Jestem bliska utraty zmysłów...
Nie wiem czy to dlatego, że ona skacze, czy dlatego, że liże, czy to wina rozmoknięcia z riwanolu, ale z jednej ranki (nie mogę dojrzeć czy między brzuszkiem a pierwszym szwem czy pierwszym i drugim) poleciała jej dziś krew, jakoś pod wieczór. Zauważyłam godzinę temu, jak wywaliła brzuch do góry...
Już nie wiem co robić. Pilnuję ją trzecią noc z rzędu, jestem na wykończeniu, żyję na kawie i papierosach, a ona i tak znajdzie sposób, żeby się polizać... i ciągle skacze jakby nigdy nic... Jak już bardzo chce się tam polizać, a ja jej nie daję, chowa się do tapczanu np. I ciągle znajduje nowe miejsca do skakania, jakby już i tak było mało. Nie dość że meble w kuchni i parapet, nie dość że zlewozmywak to jeszcze nowe, ciekawe podwyższenia, koszyk wiklinowy, daszek kuwety itp.
Co jak nie znajdę kubraka w którym usiedzi? Kto jej go założy? Co jutro powie wet i jak ja przeżyję kolejną noc? I co będzie jak w środę pójdę do pracy i czy dożyję?
Żałowaliście kiedyś, że macie zwierzę, które jeszcze wczoraj było najukochańsze na świecie??
