PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro wrz 24, 2014 8:27 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Nie ma tak, że będzie gwarancja na zdrowie. Nawet z dobrej hodowli, po przebadanych rodzicach, kot może zachorować. To żywy organizm.
Ale faktycznie można zminimalizować ryzyko. Szukajcie kota starszego, 3-4 miesiące, najlepiej po dwóch szczepieniach. Lub ponad półrocznego po jednym chociaż. Możecie domowi tymczasowemu zaproponować zwrot kosztów szczepień.
Szczepienie, nawet to najbardziej podstawowe, chroni przed parwowirusem. Nawet, jeśli kot zaszczepiony zetknie się z tym wirusem - zazwyczaj przechodzi infekcję bezobjawowo lub przy bardzo ograniczonych objawach.
Bardzo ważna rzecz - jeśli to był parwowirus - konieczne jest chociaż półroczna kwarantanna. Wirus ma wysoką przeżywalność i długo żyje. Ciężko go zniszczyć - jest odporny na temperatury i większość środków odkażających. Wzięcie teraz czy za pół roku kolejnego nieszczepionego kociego bobasa może się skończyć tragedią. Im młodszy kociak bez szczepienia, tym ciężej walczyć z wirusem.

Myszka.xww

 
Posty: 28434
Od: Sob lip 20, 2002 18:09
Lokalizacja: Krakoff

Post » Śro wrz 24, 2014 8:33 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

@Myszka.xww


oczywiście mam świadomość, że nigdy nie ma pewności na to, że kociak,którego adoptujemy będzie zdrowy. Jednak tak jak napisałaś, można zagrożenie chociaż trochę zminimalizować.

Czyli jeśli brać kota to około 3-4 miesięcznego po dwóch szczepieniach.. czy taki też dopiero po pół roku?

mygumas

 
Posty: 12
Od: Śro wrz 24, 2014 7:13

Post » Śro wrz 24, 2014 12:52 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Nawet sam fakt, że surowica była od kotka jednej z pań weterynarz...nie każdy by dał kłóć własnego kota, zwłaszcza tylko miesiąc po chorobie. No i lekarze sporo wiedzieli o tym - o surowicach, przetaczeniu krwi itp...testach, wiedzieli też, że brak granulocytów w morfologii też już coś mówi, nie ...

Co to za lecznica, że nawet kot wetki zachorował na panleukopenie? A Ty stamtąd adoptowalas dwa kociaki i oba zachorowały na pp... sorki, ale muszą tam mieć epidemię . Powinno się ostrzec innych, żeby tam nie przychodzili z nieszczepionymi kotami. ..

Kicia_i_My

 
Posty: 16
Od: Śro paź 24, 2012 15:25

Post » Śro wrz 24, 2014 13:14 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Kicia_i_My pisze:
Nawet sam fakt, że surowica była od kotka jednej z pań weterynarz...nie każdy by dał kłóć własnego kota, zwłaszcza tylko miesiąc po chorobie. No i lekarze sporo wiedzieli o tym - o surowicach, przetaczeniu krwi itp...testach, wiedzieli też, że brak granulocytów w morfologii też już coś mówi, nie ...

Co to za lecznica, że nawet kot wetki zachorował na panleukopenie? A Ty stamtąd adoptowalas dwa kociaki i oba zachorowały na pp... sorki, ale muszą tam mieć epidemię . Powinno się ostrzec innych, żeby tam nie przychodzili z nieszczepionymi kotami. ..
Hm...całkiem słuszna uwaga :(
Może nie tyle epidemię, co nie potrafię odkazić lecznicy po każdym przypadku. A jeśli tak jest, to większość niesczepionych kotów, które do nich trafią, zachoruje...czyli przez swoją niekompetencję skazują te koty na śmierć.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

Kazia

 
Posty: 14042
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro wrz 24, 2014 13:34 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Kicia_i_My pisze:
Nawet sam fakt, że surowica była od kotka jednej z pań weterynarz...nie każdy by dał kłóć własnego kota, zwłaszcza tylko miesiąc po chorobie. No i lekarze sporo wiedzieli o tym - o surowicach, przetaczeniu krwi itp...testach, wiedzieli też, że brak granulocytów w morfologii też już coś mówi, nie ...

Co to za lecznica, że nawet kot wetki zachorował na panleukopenie? A Ty stamtąd adoptowalas dwa kociaki i oba zachorowały na pp... sorki, ale muszą tam mieć epidemię . Powinno się ostrzec innych, żeby tam nie przychodzili z nieszczepionymi kotami. ..


Jeśli pani wet jest też wetem schroniskowym (i kociaki stamtąd były) to mogła pp przyjść wraz z nimi - okres wylęgania to do 12 dni. Jej kot mógł się zarazić przy poprzednim "rzucie" - bo koty szczepione też chorują na pp, tylko łagodniej to przechodzą. Oczywiście nie sposób wykluczyć niewystarczającej dbałości o nieprzenoszenie wirusów - to też się niestety zdarza. :(
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24277
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Śro wrz 24, 2014 14:40 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Kazia pisze:
Kicia_i_My pisze:
Nawet sam fakt, że surowica była od kotka jednej z pań weterynarz...nie każdy by dał kłóć własnego kota, zwłaszcza tylko miesiąc po chorobie. No i lekarze sporo wiedzieli o tym - o surowicach, przetaczeniu krwi itp...testach, wiedzieli też, że brak granulocytów w morfologii też już coś mówi, nie ...

Co to za lecznica, że nawet kot wetki zachorował na panleukopenie? A Ty stamtąd adoptowalas dwa kociaki i oba zachorowały na pp... sorki, ale muszą tam mieć epidemię . Powinno się ostrzec innych, żeby tam nie przychodzili z nieszczepionymi kotami. ..
Hm...całkiem słuszna uwaga :(
Może nie tyle epidemię, co nie potrafię odkazić lecznicy po każdym przypadku. A jeśli tak jest, to większość niesczepionych kotów, które do nich trafią, zachoruje...czyli przez swoją niekompetencję skazują te koty na śmierć.



Dziewczyny, z tym to się nie zgodzę.
W każdej lecznicy jest pp i każda, która mówi, że nigdy nie mieli, mówi nieprawdę. Niezależnie od stopnia czystości lecznicy, chwilowa "epidemia" może się zdarzyć - wystarczy, że ktoś raz przyjdzie na szczepienie z już chorym kotem, którego wziął z ulicy a w lecznicy są np. ledwo urodzone maluszki. I koniec, nie zawsze da się wszystko odkazić w 5 minut i po każdym wchodzącym pacjencie trzeba było zamknąć lecznicę, włączyć lampy na godzinę, wymyć wirkonem...i następny pacjent. To jest duża lecznica, jest poczekalnia - ludzie jesienią i zimą wieszają tam płaszcze, zostawiają parasole, siadają czasem ze zwierzętami na rękach a nie w transporterach. I zawsze coś można przywlec ze środowiska - właściciel psa też może na butach wnieść mimo, że jego pupil nie zachorował i nie zachoruje.
Do lecznic ludzie podrzucają koty - jaka gwarancja, że zdrowe? Lecznice musiałyby tylko leczyć i nigdy nie przyjmować zwierząt z niewiadomego pochodzenia (jak koteria, która maluszków nie przyjmuje) aby zminimalizować ryzyko. Do tej lecznicy jakiś idiota podrzucił ostatnio karmiącą matkę z kociętami w pudełku...tyle, że pudełko szczelnie owinięte folią z rurką, o zgrozo, byle jak wepchniętą w karton że niby powietrze ma dostarczać. Kociczka i jedno maleństwo już było uduszone jak znaleźli. Mieli nie ratować? Czasem to są godziny.

Oczywiście, że odkażają, myją - ale nie ukrywajmy - przypadki się zdarzają. Oni i tak robią dużo bo podrzucane zwierzęta odpchlają, odrobaczają, jak zdążą to szczepią i wyadoptowują - co więcej - takim zwierzętom oferują bezpłatne już potem szczepienia i sterylizację/kastrację. Oni byli bardzo w porządku bo wzięli ten ciężar na siebie. Każda inna lecznica powiedziałaby, że zwierzęta musiały już być chore i owszem pomogą, ale takie choroby się zdarzają, więc proszę normalnie zapłacić - a oni nie wzięli grosza za kroplówki, antybitotyki, najlepsze leki, surowicę, transwuzje, siedzenie tam po nocach. Nie dam na nich słowa złego powiedzieć i nie uwierzę, że w lecznicach nie ma pp i że nigdy się żadne nieszczęscie nie zdarzyło.
Oczywiście, że pani wet pewnie zaraziła swojego kota przynosząc wirusa z lecznicy - ale nie wiemy czy na 100%. Przecież ten wirus jest "w środowisku". Lecznice twierdzą, że mimo walki i nawet przesadnej ostrożności co jakiś czas wirus wraca i najczęściej wraca bo mieli pacjenta o którym nie wiedzieli że chory a był u nich nie mając objawów a już zarażając.
Nie każdy też raczy poinformować, że jego kot był chory i że np. byl wcześniej w jakiejś lecznicy. To się cholerstwo czasem kluje 2 dni a czasem 2 tygodnie. Oni po naszym przypadku zabrali wszystkie inne małe koty do innej placówki ale oczywiście są świadomi ryzyka. Zrobią co mogą - ale aby to minimalizować, musieliby odmówić pomocy każdemu nieszczepionemu kocięciu poniżej pewnego wieku.

Tam jest dużo lekarzy, w różnych placówkach pracują - nigdy nie wiadomo też, co kto skąd przyniesie. Lecznice, schronbiska - są zawsze zagrożone. Nie ma bata i nie ma co wieszać psów na weterynarzach (śmiesznie to brzmi) bo mimo ostrożności mają choroby i nie tylko te, ale wiele innych. Szacunek za pomoc, wzięcie odpowiedzialności i robienie w tej sytuacji wszystkiego co można. Jakbym przyniosła im koty chore, nie od nich, to ryzyko by mieli podobne. Kocicy przez pierwszy tydzień mimo wymiotów i biegunki wszystkie testy wychodziły negatywnie - w morfologii zmian nie było. Na tej zasadzie przy każdym "smutnym kocie" albo "podtrutym" albo "po zmienionej karmie" na wszelki wypadek trzeba by ładować parwoglobulinę i co tylko każdemu kocięciu który miał styczność z lecznicą.

Nie da się i tyle. Trzeba być ostrożnym ale każdy kto pomaga ulicznym zwierzętom i przyjmuje kociaki do leczenia przed szczepieniami czy na szczepienia - nie ma pewności. Bo nie raz ludzie i prawdy nie mówią - ktoś powie, że mus się domowa niewychodząca kotka okociła w domu i kotek do szczepienia a tak naprawdę zgarnął go rano z ulicy...kto to wie na 100%.

Malwes

 
Posty: 11
Od: Pon wrz 22, 2014 15:22

Post » Śro wrz 24, 2014 16:16 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

mygumas pisze:@Myszka.xww


oczywiście mam świadomość, że nigdy nie ma pewności na to, że kociak,którego adoptujemy będzie zdrowy. Jednak tak jak napisałaś, można zagrożenie chociaż trochę zminimalizować.

Czyli jeśli brać kota to około 3-4 miesięcznego po dwóch szczepieniach.. czy taki też dopiero po pół roku?



Bezpieczniej za pół roku, kiedy stężenie wirusa u Was spadnie.
Jeżeli trafi w Was kociak z ulicy, idźcie z nim od razu do weterynarza, i zaszczepcie interwencyjnie szczepionką trójskładnikową. Jest wtedy szansa, że nie zachoruje lub zniesie lżej chorobę.

Myszka.xww

 
Posty: 28434
Od: Sob lip 20, 2002 18:09
Lokalizacja: Krakoff

Post » Śro wrz 24, 2014 22:34 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

nanowo pisze:Olu i Ewo jak wasze kotki?


Witaj. Nasza historia jest okropna. Chociaz wiem, ze bywaja gorsze. Nasz Leoś również odszedł.. Wszystko zaczeło sie w Chorwacji na poczatku lipca, w malym pudełku wraz z narzeczonym znalexlismy kociaka - nazwalismy go Leoś. ( pisałam tu nawet na forum watek, w poszukiwaniu kociakowi domku). W kazdym razie mamy juz jedna kotke, a nasza sytuacja mieszkaniowa nie byla najlepsza i nie moglismy sobie pozwolic na kolejnego kociaka. Postanowilismy szukac Leonowi dom, i taki sie zglosił. Jak wrocilismy z wakacji to nasze malenstwo ( w chwili znalezienia miał ok 5 tyg, karmilismy go strzykawka, co godzine przychodzlismy z plazy na zmiane zeby nakarmic i wymasować malenstwo) trafilo do domku.. ktory oddal go po tygodniu.. ;( szukalismy domu dalej.. jednak ktos sie zglaszal pozniej sie juz nie odzywał.. ostatecznie 15 sierpnia mial byc wyadoptowany, pojechalismy z nim dzien wczesniej do weta, okazalo sie ze mial swierzb, osoba ktora miala go odebrac 16 juz sie nie odezwała, a ja stwierdziłam, ze juz go nikomu nie oddam.. dokladnie 18 sierpnia podjelismy taka decyzje ze damy rade, ze zostanie z nami...

PANLEUKOPENIA
19 sierpnia rano zwymiotował.. myslałam ze poprostu sie zatruł. wieczorem wet, dostał zastrzyki, wet stwierdził ze zarobaczył sie po strongholdzie, ( ktory dostał na swierzb), od wtorku ( 19) do czwartku kociak wymiotował, raz biegunka - wet wciaz leczył na zatrucie.. jezdzilismy 2 razy na dzien na kroplowki.. w piatek stwierdzilismy ze zmieniamy weta bo kociak byl coraz słabszy.. nic nie jadł od wtorku ( w pt zaczelismy karmic na sile convalescencem), w nowego weta od razu test z kupy i morfologia, ten na pp pozytywny, kolejnego dnia w sobote wyniki krwi potwierdzily leukopenia (krwinki białe ok 2.5) .. w piatek przeszlismy załamanie, nasza 2 kotka byla nie szczepiona.. a miala z nim kontakt, co prawda nie lubila go ale, sie 'mijali'. W piatek obdzwonilismy lecznice, Leos wciaz walczył. znalezlismy Feliserin $ ml. 2 dostał Leo, a 2 Tulka. Surowice dostały w sobote, Tulka została odseperwowana w piatek. W niedziele rano bylo lepiej.. Leos sam przyszedł do mnie do lozka, mruczał.. z kazdym dniem od niedzieli bylo lepiej, był słabiutki ( z 1,4 kg waga spadła do 800g) ale przychodził, mruczał od srody zaczał jesc, bawic sie, mruczał, w piatkek bylo jak przed choroba tak sie cieszyłam.. nawet pani wet powiedziała w pt ze to ostatnia kroplowka, tak sie cieszylismy, swietowalismy zwyciestwo, obiecałam Pani wet ze jak Leos troche sie podleczy bd oddawał krew dla innych kociaków.. W pt Leos wieczorem mial chrypke, ale sadzilam ze to efekt krzykow u weta.. w sobote rano wstałam o 6... pojechałam na grzybki. gdy wrocilismy o 9 z narzeczonym wrocilismy do domu, widziałam ze cos jest 'nie tak' Leo byl bardzo niespokojny, szybki oddech, bardzo szybkie bicie serca, do tego maksymalnie duze zrenice, nie widział Nas.. W transporterze w drodze do weta strsznie sie zaslinił, slina mu sie lała z pyszczka.. u weta dostał sterydy, ktore mialy opanowac oddech i serduszko.. Leos zaczal sie słaniac na nogach, przewracac.. paraliz postepował.. nie reagował na leki.. dostał kroplowki.. zrobionow badania krwi ( badanie krwi mial rowniez zrobione w wtorek, wowczas Leokucyty w normie 9.6 , jakie bylo nasze szczescie!!) ktore wykazaly stan zapalny.. bardzo duzo krwinek białych ok 48. ( nie wiem jaka jest tego jednostka) i malutko czerwonych, jakby szpik przestał pracowac. Z minuty na minute paraliz postepował, zrobiono test na bialaczke wyszedł ujemny.. dostał leki przeciwobrzekowe.. nic nie dało.. pozniej skurcze klatki piersiowej... temp spadła do 36, tak strasznie sie meczył.. o 13 został uśpiony.. nie reagwał na nic.. nawet na mój głos. i moje przeprosiny, ze nawaliłam.. :placz:


przepraszam, ze tak sie rozpisałam.. ale jednoczesnie wyrzuciłam to z siebie pierwszy raz.. caly czas mam do siebie pretensje ze nie zmieniłam weta wczesniej ( ze prawdopodobnie u tego weta zarazil sie pp) ze go nie zaszczepiłam.. ze chciałam go oddac, a on traktował mnie jak mamusie, nie mogla, zpstawic go na moment w czasie choroby bo wołał mnie ! dlatego zawsze jak wychodziłam mowiłam "leos wracam za minutke, a on sie na mnie patrzył i rozumiał, jak wracałam siedział w tym samym miejscu, bo wiedział ze za chwile przyjde.. serce mi pekło.. nie wiem dlaczego los jest tak okrutny, ze pozwolił mi uwierzyc ze wygralismy a pozniej w 4 godziny mi go odebrał. ;( Leos był ze mna prawie 2 miesiace ale pokochałam go jak nigdy zadnego kota, jego choroba nas tak zblizyła.. duzo ze soba gadalismy i on wiedział ze ma walczyć, i wiem ze z pp wygrał dla mnie.. ale z tym czyms co go zaatakowało, nie miał szans.
Wciaz płacze, i nie moge sobie z tym poradzić, czas mija, nie chce stanac w miejscu ze mną.
Pani wet plakala z nami.. dzwonila pozniej do Nas i mowila ze pobrała mu plyn mozgowo - rdzeniowy ( chyba) ktory potwierdził stan zapalny organizmu.. tak jakby sepse? nie wiem.
Na szczescie Tulka sie nie zaraziła, jest juz po szczepieniach, wrocila do Nas do domu.. (Tulka ma 3 lata, i mimo kontaktu z małym - jadły nawet z jednej miski.. :evil: Ona sie nie zaraziła, przebywała 3 tyg na kwarantannie, 2 tyg po surowicy została zaszczepiona i po tygodniu od szczepienia wrociła do domu, ktory zdecynfekowałam virkonem i domestosem, Tula dodatkow na podwyzszenie odpornosci dostawała tabletki - inmunodol cat)

wiec jak widac pp jest straszna choroba.. mozna z nia wygrac a dzien po moga sie przyplatac powiklania o ktorych nikt nie mysli..

Leoś [*] 30,08,2014

ewa46k

Avatar użytkownika
 
Posty: 15
Od: Pt sie 01, 2014 21:17

Post » Czw wrz 25, 2014 7:45 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Ewa, bardzo mi przykro :(
Chyba mogę powiedzieć, jak bardzo Ciebie rozumiem... Też cały czas nie mogę o maluchach przestać myśleć - cały czas są wątpliwości czy zrobiliśmy wszystko. Cały czas niepokój, że może jakbym nie przywiozła jej brata w poniedziałek to maleństwo nie zachorowałoby, u niej tak późno się to wylęgło, że może złapała od niego choć weterynarz "pociesza" że byli ze sobą tak długo a on zachorował tak szybko u nas, że musiał ją już zarazić wcześniej bo już "siał" wirusem sam. Równie dobrze u niej te pierwsze objawy to mogło być i to tyle, że organizm mocno się zmobilizował, na chwilę, po odzyskaniu brata.

My z mężem odchowaliśmy wiele zwierząt w latach szkolno-studenckich. A potem już jako małżeństwo mieliśmy pecha (bardzo gryzący agresywny kot u moich rodziców, przez którego mama miała ryzyko utraty ręki - nikt jej nie chciał uwierzyć w szpitalu, że to kot ją tak pogryzł). Potem piesek na DT z padaczką, o którym nawet myśleliśmy aby został, ale niestety kompletnie nie może mieszkać z dziećmi (nie zna sygnałów uspokajających, "chapie" bez ostrzeżenia dzieci, nawet bez warknięcia). Mój synek musiał pracować z behaviorystą (sama jestem po Think Dog COAPE) żeby przestać bać się psów. Dlatego decyzję o posiadaniu zwierzęcia odłożyliśmy na wiele lat, również ze względu na absorbującą pracę. Jak teraz w końcu zaczęło się wszystko tak dobrze układać...taki pech. Co gorsze, mimo wielu zwierząt, też mi się nigdy nie zdarzyło tak pokochać i przywiązać do żadnego jak przez te dni do Leona i Natalii. Pokochałam ich już ze zdjęcia. Jak pojechałam do lecznicy, ciągle z wątpliwościami, czy dobrze robię...i zobaczyłam ją, to miałam dziwne poczucie, że i ona od razu mnie "wybrała". Zaczęła mruczeć już z daleka na mój widok, na kolanach miziała się i barankowała. Taka mała cudna bida z pięknymi białymi brwiami i wąsami. I on też taki wychudzony, taki ufny i ciepły. Jak ją wzięłam w sobotę to cały czas on mi nie dawał w myślach spokoju i w poniedziałek tak się cieszyłam, kiedy i mąż powiedział, że trzeba go zabrać. Cały czas wydaje mi się, że ją słyszę...i jego. Że wołają gdzieś. Pusto w domu :(
Starszy ikropnie przeżywa, wymiotował, nie był w szkole kilka dni. Bardzo się nimi zajmował jak chorowały. Pilnował, zmieniał ręczniki, ocierał wymiociny i biegunki :( Nawet nie wiem czy powinien - ale ma prawie 11 lat, jest odpowiedzialny, chciał. Cały czas myślę o tym, że nie trzeba może było dać się zwieźć tą surowicą - a jednak dać jeszcze parwoglobulinę, wcześniej przetoczyć krew, bardziej osłaniać przełyk, nie karmić convalescence ani trochę...sama nie wiem. Wiem, że to bez sensu teraz to rozważać, a jednak się myśli. Przepraszam, że to napiszę, ale "cieszę się", że jeszcze ktoś mnie zrozumie, bo jak ktoś tego nie przechodził, to nie zrozumie. Wiele z naszych piesków też odchodziło, też cierpieliśmy - ale nigdy nie doświadczyłam takiego rozczarowania i takiej bezradności. I szoku, że zwierzę tak może cierpieć.
Synek bardzo chce kolejnego kota - a to tak pogmatwało sprawę. Psycholog mówi, że powinniśmy się zgodzić, aby odczuł, że życie to odejścia i nowe szanse - że to taki cykl z którym trzeba nauczyć się żyć. Ale wszystko się teraz pogmatwało. Bo nie możemy wziąć maluszka. Chcieliśmy małe kociaki - takie, które "wychowamy" (w cudzysłowiu, bo wiemy jak koty dają się wychować - chyba bardziej one tresują opiekunów ;)). Ja boję się tak bardzo, że nawet nie mam zaufania do weterynarzy, którzy twierdzą, że szczepiony kot na pewno nie umrze i na pewno nie przejdzie tego ciężko. Ale ja zaczynam myśleć, że mamy jakiegoś pecha i że znów będziemy przez to przechodzić, bo trafi nam się jakiś kotek nieodporny jednak czy z upośledzoną odpornością i mimo szczepień też odejdzie :( Nie chcę już takiego cierpienia dla żadnego zwierzęcia. Dzieci zawsze marzyły o czarno-białej parce. Już sobie wyobrażam dawanie ogłoszenia w stylu "wezmę kotka, tylko, żeby był czarnobiały, poszczepiony, przetestowany odnośnie chorób kocich, i przyjazny...." Ktoś sobie pomyśli, że jesteśmy wygodni albo nieodpowiedzialni....a ja już nie chcę rozczarowań. Nie chcę dzieci narażać na kolejne rozczarowania albo na zwierzę w domu, które będzie trudne, jak ten nasz agresywny Filip.
Natalia i Leon byli wyjątkowi, byli dla nas...wiem, że na pewno je teraz idealizuję i nie raz miałabym ochotę pogonić łaciate pupska jakby coś psociły ale wiem, że bardzo je pokochaliśmy i bardzo nam źle z tym wszystkim i cały czas też mam poczucie, że nie wiem czy umiem je "zastąpić" miłością do innego kotka. Mąż niby pociesza, że miał dziesiątki szczeniaczków i każdego się kocha i tęskni się, ale przychodzi kolejny mały nosek i też się kocha bezgranicznie - ale ja obecnie jakoś nie mogę...

Malwes

 
Posty: 11
Od: Pon wrz 22, 2014 15:22

Post » Czw wrz 25, 2014 10:35 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Malwes, zrobiliście wszystko, co mogliście zrobić dla maluchów.
Wasz synek teraz bardzo przeżywa tę dramatyczną sytuację, ale jestem przekonana, że w przyszłości, jako dorosły człowiek doceni postawę i zachowania Rodziców. Będzie Wam wdzięczny za wrażliwość - której Wam nie brakuje i którą przekazujecie swoim dzieciom.

Nie ryzykujcie biorąc młodziuteńkie kociaki przez najbliższe długie miesiące. Nawet jeśli nie zachorują na pp, to Wy będziecie żyć w niepokoju przez wiele, wiele tygodni. Jak dojrzejecie do decyzji, że jesteście gotowi na koty w domu - pomyślcie o "roczniaku" po 2 szczepieniach i wyrobionej odporności.
Obrazek

Agneska

 
Posty: 16483
Od: Wto paź 26, 2004 12:28

Post » Czw wrz 25, 2014 12:18 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Agneska,
Taki jest właśnie plan - maluszka bez szczepień nie wzięłabym nie tylko za pół roku ale i za rok nawet. Ze strachu. Natomiast ze względu na synka rozważamy wzięcie młodego ale szczepionego kotka (min 2 szczepienia i co najmniej parę tygodni od ostatniego szczepienia) - i w sumie nie wiem czy nie w dwupaku od razu. Tylko, że i tak, może to głupio zabrzmi, ale wolałabym mieć pewność, że biorę kotka nie tylko zaszczepionego ale i zdrowego, po testach - żeby się nie okazało, że ma coś z układem odpornościowym i mimo szczepień zachoruje (choć wiem, że testy nie dają pewności no ale to ryzyko przy każdym kotku). Muszę też pomyśleć gdzie tych kotków poszukiwać - bo muszę mieć pewność, że ktoś mnie zrozumie. Przede wszystkim to, że poszukiwanie kota po szczepieniach, odrobaczeniu, odpchleniu i przyjaznego dzieciom i innym kotom to nie wygodnictwo tylko odpowiedzialność po całej sytuacji (ja się mogę nawet dołożyć do badań jak trzeba ale pewność chcę mieć) i też żeby ktoś mnie nie oszukał w tej sytuacji pod względem zdrowia kota.

Malwes

 
Posty: 11
Od: Pon wrz 22, 2014 15:22

Post » Czw wrz 25, 2014 12:33 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Malwes - załóż wątek na kociarni ( z linkiem do Twojego pierwszego postu) - tutaj wszyscy zrozumiemy o co Ci chodzi. :ok: :ok: za pomyślne zakocenie tym razem :ok: :ok: Tylko koniecznie napisz jaki kot/koty powinny mieć charakter/y - bo to chyba ważniejsze niż kolor futra :mrgreen: . Jak się uda zgrać charakter z kolorem fajnie, ale nie to jest chyba najważniejsze. No i jest duża szansa, że będzie na tyle ofert, że nie będzie problemów z brakiem wyboru.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24277
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Czw wrz 25, 2014 12:38 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Takich kotów możesz szukać i u nas. :wink: Czyli w Jokocie.

Zapraszam m.in. do mojego wątku:
viewtopic.php?f=1&t=160252
Niestety, aż za bardzo jest w czym wybierać.
Obrazek

Agneska

 
Posty: 16483
Od: Wto paź 26, 2004 12:28

Post » Czw wrz 25, 2014 12:45 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Malwes możesz też pomyśleć o adopcji ozdrowieńców czyli kotów, które przeszły już pp. Kciuki za poszukiwania :ok:

aassiiaa

Avatar użytkownika
 
Posty: 8292
Od: Pt sty 20, 2006 14:13
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Sob wrz 27, 2014 14:16 Re: PANLEUKOPENIA - jeśli ją zlekceważysz Twój kot umrze

Witam.
2 dni temu zauważylismy u naszego Czesia objawy panelukopenii, kociaka wzielismy ze schroniska. Od razu poszliśmy na wizyte do weta, dostal 3 zastrzyki. Od tamtej pory średnio 3 wizyty na dobę u weta, dzisiaj rano zrobiliśmy test, wynik wyszedl pozytywny, 15 min później dostał surowicę (bez wstząsu), dostał również kroplówkę i kolejną porcję zastzyków. U Czesia nie widać poprawy, nawet przestał kontrolować biegunkę (bardzo wodnistą), surowica była podana 7h temu. Mam pytanie do osób z tym nieciekawym doświadczeniem: jak długo po podaniu surowicy trzeba czekać na poprawę ? Kociak ma ok 2 miesięcy, robimy co możemy, leczymy go w Bydgoszczy na ul. Bełzy. Czy jest szansa, że jeszcze wyzdrowieje ?

Pozdrawiam

czesio2014

 
Posty: 2
Od: Sob wrz 27, 2014 14:08

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 53 gości