Byłam dziś z Sivir na spacerze ne "Dzikich Polach" i - ponieważ Ala powiedziała, że ona tam ją spuszcza ze smyczy, bo zawsze wraca jak się ją zawoła, zaryzykowałam. Najpierw kilka razy ją zawołałam - zawsze przyszła, choć jak wąchała to ciut dłużej trwało. Poszłyśmy kawałek dalej i nagle sunia oszalała - jak kometa wypruła w kierunku faceta, który biegł za laskiem. Ja w strachu ją odwołuję, a tu ona robi pętlę i leci do mnie (faceta olała kompletnie). Przeleciała na drugą stronę ścieżki , znów pętla i do mnie. Uszczęśliwiona, uśmiechnięta - no cud miód orzeszki. Jeszcze 2 czy 3 razy odwalała takie szaleństwa, ale prócz nas nie było w zasięgu wzroku nikogo, więc ewidentnie ten lot w trawie to był ze szczęścia, że nie jest na smyczy i może się wybiegać. Cały spacer tam szła luzem - obiegała mnie, sprawdzając co jakiś czas czy idę za nią i gdzie chcę iść (w przypadku gdy ścieżka się rozwidlała). Nie leciała do faceta, który jechał na rowerze, olała zbieracza złomu z wózkiem, dziewczynki z hurgoczącym wózeczkiem lalczynym - ważna byłam ja i bieg. Do przywołania jej wystarczyło zawołać i poklepać się po udzie lub przykucnąć - zawsze wtedy leci, żeby się przytulić. Przy czym jest to pies miejski - jeśli może idzie po asfalcie lub płytach, ostatecznie ścieżce. Trawa niziutka jest odpowiednia do biegania, tarzania się w niej i czołgania (jak psi komandos na poligonie

), wyższą przeskakuje się jak gazela, wysoka (wyższa od psa) jest groźna i się do niej nie wchodzi. Mokre jest be - ani razu nie spróbowała pić z kałuży, za to w domu najchętniej pije z kociej fontanny.
Na Dzikich Polach generalnie jest mało ludzi - co jakiś czas ktoś z psem, czy matka z dzieckiem czy panowie z piwkiem, dlatego nie bałam się zaryzykować. Zwłaszcza, że Sivir nie ciągnie do ulicy w ogóle a przed wejściem na pasy nie tylko słucha, czy mówię "Stój, Sivir" czy "Idziemy, Sivir", tylko patrzy czy idę, czy się zatrzymuję i robi to samo.