MOJE KOCIE BIEDY cz.2 Mała Calinka ocalona przed śmiercią

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie paź 12, 2014 10:57 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Do tego, żeby zwrócić, nie potrzebujesz mojej pomocy. Wystarczy zajrzeć do przelewu i wykonać zwrotny. I o tym wiesz, bo doskonale poruszasz się w przestrzeni wirtualnej.

Dostać na miau pieniądze jest bardzo łatwo i łatwo jest też ulec pokusie. Rozumiem to, trafiają tu ludzie w różnej sytuacji życiowej. Sama mam w tej chwili duży problem, żeby wydać tymczasa i nie uwierzyć złudnym pretekstom zatrzymania go. Chociaż spokojnie stać mnie i na kosztowną diagnostykę i równie kosztowne leczenie. Tylko że bardzo trzeba uważać, żeby nie wpaść w pułapkę przekonania, że "tylko ja". Bo potem jest tylko równia pochyła.

Masz problem i nie widać, żebyś była gotowa z nim powalczyć. Dlatego dopóki nie przyznasz się sama przed sobą, że go masz, dopóki nie podejmiesz działań naprawczych, jedynym rozsądnym wyjściem jest to, co napisała Ci N/K. I całe szczęście, że dzieje się to w czasie, gdy masz tylko 9 zwierzaków.

Zatem Twoja publiczna deklaracja zwrotu jest dla mnie wyłącznie chwytem marketingowym, bo zupełnie niepotrzebnym. Niestety, wszystkie szlachetne Cioteczki wspierające Cię w wątku wyrządzają Ci największą krzywdę, bo utwierdzają Cię w działaniach prowadzących Cię do tragedii. Wtedy nikt za Ciebie nie poniesie konsekwencji.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Nie paź 12, 2014 11:16 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Femka nie mam konta internetowego, jak dostaję przelew to na tel.przychodzi mi sms...
proszę o nr konta, przelew będę robiła z poczty...
Nie mam komputera, wzystko co robię, robię z komórki...
kicikicimiauhau
 

Post » Nie paź 12, 2014 11:29 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

zabawa w dawanie i oddawanie na poziomie przedszkola
chcę to daję, nie to nie po co to wszystko ?
Wojtusiu... zabrałeś moje serce. odwiedź mnie proszę, kiedyś..we śnie..w innym futerku.
ObrazekObrazek

mamaGiny

Avatar użytkownika
 
Posty: 7113
Od: Pon maja 10, 2010 10:30
Lokalizacja: Śląsk

Post » Nie paź 12, 2014 11:51 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

I znów nienawiść ..
Ale to juz tu staje się normą ..
Co do pracy nie tak łatwo ją znaleźć jak nie jest się piękną i młodą , a co do UM to są same propozycje za granice .Tak jest u mnie ..Kiedyś dostałam propozycje pracy przez UM do pana u którego wcześniej odeszłam bo nie wypłacił mi miesięcznego wynagrodzenia a szyliśmy po 11 h i jeszcze trzeba było dojechać 20 km w jedną strone , nie było pensji a pieniądze za bilety poszły na marne ...Zapytałam panią szanowną z UM dlaczego daja takie propozycje pracy powiedziałam o co chodzi ...Pani odpowiedziała mi ze oni tylko wstawiają oferty pracy nie sprawdzając pracodawcy 8O i świetnie ...możesz mieć od nich jakąś prace , będziesz harować a wynagrodzenia może nie byc....Inny pracodawca po 1,5 miesiąca się zmył , stałyśmy pod drzwiami , przyjechała Policja spisała wszystkich był Sąd te dziewczyny co nie miały umowy nie mogły nic zrobić , a inne dostaja po 30zł miesięcznie od komornika ..Ja teraz nawet tego nie dostałam przez 2 miesiące , wiszą mi jeszcze tysiąc złotych ale czy kiedyś to odzyskam...dostałyśmy też 800zł z jakiegoś funduszu wcześniej ..Ale tylko dlatego że była umowa itd...Cała Polska każdy robi co chce ...
Co do wydawania kotów no łatwo jest bardzo , ogłoszenia stoją domków zero....no chyba że rasowy to wtedy pw jest mase .Dla rasowego ktoś ma miejsce ale dla burasa nie ...
Co do pomagania tu jeżeli ktoś chce to pomaga , jeżeli nie to nie ...
Nie wiem po co zawsze jest taki dym , ci co nie dadzą nic krzyczą najbardziej..Nikt nikogo do niczego nie zmusza...
Ktoś ma doła , chce się wyżalić , bo nie raz to pomaga a tu ataki .Nie kopie się leżącego podobno.....
Koty sa i będą , będą żyły gorzej bez naszej pomocy albo możemy im ten byt na ulicy polepszyc .Dokarmiając je i sterylizując ...Ludzie są bardzo zyczliwi bo tam gdzie dokarmiasz co jakis czas jest nowy kot ...A z nieba nie spadł , łatwo jest poznać czy to podrzutek..i co powiesz spadaj ciebie nie na karmie , szukaj pana choć pan go nie chce ....
Myśle że autorka wątku spojrzy na te wypowiedzi z przymrużonym okiem , nie ma co się załamywać i wszystkiego brać do siebie ....
To tyle od notorycznej zbieraczki ze stadem kotów.
Ostatnio edytowano Nie paź 12, 2014 12:34 przez lidka02, łącznie edytowano 1 raz

lidka02

 
Posty: 15918
Od: Czw cze 09, 2011 9:22

Post » Nie paź 12, 2014 12:14 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Nie wchodzę w to, kto ma racje, a kto nie... Już dawno porzuciłam takie pokusy.
Wiem jedno lincz można zrobić na już, teraz, jutro, pojutrze, choćby w wyniku słów wpisanych do internetu pod wpływem emocji dać bana, czy co tam.. By dać szansę, trzeba też dać czas i odrobinę zaufania (bez upokarzających warunków), inaczej nikt nie ma szans udowodnić, ze zbieraczem nie jest, pracuje na poprawę swojej sytuacji.
Z pracą też łatwo nie jest. Te lepsze, a nie piszę tu o zarobkach, tylko normalnej umowie, normalnym traktowaniu pracownika, rozchodzą się po znajomości i tak się w miarę normalną pracę, gdy nie ma się kwalifikacji znajduje.. Znajomi, znajomi i jeszcze raz znajomi. To co wisi często w necie, to nie żadne kokosy, czy nawet nie to, co się w ogłoszeniu "obiecuje" :roll: Niestety w tym kraju nadal ludzie pracują za parę zł, nawet 4 zł/h na umowę zlecenie.. Jakby mieli wyjście, inne możliwości, nikt by za takie stawki nie znajdował parownika, realia są inne.. Przykre, ale prawdziwe. Kto ma znajomych, ma pracę, inni obijają się o ogłoszenia dziwnej treści, pracę na czarno, czy właśnie w umowie i płatne jedno, a drugie tyle za darmochę, bo inaczej won..
Druga storna, ze forum to złudne utrzymanie, więc pracy trzeba szukać, nie można się na tym opierać. To droga donikąd, to też fakt. Tylko nikt pracy nie znajdzie na już.. A bez kalifikacji z dobrą pracą, stabilną, opłacaną choćby minimalnie, nie jest tak łatwo :roll: Sama o to się rozbijałam. Przyjmowali mnie, a ogłoszenia były.. pracodawca wiedział, ze mi nie zapłaci, to szukał kolejnej naiwnej..
To co miało być, chyba już zostało powiedziane, co tu dodać, ostro nawet było, bardzo :roll: Jeśli ktoś tu ma mieć szansę, a nie dostać bana, lepiej mu teraz coś poradzić, wesprzeć, bo to też dołuje.. takie łażenie i odchodzenie z kwitkiem :roll: I co najważniejsze dać czas.
pwpw
 

Post » Nie paź 12, 2014 14:59 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Racje jak zwykle są podzielone.
A o sytuacji finansowej Kici mówi "sam za siebie" tytuł wątku.
W kwestii formalnej Szpieg jest "moim kotem" zaadoptowanym wirtualnie.

Jeszcze to mam pytanie do Femki, czy udzielając wsparcia kotom Kici nie czytała wątku?
Rozumiem, że czasem odzywa się w człowieku doktrynerstwo, ale pryncypialność wykazana dopiero po poście Moderacji wydaje się czytającemu dość zabawna.

kotydwa12

Avatar użytkownika
 
Posty: 989
Od: Wto lut 09, 2010 17:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie paź 12, 2014 15:13 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Też jestem ze Sląska i co nieco mogę napisać o realiach szukania pracy. Powiedziałabym tak - jeśli ktoś chce znaleźć pracę, to ją znajdzie. Oczywiście dużo zalezy od kwalifikacji, doświadczenia, tego, co kto umie. Mam dwa przykłady w rodzinie: jedna osoba ponad 55letnia straciła pracę, szukała pracy, znalazła - dużo poniżej kwalifikacji, jako pomocnik w sklepie. Druga osoba jest już 14 lat bez pracy i nawet znajdowanie mu pracy nic nie daje - on podejmuje pracę, ale pracuje tam najwyżej 2 -4 dni i sam rezygnuje, bo po prostu woli swój tryb życia niż codzienną pracę.
Pracę można znaleźć nawet bez szczególnych kwalifikacji - stale potrzebują do roznoszenia ulotek, sprzątania. W restauracjach często trzeba pomocy kuchennych. MOPS kieruje również na kursy. Często trzeba po prostu chodzić od firmy do firmy i pytać. Ale to trzeba chcieć i mieć motywację. A rozumiem, że opcja oczekiwania na pomoc płynącą z forum może być kusząca.
Obrazek

"Nigdy nie jesteśmy tak bardzo bezbronni wobec cierpienia jak wtedy, gdy kochamy, nigdy nie jesteśmy bardziej narażeni na nieszczęście niż wtedy, gdy utraciliśmy ukochany obiekt"
Teodor 1997 (?) - 02.03.2013

Ewaa6

 
Posty: 11202
Od: Sob paź 30, 2004 14:37
Lokalizacja: Śląsk

Post » Nie paź 12, 2014 15:30 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

vanesia1 pisze:Femka, to nie jest konstruktywna wypowiedź, to fragment regulaminu który zacytowałaś. (...)

Przecież w poście Nitki/Karinki są propozycje rozwiązań, nie tylko regulamin.
Skorzystanie z pomocy Urzędu Miasta i lokalnych fundacji. Jak pisała bobkowa, Rybnik oferuje talony na sterylki i karmę dla bezdomniaków. Fundacje mogą pożyczyć klatki-łapki.
Myślę, że mogłoby to być znaczne odciążenie dla kicikici.

kitkowa

Avatar użytkownika
 
Posty: 2761
Od: Śro lut 07, 2007 20:52

Post » Nie paź 12, 2014 16:00 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Eh.....
Może lepiej byłoby przemilczeć bo obiecałam sobie kiedyś, że nie będę się wypowiadała w związku z Panią Beatą pod jakim nickiem by na tym forum w danym momencie nie występowała, ale chyba pora coś wtrącić, a że czego bym nie napisała to pewnie i tak nie sprawi, że pani Beata będzie mnie lubiła mniej niż już lubi to...
Wprawdzie miałam tu dużo lektury do nadrobienia od rana, bo wątek Pani Beaty przestałam śledzić na bieżąco już w jego pierwszej części.
Przede wszystkim współczuję z powodu straty kota, naprawdę, szczerze.
Absolutnie nie chciałabym rozstrzygać tutaj kto ma rację a kto nie, kto jest dobry a kto zły.
Napiszę tylko o faktach:

Nie ulega wątpliwości, że Pani Beata przejmuje się losem zwierząt (choć moim zdaniem podchodzi do tego zbyt emocjonalnie ale widać taki typ człowieka).

Rilla07 pisze:Jak człowiek jest sam... to jest dopiero dramat a wiem, że Beata oprócz córki i kotów nie ma nikogo...

Tak tylko gwoli sprostowania Pani Beata mieszka z matką (wiem bo mieszkam dwie ulice dalej i znam Panią Beatę osobiście)

Nie jestem przekonana czy Pani Beata musi "opiekować"/dokarmiać wszystkie zwierzęta jakie tutaj wykazuje.
Stadko z ulicy Wyoskiej, które na pierwszej stronie tego wątku jest opisane jako stadko IV (Longman i Dzikusia) to koty, którymi wraz z koleżanką (która nie jest uczestnikiem tego forum) zajmuję się od kilku lat. Koty te są przeze mnie i koleżankę codziennie karmione - mamy podzielone dni kiedy która karmi (Pani Beata też przynosi im jedzenie choć mogłaby je przeznaczyć dla innych kotów bo wie, że te koty są karmione). Koty razem z koleżanką sterylizowałyśmy/kastrowałyśmy, odrobaczamy je regularnie, jeśli są chore jeździmy z nimi do weterynarza (nie do Gliwic bo ja akurat uważam, że w Rybniku jest wielu kompetentnych weterynarzy, u których leczę zarówno koty domowe jak i bezdomniaki) lub podajemy leki jeśli trudno je złapać i zawieźć na wizytę. Dla tych kotów zakupiłyśmy też budki styropianowe, które zawsze przed sezonem zimowym są sprzątane i uzupełniane świeżymi polarami. Kiedyś kotów było pięć: Bolek (zwany tu Longmanem), Dzikula, Kicia-Tycia (zwana przez Panią Beatę Tancereczką), Ryszard i Lolek. Ryszard jest od grudnia 2012 u mnie, Kicia-Tycia zaginęła na początku stycznia tego roku a Lolka znalazłam martwego w lutym przed budkami.
Wiem, że to tylko dwa koty, ale jednocześnie o dwa mniej do opiekowania przez Panią Beatę. Tylko obawiam się, że Pani Beata uważa, że tylko ona potrafi się nimi odpowiednio zająć.
Nadmienię tylko jeszcze, że nie proszę o żadne wsparcie forumowe dla tych kotów, żeby nie wyszło, że są podwójnie wspierane przez forumowiczów (póki co radzę sobie samodzielnie finansowo, tzn. sterylizacje były wszystkie na talony z UM a jedzenie, leki i opiekę weterynaryjną opłacamy z koleżanką samodzielnie , ale wiem, że karmę też można dostać z UM)

Wiem też, że koty na ul. Kraszewskiego były dokarmiane przez inną osobę niż Pani Beata (przy czym nie chcę powiedzieć, że Pani Beata tych kotów nie karmi).
Spotkałam tą Panią na Kraszewskiego kilka razy kiedy szukałam zaginionej Kici-Tyci.
Nie wiem natomiast jak jest teraz bo minęło już od tej pory kilka miesięcy.

Co do rynku pracy u nas w Rybniku to pewnie ciężko jest znaleźć pracę jeśli szuka się tylko w określonej specjalizacji.
Pracę jakąkolwiek, żeby mieć pieniądze na przeżycie myślę, że można znaleźć.
Wiem, że łatwo się mówi kiedy się ma pracę, ale ja też nie zawsze ją miałam. Szukałam kiedy sytuacja na rynku pracy była tragiczna i znalazłam, ale zanim znalazłam taką, w której mi dobrze, przeszłam przez takie, gdzie zarabiałam śmieszne pieniądze, miałam umowę o dzieło lub zlecenie i nie była to praca marzeń ale innej akurat nie było i nie wybrzydzałam, dojeżdżałam do innego miasta, kilkoma autobusami, tracąc pół dnia, ale nie miałam innego wyboru.
Jak chodzę po mieście to często widzę na różnych sklepach czy punktach usługowych ogłoszenia, że przyjmą do pracy. Nawet niedawno chyba na jakimś zoologicznym widziałam.

Nie chcę nikogo zniechęcić do pomagania Pani Beacie, kto chce to oczywiście będzie to robił.
Jeszcze raz powtórzę, że na pewno jest to osoba, której leży na sercu los bezdomnych kotów i to trzeba jej oddać.
Sama pomogłam raz ale okazało się bardzo szybko, że Pani Beata przyjmuje pomoc tylko na swoich zasadach.
Może to co napiszę będzie brutalne ale uważam (jest to tylko i wyłącznie moje osobiste odczucie), że Pani Beata próbowała mną manipulować a ja nie lubię kiedy ktoś to robi i na to nie pozwoliłam.
Obrazek Obrazek

sabianka

Avatar użytkownika
 
Posty: 4674
Od: Śro lis 26, 2003 18:34
Lokalizacja: Rybnik

Post » Nie paź 12, 2014 16:21 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

"Lalusia kicikicimiauhau wzięła początkowo na DT do domu z ulicy dopiero wtedy, kiedy inna forumowiczka zadeklarowała, że go weźmie do siebie do DS, ale kiedy po obserwacji u kici... w domu (i skonsultowaniu u weterynarza) okazało się, że Laluś ma wodogłowie - forumowiczka się wycofała - nie czuła się na siłach opiekować chorym kotkiem, i co... powinna go była odnieść z powrotem na ulicę bo domek się wycofał? Która z nas tak by zrobiła?"

- no wlasnie, pamietam, chodzi o pierwsze zdanie,
pamietam jak Kici upewniala sie czy kot (Lalus) bedzie zabrany przez "inna forumowiczke".
Na haslo o decyzji i slowach; "idz po niego" Kici przyniosla go do domu.
Pamietam te sytuacje i nik "innej forumowiczki" tez pamietam,
bylam bardzo zdziwiona i zaskoczona wycofaniem sie z zobowiazania ( z deklaracji),
kot zostal u Beaty
a co miala zrobic w takiej sytuacji?
Obrazek
Obrazek

111janina

Avatar użytkownika
 
Posty: 619
Od: Śro cze 18, 2014 19:16

Post » Nie paź 12, 2014 16:25 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Manipulować?
♥ Tosia ♥ razem od 24.11.12
klik -> http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46&t=165788

Obrazek Obrazek

vanesia1

Avatar użytkownika
 
Posty: 6557
Od: Sob gru 08, 2012 12:38

Post » Nie paź 12, 2014 16:57 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Nie wiem, dziewczyny,
Beata zawsze wszystko skrupulatnie dokumentowala i przedstawiala "na widok publiczny"
jakos nie wierze, ze to Jej sposob na zycie...
to wszystko jest po prostu przykre,
w kazdym Waszym poscie jest napewno jakas doza prawdy,
napewno jest to osoba ktora kocha koty, troche odrealniona ale z wielka miloscia do nich,
jakos nie wierze zeby to byl jej sposob na zycie, zamiast pracy, wygodny, bo pracuje tylko na klawiaturze...
a to gotowanie, przygotowywanie, chodzenie pare razy dziennie w upale albo w deszczu i znoszenie licznych szykan, wyjazdy z chorymi do lekarza, znoszenie trudow podrozy i pogardy o ktorej niejednokrotnie pisala?
Kto by tak chcial?
Obrazek
Obrazek

111janina

Avatar użytkownika
 
Posty: 619
Od: Śro cze 18, 2014 19:16

Post » Nie paź 12, 2014 17:01 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Jestem tu na forum od roku, mieszkam daleko, więc widzę tylko to co pokazuje forum.
Kici poznałam jako bardzo wrażliwą, dobrą osobę, która nad życie kocha koty.
Bierze na siebie za dużo to fakt i nie radzi sobie ze wszystkim, jednak dla mnie nie jest to powód do wyszukiwania winy, tylko raczej do próby udzielenia wsparcia, pomocy...
Zarzucacie jej chorobliwą obsesję na tym punkcie, zbieractwo, które może prowadzić do tragedii, to w takim razie zapytam: ilu z Was napisało do Beaty pw w tej sprawie, poradziło np. rozmowę z psychologiem?
Czy ktoś kiedyś miał z Was prawdziwą depresję?
Tego nie bierzecie pod uwagę.

Ja pomagam nie dlatego, że widzę słodkie serduszka, emotikonki, błaganie o pomoc, po prostu uważam Beatę za dobrą osobę, która na pewno chce dobrze a nawet jeśli zagubiła się w tym, popełniała błędy to moim zdaniem może na początek warto porozmawiam, poradzić a dopiero potem obrzucać błotem. Beata cieszy się i dziękuję za każdą nawet drobną zabawkę dla kota.
Pomagam skromnie, sama nie mam stałej pracy, jednak widzę efekty tej pomocy w postaci zadowolonych kociaków i tyle mi wystarczy.
To czy Beata nie chce iść do pracy, czy mija się z prawdą w pewnych kwestiach to druga sprawa... nie mnie osądzać, nie jestem ani detektywem ani sędzią.

Z tego co wiem to Kici brała jakieś talony na sterylki, pomagała sterylizować kotki w zakresie swoich możliwości.
Pisała też o wizytach w UP, nie mam podstaw by w to nie wierzyć...

Jako szlachetna Cioteczka (bardzo spodobało mi się to ironiczne, pogardliwe stwierdzenie) chcę i będę pomagać jak dam radę, jednak mam świadomość tego, że sama Beata musi stanąć na nogi, zrozumieć, że nie powinna już brać więcej kocich bied dopóki np. nie znajdzie pracy i opiekować się kotami w miarę swoich możliwości. Jednak rozwiązać to można rozmową, radą... nie od razu atakiem, to zwykle daje zupełnie odwrotne efekty.

Prawda zawsze leży po obu stronach, to prawda i to dotyczy wszystkiego.
Nie chcę się bawić w adwokata, chcę jedynie zwrócić uwagę, że te argumenty, zarówno N/K jak i niektórych forumowiczek, owszem mogą mieć swoje podstawy, no ale nie tędy droga, nie ta forma...
Jesteśmy na forum miłośników kotów a ja mam 100% pewności, że osoba której pomagam taką właśnie osobą jest i to szczerze...
Obrazek Obrazek Obrazek
Zapraszam na ubrankowo-butkowy bazarek <3 http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=27&t=164058
"Tyl­ko dwie rzeczy są nies­kończo­ne: wszechświat oraz ludzka głupo­ta, choć nie jes­tem pe­wien co do tej pierwszej" Albert Einstein

Rilla07

Avatar użytkownika
 
Posty: 4223
Od: Wto lip 30, 2013 17:49
Lokalizacja: małopolska

Post » Nie paź 12, 2014 20:14 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Obrazek
sabianka pisze:Eh.....
Może lepiej byłoby przemilczeć bo obiecałam sobie kiedyś, że nie będę się wypowiadała w związku z Panią Beatą pod jakim nickiem by na tym forum w danym momencie nie występowała, ale chyba pora coś wtrącić, a że czego bym nie napisała to pewnie i tak nie sprawi, że pani Beata będzie mnie lubiła mniej niż już lubi to...
Wprawdzie miałam tu dużo lektury do nadrobienia od rana, bo wątek Pani Beaty przestałam śledzić na bieżąco już w jego pierwszej części.
Przede wszystkim współczuję z powodu straty kota, naprawdę, szczerze.
Absolutnie nie chciałabym rozstrzygać tutaj kto ma rację a kto nie, kto jest dobry a kto zły.
Napiszę tylko o faktach:
Nie ulega wątpliwości, że Pani Beata przejmuje się losem zwierząt (choć moim zdaniem podchodzi do tego zbyt emocjonalnie ale widać taki typ człowieka).

Rilla07 pisze:Jak człowiek jest sam... to jest dopiero dramat a wiem, że Beata oprócz córki i kotów nie ma nikogo...

Tak tylko gwoli sprostowania Pani Beata mieszka z matką (wiem bo mieszkam dwie ulice dalej i znam Panią Beatę osobiście)

Nie jestem przekonana czy Pani Beata musi "opiekować"/dokarmiać wszystkie zwierzęta jakie tutaj wykazuje.
Stadko z ulicy Wyoskiej, które na pierwszej stronie tego wątku jest opisane jako stadko IV (Longman i Dzikusia) to koty, którymi wraz z koleżanką (która nie jest uczestnikiem tego forum) zajmuję się od kilku lat. Koty te są przeze mnie i koleżankę codziennie karmione - mamy podzielone dni kiedy która karmi (Pani Beata też przynosi im jedzenie choć mogłaby je przeznaczyć dla innych kotów bo wie, że te koty są karmione). Koty razem z koleżanką sterylizowałyśmy/kastrowałyśmy, odrobaczamy je regularnie, jeśli są chore jeździmy z nimi do weterynarza (nie do Gliwic bo ja akurat uważam, że w Rybniku jest wielu kompetentnych weterynarzy, u których leczę zarówno koty domowe jak i bezdomniaki) lub podajemy leki jeśli trudno je złapać i zawieźć na wizytę. Dla tych kotów zakupiłyśmy też budki styropianowe, które zawsze przed sezonem zimowym są sprzątane i uzupełniane świeżymi polarami. Kiedyś kotów było pięć: Bolek (zwany tu Longmanem), Dzikula, Kicia-Tycia (zwana przez Panią Beatę Tancereczką), Ryszard i Lolek. Ryszard jest od grudnia 2012 u mnie, Kicia-Tycia zaginęła na początku stycznia tego roku a Lolka znalazłam martwego w lutym przed budkami.
Wiem, że to tylko dwa koty, ale jednocześnie o dwa mniej do opiekowania przez Panią Beatę. Tylko obawiam się, że Pani Beata uważa, że tylko ona potrafi się nimi odpowiednio zająć.
Nadmienię tylko jeszcze, że nie proszę o żadne wsparcie forumowe dla tych kotów, żeby nie wyszło, że są podwójnie wspierane przez forumowiczów (póki co radzę sobie samodzielnie finansowo, tzn. sterylizacje były wszystkie na talony z UM a jedzenie, leki i opiekę weterynaryjną opłacamy z koleżanką samodzielnie , ale wiem, że karmę też można dostać z UM)

Wiem też, że koty na ul. Kraszewskiego były dokarmiane przez inną osobę niż Pani Beata (przy czym nie chcę powiedzieć, że Pani Beata tych kotów nie karmi).
Spotkałam tą Panią na Kraszewskiego kilka razy kiedy szukałam zaginionej Kici-Tyci.
Nie wiem natomiast jak jest teraz bo minęło już od tej pory kilka miesięcy.

Co do rynku pracy u nas w Rybniku to pewnie ciężko jest znaleźć pracę jeśli szuka się tylko w określonej specjalizacji.
Pracę jakąkolwiek, żeby mieć pieniądze na przeżycie myślę, że można znaleźć.
Wiem, że łatwo się mówi kiedy się ma pracę, ale ja też nie zawsze ją miałam. Szukałam kiedy sytuacja na rynku pracy była tragiczna i znalazłam, ale zanim znalazłam taką, w której mi dobrze, przeszłam przez takie, gdzie zarabiałam śmieszne pieniądze, miałam umowę o dzieło lub zlecenie i nie była to praca marzeń ale innej akurat nie było i nie wybrzydzałam, dojeżdżałam do innego miasta, kilkoma autobusami, tracąc pół dnia, ale nie miałam innego wyboru.
Jak chodzę po mieście to często widzę na różnych sklepach czy punktach usługowych ogłoszenia, że przyjmą do pracy. Nawet niedawno chyba na jakimś zoologicznym widziałam.

Nie chcę nikogo zniechęcić do pomagania Pani Beacie, kto chce to oczywiście będzie to robił.
Jeszcze raz powtórzę, że na pewno jest to osoba, której leży na sercu los bezdomnych kotów i to trzeba jej oddać.
Sama pomogłam raz ale okazało się bardzo szybko, że Pani Beata przyjmuje pomoc tylko na swoich zasadach.
Może to co napiszę będzie brutalne ale uważam (jest to tylko i wyłącznie moje osobiste odczucie), że Pani Beata próbowała mną manipulować a ja nie lubię kiedy ktoś to robi i na to nie pozwoliłam.


Sabianka chciała mnie uśpić, bo "już swoje przezyłem". Ja jednak dalej żyję...
Obrazek
Dla sprostosowania - "manipulacja" to prosba o podwiezienie do weta
Odpowiedz byla przecząca mimo dwoch ulic dalej
W ostatnim momencie az z Myslowic przyjechala gpolomska, poświęciła swoj czas i oswiozla Szpiegusia do domu
Sabianka nigdy nie spytała, jak się staruszek czuje :(
Zawiozła mnie raz i to niechętnie, gdyz miala inne plany.
Przed wejsciem do kliniki powiedziala, ze najlepiej byloby go uspic, bo swoje przezyl"
Proszę tego nie komentować. Wątek nie jest juz taki jak był :cry:
kicikicimiauhau
 

Post » Nie paź 12, 2014 20:38 Re: MOJE KOCIE BIEDY. Wyznania żebraczki. Tak smutno :(

Beata,
Twoi sympatycy pozostana Twoimi sympatykami,
kto chce, bedzie Cie czytal i pomagal Twoim podopiecznym,
jesli komus sie nie podoba, niech nie wchodzi na Twoj watek, nie czyta i nie odpowiada, nie pociesza i nie pomaga w jakikolwiek sposob.
Obrazek
Obrazek

111janina

Avatar użytkownika
 
Posty: 619
Od: Śro cze 18, 2014 19:16

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ametyst55, kocidzwoneczek i 152 gości