dorota13 pisze:Jeżeli nie dasz rady jechać do Warszawy to skonsultuj kota w mińskiej Ampułce.
Jeśli chodzi o tę całą ampułkę to moja noga (a przede wszystkim żadna noga mojego zwierzaka) tam nie postanie

i naprawdę mam powody:
Ta cała właścicielka ampułki, kiedyś nas potwornie oszukała, a ja zawiozłam tam kota, którego tym samym skazałam na śmierć - do tej pory sobie nie mogę tego wybaczyć
To był zwykły ulicznik, taki babmer, trząsł całą ulicą, bardzo go z mamą polubiłyśmy, za te jego zawadiackość. Próbowałyśmy go z socjalizować na domowego, ale to już inna historia. Mieszkał więc ten kot dalej na ulicy (Nazwałyśmy go Maleństwo-tak z przekory bo mały nie był). Któregoś dnia mama powiedziała że nasz miejski bonzo nie chce jeść. Przyjechałam więc do rodziców, złapałam delikwenta i zawiozłam do tej całej ampułki. To było z 6 lat temu, wtedy jeszcze ufałam bardzo lekarzom. Zostały mu zaaplikowane antybiotyki, które nie pomogły. Został u nas w domu i się okazało że ma straszną biegunkę. Na drugi dzień, mnie już nie było i to mama z nim pojechała. Powiedzieli jej że kot musi zostać na obserwacji i że zrobią mu badania krwi. Diagnoza (po badaniach) wirus kk i zapalenie jelit - leczenie: antybiotyki i dieta. Kot został w tym ich szpitaliku - mama tam codziennie jeździła na odwiedziny, po tygodniu powiedzieli że jest lepiej - mama go zabrała, a w domu się okazało że cały czas ma taką samą biegunkę (nie mówiąc już o tym że po tygodniu tej diety zrobiła się z niego skóra i kości). Zdecydowałyśmy że mama natychmiast pojedzie z kotem do innej lecznicy, tylko powiedziałam jej żeby odebrała te wyniki z badań krwi (ja pamiętam że płaciłam wtedy za nie i za zastrzyki z jednego dnia 200 pln). Mama jak tak pojechała i poprosiła o wyniki usłyszała od chłopaka, który tam pracował, że kotek nie miał robionych badań! Pobiegła do tej całej dr Agaty z awanturą, ona rzuciła jej stówą na biurko (za całe to pożal się boże leczenie zapłaciłyśmy 7 stów) i kazała nie wracać. W tej drugiej lecznicy, po badaniach wyszło że kot ma zaawansowaną mocznicę - nie było co ratować

Ampułka - srułka

A lekarz, który oszukuje i zamiast pomóc jeszcze szkodzi, to dla mnie żaden lekarz, więc nie ważne jest dla mnie, że ampułka jest w necie polecana, ja tam nigdy nie pójdę.
Kilka lat później poznałam dziewczynę, która tam pracowała i znam też zdanie naszej Pani karmicielki na temat tej lecznicy, i obydwie opnie pokrywają się z moją. Więcej mi nie trzeba.
W ogóle w Mińsku nie mam już do kogo chodzić ;( w amivcie byliśmy (3 razy) - tam nie zrobili Pakowi badań i dali te sterydy na 6 tygodni.
Na chełmońskiego nie pojadę - tam jest syf straszny i tam byłam z tą kicią którą znalazłam z zapaleniem gruczołów mlecznych, co chciał jej robić zastrzyk z oksytocyny i nie chciał dać galastopu, bo to za drogie
A Pan Mastalerz jest ok ale raczej do kaukaza, albo do innych dużych zwierząt i ewentualnie leczenia urazów a nie diagnozowania Paka, bonie ma ani sprzętów ani laboratorium.
Także zostaje tylko warszawa, gdzie tez w ciemno nie pojadę. Muszę podzwonić popytać...