Mała Kleo jest już u nas od tygodnia. Gdy ja zabraliśmy z parkingu ważyła 700 gr, po tygodniu pożywnego jedzonka waży 1033 gr ! - co najdobitniej świadczy o tym, że kocinka była potwornie wychudzona i ratunek przyszedł w ostatniej chwili. Gdy ją zobaczyliśmy biegała na chwiejnych nóżkach i myśleliśmy, że ma jakiś problem z łapkami, teraz wydaje nam się, że to z głodu, bo zdecydowanie nic jej nie dolega. Kleo zmienia się małą torpedkę. Jest odważna, ciekawska, rozbrykana. Zamieszczam kilka zdjęć zrobionych telefonem, więc przepraszam za jakość...


Kleo ma już piękne, błyszczące futerko, a ranka na uszku potraktowana gencjaną i tribiotykiem już jej nie dokucza. Widać jaki już ma okrągły brzuszek. Najbardziej smakuje jej gotowany kurczak w gęstym rosoło-galaretce, czyli domowy gerberek.

Kleo miała wczoraj okazję poznać persy. Persy potwornie zdziwiły się, co to takiego biega i co to u licha w ogóle jest... Kleo uznała natomiast, że to jakieś gamonie, bo ona zachęca je do zabawy, a one tylko się patrzą i dziwią. Strasznie była niezadowolona, gdy zaglądały do jej kojca i wyczyniała cuda, żeby je stamtąd wypłoszyć. Podskakiwała wokół kojca, robiła grzbieciki, szarżowała na nie...

Szarża była oczywiście mało skuteczna, bo ważąca kilogram Kleo odbiła się od 6 kilogramowego kota jak piłka

Ale niech sobie nie myślą, że będą się pałętać po kojcu Kleusi. Dobrze, chociaż, że mają takie puchate ogony, na które można polować...

