W nocy postawił mnie do pionu miauk kota.Sączyłam sobie piweczko wprost z buteleczki gdy płacz do nas dotarł. Ubranko, puszeczka...TZ gapi się i nic nie gada. Mina swoje mówi. Rzucił tylko
latarkę weź . No to wzięłam. Kot zlokalizowany dość szybko nie miał zamiaru współpracować. Wył, jojczył. Spędziłam na kolanach gołych wiele minut przy samochodzie podejmując próby dogadania się z nim. Raczył był tam utkwić. Saszetka tylko częściowo go wywabiła. Ale każdy ruch okoliczny go wystrachał i kot wreszcie dał nogę . Piękny, grafitowo-biały doroślak.
Ponownie ciemną już nocą wypełzłam z domu by kota namierzyć. Deczko spokojniej było. Saszetka została wyjedzona co do kawałka. Jak już straciłam nadzieję i zaplułam się kicianiem usłyszałam go. Nawet przyszedł. Nawet pochłonął całą puszkę 400 gramową. Nawet się już głaskaliśmy i robiłam przymiarkę by za kark debilka chwycić. I wyszły psy na spacer. Raczyły go radośnie pogonić. Kot pędzikiem dał nogę i pędząc na oślep zatrzymał się na środku drogi mocno ruchliwej. Musiałam tupnąć , krzyknąć i go wystraszyć by zszedł. Tak sterczał nie mogąc podjąć decyzji w którą stronę ruszyć. A autobus jechał. Ruszył do lasu. Wróciłam
z łowów po 1 nad ranem z pustymi rękoma. Z poczuciem ulgi ,że nie złapał się. Z uczuciem żalu, że nie złapał się. Myślenie wraz z płaczem kota wyłączyło się

A nie powinno, wszak dom pełen kotów. Na jednym z wątków ,przeczytałam ,że ktoś tam mierzy siły na zamiary. W domyśle, że biedy spotkanej nie weźmie jeśli nie ma czasu, pieniędzy, ochoty ? Reszta jest zbieractwem. Więc jestem zbieraczem .
To domowy kot. Uciekł? Wyrzucony? Rozpacz brzmiąca w jego głosie powalała. I ten strach pobrzmiewający w płaczu. Biedny kot.
Obeszłam rano las i okolicę. Zero odzewu. Dobrze ,że zjadł.
Na karmienie stawiły się wszystkie koty. Te cięte też. Odetchnęłam. Nie lubię gdy po wypuszczeniu nie pokazują się.
Jesień już jest u nas. Wczoraj, łażąc po okolicy, poczułam po raz pierwszy zapach suchych liści co wilgocią wieczoru nasiąkły. Ptaki też już nie robią rabanu o świcie. Za to wroniska uaktywniły się. I wiewiórki.
Malunie i mama trzymają się. Mała Lenka jest na antybiotyku. Ale to pisałam. Tami też łyka. Do grona kaszlących dołączyła Maja z czerwonym gardłem- dostaje unodox. Kefira noga boli. To widać. Choć nie przeszkadza mu to w drażnieniu kotów. I leżeniu kołami do góry.