Dojechałam do pracy nawet spokojnie i przed czasem, jak będę wracała (po 19ej) miasto będzie otwarte - nie jest tragicznie

. Choć zdecydowanie wolałabym się obyć bez wyścigu.
Koty obsłużone, nakarmione i korzystające z pięknej pogody póki trwa. Zasieki na drodze do drzwi białaczków są takie, jak jeszcze nigdy, bo młodziaki luzem biegają i wtykają noski nie tam gdzie trzeba. Maurycy zwrócił część śniadania (prawie) do kuwety - zanim zdążyłam zacząć schizować zobaczyłam pięknego, dorodnego kłaka w środku. I w zasadzie tyle.