Myszy i Sibirek.
Każda zdobycz musi być dostarczona do rąk odbiorcy. No dobra, może być nóg.
I tak Sybirek, złowiwszy wczoraj mysz (to osiągnięcie, bo w tym roku gryzoni brak, tylko czasem trafi się jaszczurka), pognał prosto do celu, czyli mnie. Nie zauważył tylko, ze zeszłam na dół i siedzę przy stole

. Przemknął przez drzwi tarasu jak strzała i z tupotem pobiegł na górę. Za chwilę: meeeeeeeeeee, miauuuuuu, i tak coraz bliżej. Patrzę. Sybirek schodzi miaucząc z myszą w pyszczku. Nie zostawił na górze - tam bym pewnie nie doceniła.
Przyjechaliśmy do Krakowa z powodu awarii. Koty oczywiście śpią w transporterkach, których podobno nie lubią

. Za to wrzuciłam od razu aparat do torby na powrót, bo to koty się starzeją, a ja, ciągle młódka

mam sklerozę.