Koci OK, bez obaw

, ja też, tylko czasu trochę brak - głownie podczytuję w biegu albo zasypiając. Zostawiłam aparat w Krakowie i zapominam przywieźć jak jadę, bo zawsze w biegu.
Chłopcy zrobili się wodoodporni, bo tu od wiosny co chwilę leje. Nie ciągle, ale np. dwa razy dziennie i to solidnie, przy czym jest ciepło. Najpierw koci w miarę unikali wody, ale że jest cały czas mokro, to się przystosowali

. Rudy potrafi wyjść spod jodełki, gdzie sypia, dopiero gdy ocieka - polubił chyba wycieranie po powrocie. Czasem się zastanawiam, czy on dalej jest rudy czy już po prostu zardzewiał.
Punio patroluje granice niezależnie od pogody - obchód musi być parę razy dziennie, więc przycięłam mu futerko na brzuchu, bo tam wilgotne mu się skręca i kołtuni.
Moherowi przestało przeszkadzać, że kocimiętka ocieka - w końcu w mokrej też można się wytarzać.
Ja też patroluję granice (ale rzadziej niż Sybirek), bo pilnuję linii Maginota przeciw ślimakom

.
Ciekawie za to się jeździ, bo przez te ulewy coraz gorsze i węższe są podmywane drogi i coraz mniej mostków i mostów. Nie nadążają z naprawami, a ostatnia nawałnica załatwiła nam zwykłą drogę do domu na długo - urwało do połowy prawie kilometr drogi. Generalnie gdzie się nie ruszyć, to sie nadrabia przynajmniej 50% drogi.