Zapytałam, omówiłam z trójką wetów i od każdego niezależnie dostałam odpowiedź: to kot wolnożyjący i trzema mu pozwolić wychodzić.
Dobre. Niestety, na pytanie, jak zrobić, żeby go wypuścić i nie stracić z oczu (ciągle musi być leczony), odpowiedzi jednoznacznej brak.
Wczoraj wypuściłam. Najpierw w szelkach i na smyczy. Potem zdjęłam szelki. Chodził sobie po chaszczach, Debcia cały czas za nim (ale w przyjaznych zamiarach). W pewnym momencie przestałam go obserwować i wróciłam do domu. Po jakimś czasie wróciła Debi. Sama. Nawet nie musiałam sprawdzać. Wiedziałam, że Menel wybył.
Niby wiedziałam, że i tak nie było innego wyjścia, ale zrobiło mi się okropnie smutno. Zaczęło mi bardzo brakować tego zaszczańca. Nawet miałam myśl, żeby wsiąść w nocy w samochód i pojechać w miejsce, gdzie wcześniej pomieszkiwał. Byłam pewna, że tam go znajdę. Ale po co miałabym to robić? Żeby go znowu na siłę zabrać do domu? On wie, jak trafić. Jak będzie chciał, wróci.
Poszłam spać z ciężkim sercem, poczuciem straty i z żalem.
Gdy zastanawiałam się, jak postępować z Menelem, cały czas pamiętałam, jakie błędy popełniłam z Koralem.
Obudziłam się po 3.00. Zeszłam na dół (właściwie nie wiem, po co) i pod drzwiami tarasu zobaczyłam Menela

Czekał na wpuszczenie.

Wszedł, zjadł kolację i poszedł spać. Rano czekał jak zwykle na śniadanko, dostał codzienne lekarstwa i wyszedł na spacerek. Zanim wyjechałam do pracy jeszcze wrócił na chwilkę, ale gdy wyjeżdżałam, już go nie było. Gdy zadzwoniłam do domu około 13.00, Menel już był i spał na kanapie w salonie. Nie wychodził aż do wieczora. Teraz znowu go nie ma. Kwoka się znowu we mnie odezwała, bo wolałabym mieć wszystkie koty w domu, gdy będę szła spać. Ale muszę się nauczyć, że jeden kotek
jest bardziej.
Czy weci mieli rację? Na razie wszystko wskazuje, że tak, bo Menel od wczoraj nie ma piłeczki w brzuchu, czyli mocz przestał się gromadzić w pęcherzu

A przecież wczoraj wieczorem nie dostał codziennej dawki nospy. Dzisiaj rano też mu nie dałam, bo nie było potrzeby. Powinien być jak balonik. Tymczasem wszystko z nim w porządku. Brzuszek miękki, czyli kupa też nie zalega.
Gdy w poniedziałek rozmawiałam z wetką przy okazji opatrunku Feluta, ta powiedziała, że SUK ostatnio w weterynarii łączony jest ze sferą psychiczną. To by się potwierdzało w zachowaniu Burka, który - niewypuszczany albo ograniczany w wychodzeniu - leje poza kuwetą. Od momentu, gdy pozwalam mu wychodzić na każde żądanie, problemy z sikaniem definitywnie poszły precz.
Nie jest to wszystko dla mnie łatwe. Jak napisałam wcześniej, mam w stosunku do Szczypiorków skłonności do zachowań kwoczych. W stosunku do Menela będę musiała mocno zrewidować swoje postępowanie, a najważniejsze: będę musiała zapanować nad emocjami. Ale przecież nikt nie kazał mi adoptować kotów, c'nie? Mogłam założyć hodowlę yorków i mieć małe przytulanki, nad którymi trzymałabym całkowitą kontrolę.