Sihaja, wybaczam Ci tym razem, bo jesteś za daleko, żebym Ci nie wybaczyła

Ale to przedostatni u mnie akt łaski
Dobre wieści są. Felut - zgodnie z oczekiwaniami - po zażegnaniu zapalenia kupy znowu je. Ale bidulek źle znosi gips. Strasznie mi go żal. Ale cóż, na własne życzenie ma tę krzywdę, bo gdyby nie próbował majstrować przy spsutej łapie, już prawdopodobnie by brykał. Teraz go doktor faktycznie unieruchomił, bo o ile poprzednim razem Felut jakoś sobie kuśtykał, o tyle teraz tylko daje radę na metr od swojego legowiska. Trudno. Ważą się jego losy. Jak się teraz pomęczy, do końca życia będzie miał sprawną łapkę. Jak się zlituję i mu odpuszczę, łapa zostanie niesprawna na zawsze.
Menelowi wprawdzie zdarzyło się znowu popuścić parę kropel, ale okazało się, że to był tylko drobny incydent. Sądząc po tym, co wyczytałam o zapaleniu pęcherza i po przeczytaniu posta Sihai o jej doświadczeniach w walce z tą chorobą, jestem cały czas optymistką. Zresztą jutro jest termin na powtórkę convenii i kolejne badanie moczu.
Wczoraj był mój Tato. W pewnym momencie wszystkie koty zameldowały się w kuchni. Tata spojrzał na nie i powiedział, że chyba zbliża się szósta, bo szarańcza głodna

I tak było.
Dobra rada: jak będziecie robić remont, pod żadnym pozorem nie zakładajcie w kuchni jasnej podłogi. Nie idźcie tą drogą.
EDIT: dzisiaj Nelek nie zostanie wyprowadzony na spacerek, bo zaczyna mruczeć burza, a nie wiem, czy on się burzy nie boi. Jak wypruje, to może i smyczka i szelki nie wytrzymają.