Antosia-już w nowym domku.

Około siedmio-miesięczna koteczka.Rodziła na ulicy.Zabrana przez straż miejską do przytuliska,w którym nie ma kociarni,tylko klatka miedzy psimi boksami.Drugiego kociaczka urodziła własnie w takich warunkach.W nawet nie osłoniętej klatce,przy zgiełku szczekających psów.W takim stresie pogryzła swoje małe,trzeba je bylo uśpić.To było niecały tydzień po śmierci Rudiego,ale nie moglam Jej tam zostawić.I tak to moje postanowienie wzięło w łeb.Antosia ,po zbiciu,pokarmu,sterylizacji, szybko doszła do siebie,i okazała sie bardzo milutką przylepką. Była u mnie krótko,niecałe dwa miesiące.Zaszczepiona,łacznie z białaczką(po uprzednich testach)znalazła wspaniały,mądry domek niewychodzący.
No i ostatni mój tymczas
Foxy-biało ,ruda kotka ,pogryziona przez lisa.Rana na głowie była straszna,tak duża,że ledwie można było ją zszyć.Żeby nie rozdarła szwów nosiła kołnierz,który spowodował ranę na szyi.W dodatku ,jak się okazało,to nie był Jej pierwszy wypadek.Ma krzywo zrośnięta szczękę.Nie wiadomo,czy to wypadek,czy "dobry"czlowiek.Ma trudności z jedzeniem suchej karmy.Natomiast mokrą pożera w takim tempie,że az sie dławi.To taki widok,że łzy same napływają do oczu.
Jest u mnie od miesiąca,czas kwarantanny(obserwacja pod kątem wścieklizny)minął Kotka nabrała ciałka.Jak do mnie trafiła nie wazyła nawet dwa kilo.A to duża kotka.Sama skóra i kościTeraz juz się troszkę zaokrągliła.W piątek ważyła 3,450kg.A najdziwniejsze jest to,że mimo takich przejść,tylu bulu,Ona lgnie do człowieka ,ociera się ,tuli.Jest może oszpecona,ale przekochana.


