Jeśli wszystko dobrze pójdzie i pan dr nie stwierdzi że jest zapacjentowany na ament, to jutro Anyżek straci jajka. A jeśli nie jutro, to już w poniedziałek na bank.
Chwilowo ( a może dłuższochwilowo, zobaczymy) został wyekspediowany do "dziadków" czyli do moich rodziców, którzy sami zaproponowali że go na razie wezmą i jesli ich koty zareagują ok, to go potrzymają żeby odpoczął i on, i ja , i przede wszystkim moje koty.
Na razie jest ok - no pyskówek trochę jest, ale poza tym ok. A Anyżek przeszczęśliwy że ma tyle przestrzeni do zwiedzania, całe mieszkanie!
Ale tam też nie zostanie na zawsze, moi rodzice kategorycznie nie chcą trzeciego kota, i nawet twierdzą że teraz też go wzieli tylko na kilka(naście)dni, żebyśmy odpoczęli, i jesli do tego czasu dom się nie znajdzie to Anyżek wraca do mnie, ale jeszcze zobaczymy jak to będzie. On na razie nie wydaje się przejęty zmianami miejsca. Zero stresu w kocie. Robił mojej mamie ósemki między nogami w kuchni po 10 minutach pobytu tam

Zakochał się w dywaniku popsikanym kocimiętką, zachwycił balkonem, kuwetę spożytkował po niecałej godzinie. Nie wiem tylko jak mój tata da radę przegłodzić kota przed kastracją

("oj głodny jesteś biedaku? Zjadłbyś? no dam ci, dam....")
Moje koty jeszcze nie do końca wierzą w szczęście. Ale Franio już spał kołami do góry
