Wybaczcie ale muszę...aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

a co mi tam, jeszcze
Jakie życie bywa zaskakujące:) Wchodzę o umówionej 17.30 do gabinetu weta, a tam oczywiście kić, pani doktor, Marzena z P&P i ... moja znajoma, pani M, którą uczyłam kilka lat temu w projekcie unijnym dla seniorów (I teach English) i którą poznałam od jak najlepszej strony. Sympatyczna, ciepła, fajna babeczka 50+. Nowa pani kici. Ostatnie obawy padły. Jestem szczęśliwa. Przyznaję, że miałam chwilami wrażenie, że to wszystko za szybko się kręci ale zdałam się na Marzenę. Koteńka jest na pewno w dobrych rękach, a ja jeszcze będę mogła bez krępacji czasem o nią zagadnąć, dowiedzieć się, jak się ma. Cudnie. I powiem tak, kiedy brałam kotkę z ulicy, od razu myślałam o różnych paniach, które poznałam i obecnie uczę na przeróżnych kursach. O wielu wiem, że kochają koty, w tych kręgach szukałabym dla niej domu. Stało się właśnie tak, ale o wiele szybciej niż gdybym szukała na własną rękę. Jestem w ciągłym szoku i po wyjściu od weta skakałam z radości.
Splot niesamowitych okoliczności doprowadził do tak szczęśliwego zakończenia, bo gdyby moja kuzynka nie robiła w połowie sierpnia wesela w P. w Łódzkiem, w ogóle bym tam nie pojechała. Tam zobaczyłam kitkę po raz pierwszy, potem pojechałam nad morze, ale wiedziałam, że po nią wrócę. Wracając wjechaliśmy do P. właśnie po nią. Była. Spała bida w deszczu na wycieraczce przed zakładem fryzjerskim gruba i chuda jednocześnie. Szybka akcja, kot do auta, jedziemy. W drodze pierwszy tel. - do Villena. Radź, poradź.

Potem, gdyby DT innej kotki nie zakochał się w niej, nie zwolniłoby się miejsce dla Niobe (obecnie to Emilka). Szybkie kroki Marzeny sprawiły, że koteczka trafiła do pani, która szukała dla siebie towarzystwa kotki. I tak trafiły na siebie pani Maria z Gliwic i kocinka z Przedborza. Mam przed oczami panią Marię z kursu:) W życiu nie pomyślałabym, że kiedyś przywiozę jej kotkę:)
Niechże się te antybiotyki kończą bo pragnę

jak kania dżdżu;)
HURA!:)