No chyba czas zacząć tu zaglądać nie tylko wtedy, jak kostucha z kosą szaleje.
Ale nigdy więcej nie napiszę, że jest super, weterynaryjna nuda i takie tam. Bo natychmiast dostaję jakieś urozmaicenie.
Stan kotów na dziś: sztuk 2. Melisa i ... wielka Frajda. Małe kocię urosło, ma ponad 9 miesięcy, chowa się nieźle. Wygląda tak;

Początki nie były różowe, ale i tak szczęśliwie uniknęłam plag typu pp czy kk. Były kłopoty z jedzeniem, kupami (z których w badaniu oczywiście nic nie wychodziło) i jakieś inne pomniejsze drobiazgi. Szczęśliwie w końcu kota dobiła do zacnej wagi 1 kg, potem do 2, teraz to już wielka, 3-kilogramowa Frajda. Niestety rozumek nie urósł z resztą kota. Ale Frajda nadrabia zaangażowaniem - wszystko, co robi, robi na 300%. Jak śpi - to tak, jakby była pod narkozą. Jak poluje na ptaki za oknem, to tak, że boję się, że wyleci razem z szybą. Jak skacze na siedzącą na ścianie muchę - to tak, że drżą mury, a na kociej główce pojawia się śliwa. Jak biega - to 3 godziny, do upadłego. Aż niemal przydeptuje sobie język, ślizga się na spoconych nogach (tak! to mój pierwszy kot, któremu pocą się tak nogi - zostawia ślady mokrych kocich stupajek) i w końcu pada (z tylnymi łapami wyciągniętymi do tyłu); zazwyczaj nie na długo.
Mela oczywiście nie była zachwycona takim towarzystwem. Były wrzaski, wycie, uczenie nietykalności (bo Frajda chciała znaleźć na Melisie cycka - a tu się trafiła ciotka po obustronnej mastektomii), nawrót zapalenia pęcherza, ale teraz jest ok.
Stopniowo popiszę, jak to było z nauką jedzenia, socjalizacją i przystosowaniem do życia z diabłem wcielonym pod jednym dachem.