Witajcie Cioteczki
Cieszę się, że jesteście .... tu śmiało można "pogadać" o kotach, psach i innych
zwierzorkach
Zawsze to człowiekowi lepiej, gdy dowiaduje się, że to nie on świruje na punkcie zwierząt, tylko ci, którzy ich nie mają i nie kochają są po prostu .... inni
Wybaczcie, ale tym razem będzie długo, nie wesoło … ale muszę wylać to z siebie
Gdy wczoraj wróciłam z imienin córci zauważyłam, że w paru miejscach któryś kot zwymiotował śliną. Po chwili już wiedziałam, że to Tosia … była nieswoja i taka inna, nawet inaczej chodziła tzn. inaczej stawiała łapki, jakby cała starała się skulić, do tego wymioty samą śliną nie ustawały … zaczęła też chować się po kątach

kotka ewidentnie wyglądała na chorą.
Poszłam z nią do weta, jednak nie bardzo wiedzieli co jej jest

może utkwiła jej trawka (akurat kupiłam świeżą), może coś złapała do pyszczka (sznurek, nitka), może złapała owada, który jej utkwił gdzieś w gardzieli … Dostała kilka zastrzyków, a ja miałam ją obserwować. Po powrocie do domu właściwie nic nie zmieniło. Czasami odnosiłam wrażenie, że jej się pogarsza
Schowała się do kociej budki i co jakiś czas przeraźliwie miauczała, nadal wymiotowała samą śliną … Tysia, Dziunia i Tola co chwila podchodziły do Tosi i zaintrygowane jej się przyglądały

A ona już „w oczach” była kiepska
Po 2 godzinach znowu byłam u weta. Drugi raz zaliczyłam na piechotę ok. 1, 5 przystanka, bo wczoraj TZ zwichnął nogę i nie był w stanie chodzić ani prowadzić auta (kurcze, zawsze pod górkę) ...
Wetka razem z chirurgiem obejrzeli Tosię dokładnie, stwierdzili, że wygląda gorzej niż wcześniej (sama to widziałam). Dotykana do szyi miała odruch wymiotny, zaglądanie do paszczy kończyło się wymiotami z krwią, ale w środku nic nie było widać

Jednak odnieśliśmy wrażenie, ze języczek kocicy zmienił kolor … lekko posiniał (!!)
Propozycja wetów - konieczna jest natychmiastowa gastroskopia, którą robią na ul. Powstancow Ślaskich w całodobowej, bo wygląda na to że jej coś mogło utkwić głęboko w gardle. Zapytałam czy na pewno będzie tam miał dyżur lekarz, który umie zrobić gastroskopię – usłyszałam, że nie wiadomo, ale nie ma po co dzwonić, bo kotka może nie przeżyć nocy

Nogi zrobiły mi się jakieś miękkie
Do tego wszystkiego zapomniałam wziąć forsy, u moich wetów to nie problem, do całodobowej bez forsy nie mam po co chodzić. Kotka zostaje u wetów, a ja lecę do domu z językiem na wierzchu i potem zalewającym oczy, potem z powrotem po Tosię. Torba na ramię i następne 1,5 przystanka. Wpadłam tam z wypiekami na twarzy, zziajana jak po maratonie i ledwo żywa …
- kolejka do recepcji
- informacja od moich wetów na piśmie o lekach itp. przekazana,
- mam czekać, zostanę poproszona,
- mówię, że z kotką jest źle, sinieje jej język …
- „Proszę mnie informować, gdy tylko jej się pogorszy, bo w tej chwili lekarz ma cesarkę”
Ludzie wchodzili, wychodzili, z jednym psem przyszła cała rodzina – tak do towarzystwa, w poczekalni woda, automat z napojami (np. kawa) dla ludzi, a dla psów ani jednej miski z wodą – bardzo mnie to zaskoczyło.
Czekałyśmy z Tosią ponad 2 godziny, na szczęście kociczka leżała spokojnie, oddychała miarowo i coraz rzadziej przełykała ślinę, wyglądało jakby ciut jej się poprawiło, może podane leki zaczęły działać. Byłam bardzo zmęczona, bolała mnie głowa i martwiłam się o kotkę … oraz o to za co będę żyła do 12-ego po zapłaceniu 400.- za gastroskopię
W końcu doczekałam się, że lekarz mnie poprosił, zbadał Tosię, obejrzał b. dokładnie i stwierdził, że jak bardzo chcę (ja ?) to on może zrobić tę gastroskopię, ale na chwile obecną nie widzi takiej potrzeby – fakt języczek znowu był różowy.
Ja mam decydować, ja – laik ?? A jak zacznie się dusić ?
- „Cały czas jest u nas lekarz, który zrobi gastroskopię – przyjdzie pani jak pogorszy jej się … „
Jasne, znowu na piechotę w środku nocy 2 przystanki z duszącym się kotem, w upalna, duszna noc …
Wyglądała lepiej więc wróciłam powłócząc nogami do domu. Tosia wyszła już normalnie z torby, poszła i położyła się na moim łożku, gdzie spała cała noc. Nic już złego się nie działo – tylko była - bidulka - taka osowiała. Rano podałam jej pastę przeciw-kłakową (wet kazał gdy ustaną wymioty). Bez problemu pozwoliła sobie ją zaaplikować, śpi obok TZ, który jest „ciężko chory na nóżkę”…
Koło 17-ej mam się pokazać znowu u weta – dostała leki, które trzeba kontynuować.
Jeszcze dzisiaj boli mnie głowa, źle spałam, bo sprawdzałam jak oddycha Tosia. Wypiłam kawę, ale jakoś na ból głowy tym razem nie pomogła … Dzisiaj czeka mnie jeszcze wychodzenie z psami, bo TZ … „paluszek i główka” … ech, szkoda słów ...
Sorki, za te wypociny, ale ulało mi się … w końcu nie trzeba czytać, a mnie ciut ulżyło, gdy sobie ponarzekałam …
Oby ta Tosia wyzdrowiała … taka jest teraz cichutka, spokojniutka, grzeczniutka … Już niech zacznie znowu szaleć … niech będzie znowu Tośką z DHD