Trochę potraw potrafię ugotować - ale takich najprostszych. Po prostu coś tam gotowałam, ale na zasadzie żeby było szybko i z głowy -i dzięki temu jak dzieci były małe raczej w wolny dzień jechaliśmy do zoo (od rana, bo wtedy mało ludzi i gibony śpiewają) albo na jakąś porządną wycieczką albo na plac zabaw , nawet na cały dzień -w Warszawie były fajne parki jordanowskie, darmowe i takie ze można tam było spokojnie cały dzień siedzieć.
Poza tym w szkole są stołówki szkolne -dzieci jadały tam obiady dość chętnie.
W Warszawie było dość drogo, ale tam się trochę więcej zarabia. W Legnicy obiady były o polowe tańsze.
A ja nie łubie obiadów -to zmora mojego dzieciństwa. Czasem mi się śni, że muszę zjeśc obiad i budzę się zlana zimnym potem.
A teraz? po pierwsze chciałam przyoszczędzić -bo w liceum nie ma obiadów i Młoda coraz bardziej kombinuje z jedzeniem
tak jak ja nadawałabym się na Włóczykija czy włóczęgę po prostu
to Młoda raczej na księżniczkę - nie ma obiadu na stołówce (bo nie ma w liceum stołówki) to najchętniej poszłaby do restauracji na obiad
na restaurację mnie nie stać
te obiady takie rożne na wagę tez nie sa tanie (ani chyba zdrowe)
a nie mogę Młodej wrobić w gotowanie, bo ona się dużo uczy (poszła do dość dobrego i porządnego liceum w mieści) no i jej gotowanie tez by drogo wyszło
bo ona jest taka nowoczesna księżniczka - byle czego nie zje , na zasadzie trochę ryżu, posypać cynamonem i z głowy

musi być zupa
i jakieś mięsko i surówka i tak dalej i tak dalej
moje ulubione potrawy to po prostu owoce czy warzywa (ewentualnie trochę ugotowane, ale bez soli i całe)
gorzka czekolada
frytki (przypalone koniecznie)
przypalony chleb
i takie podobne
