morelowa pisze:O, tak, tak - lubię kluchowate koty, ale to czarne pierwsze jest takie eleganckie i wysublimowane
i o tego z balejażem tez miałam pytać

Te czarne pierwsze to (do wyboru) klony różniące się ilością białego i stanu posiadania pod ogonem.No i wagą/wzrostem ale tego na fotach nie widać. Tak więc przedstawiam Lenkę, Leosia i Lesia. Chłopcy mają szwrcegenerowski zarys szczęki.Znaczy się taki mocny,
menski. Niestety, nikt nie docenia kocich klonów na tyle by dać im kącik.
Tak jak nie docenia burych klonów.
I nie klonów...
To z
bylejakim futerkiem ,taki arlekinek, to Majunia.Cudo a nie kot.
Pisałąm już ,że mam migrenówkę weekendową. Ale już wiem,że to nerwy chyba i zmęczenie. Siadł mi też żołądek. Brak piwa czy nerwy
W piątek telefon (w pracy jestem

)
Asia przyjdź bo jest kotka i trzeba sprawdzić czy kotna. Bo nie wiemy czy łapać.Kotka od kilku dni koczuje pod chmurką.Kotka miziata doludzi lgnącaWiadomo co powiedziałam. I jak sie wściekłam. Kazałam łapać czy kotna czy nie kotna.
Ciąg dalszy był mało budujący. Bo już nie będą łapać.Bo nie wiedzą gdzie wieźć na kastrację. Mają łapać ,załatwię kastrację. Nie, nie będą łapać bo nie ma kto zawieźć na kastrację (taxi nie zamówią). Kazłam łapać już mocno wku... a potem się pomyśli o transporcie. Nie, już nie będą łapać bo nie mają gdzie trzymać. Kazłam łapać .Wezmę do łązienki.Brodzik wolny jest. NIECH ŁAPIĄ.
Musiałąm rozłączyć się. Wracam z pracy, kontakt próbuję namierzyć dzwoniącą i dowiedzieć się co i zacz i... idę na wskazane miejsce. Nie wytrzymałam. Miejsce łatwo namierzyć przez stojące pojemniczki.Puste. W kropiącym deszczu, w spływającym wodą malunim kartoniku siedzi kot. Kur...nie złapały. Szlag ,dwa szlaki ... Kot tak skulony,że ledwo go zauważyłam. Kiciam-nos tylko się wystawił. Wyjęłam dyżurne saszetki, nakładam i odchodzę. Wyszła kicia z brzuchem aż do nieba. Młoda, drobna. Nie chciała podejść a ja nie ryzykowałam bo daleko do domu. W ramionach jej nie doniosę. Oczywiście dyskusja z lokatorami co nie pozwolą kici oddać i takie tam. Przemilczałam dyskusję,że nik kotem się nie zajął a to nie ich kot a oni własną wędlinę jej oddają. Co fajniejsze, dzwoniąca dokładnie to samo mówiła. Nie ich kot, nie jej kot. Pytam a czyj?Mój? Ale nie odpowiedziała .Obie wiemy po co dzwoniła i nie pomyliła się. Pogalopowałam do domu, wydzowniłam kilka telefonów by kota na już wcisnąć na zabieg, a jak ciemno się zrobiło wypełzłam z kontenerkiem. TZ oświecony wcześniej mymi sprawozdaniami, odział się w milczeniu z piżamki wdziewając wyjściowe spodenki i polazł mało radośnie kota łapać albo żony pilnować.To,że trafi do brodzika przyjął ze spokojem.Niestety. Kotki nie było. Kilkakrotne chodzenie nic nie dało. Kotki do tej pory nie ma. Płakać mi się chce jeśli urodziła w taką pogodę. I gdzie urodziła? Tam tyle zkamarków, krzalunów. Miski są puste. Jak kicia nie koczuje to NIKT z tych "dobrych"nawet wody nie wlał. Nikt jakiegoś porządnego lokum nie dał. Dzwoniąca też pilnuje. Ma łapać i przynosić do nas.
Przełknęłam złe słowa bo to nic nie da.A pomoc każda jest potrzebna. Jesli wie,że my przechowamy kocię to spokojniej chodzi.
Z jednej strony, jesli urodziła, to dobrze ,że nie w tym pudełeczku bo ludzie ,psy...mają tam dostęp.Co idę to z lękiem patrzę w kartonik i z nadzieją patrzę w kartonik. Przez głowę przemykają myśli co zrobię, jak zrobię, czy uśpić malce czy nie uśpić. Ale te myśli są nic nie warte bo kotki nie ma.
To młod kot. Tak wygląda. Jeszcze czysty ale już widać ślady podwórkowego bytu.