wspomnienia dalekie ale są.
Fajne są.
Ale widzicie , jak ja mam być normalna
