Szczuruś ku zdrowiu zmierza
Najgorzej było w nocy z soboty na niedzielę. Prawie nie mógł utrzymać się na łapkach, miał wysoką gorączkę.
W niedzielę rano było trochę lepiej. Sam podchodził do michy, pił, troszkę podjadał. Spojrzenie miał przytomne. Dawał się dokarmiać convem i dopajać.
Im dalej, tym lepiej. Chodził sztywno, ale nie protestował przeciw braniu na ręce. Korzystał z kuwety.
Wieczorem jeszcze lepiej.
Dziś rano prawie idealnie. Nadal jest mało aktywny, ale przeciągnął się na drapaczku, czyli łapki nie bolą, zainteresował się przez chwilę zabawką. Chodzi prawie normalnie, tylko wolno, dużo śpi. Jedyne, co nie wygląda normalnie, to fakt, że dużo pije, więcej niż inne kociaki.
Co to było? Gorączka i chyba ból łapek. Chociaż miał sprawdzaną ruchomość stawów, był obmacany i nie protestował. Tylko przy podnoszeniu płakał. I źle chodził. Dostał tylko przeciwbólowe i przeciwgorączkowe leki.
Łapiemy kotki przy knajpie. Nie zawsze możemy. została jedna kotka i kolejna, nowa jakaś przyszła z kociakiem. Szefowa knajpy domaga się dołapania do końca. No, łapiemy, kiedy możemy, ograniczają nas własne zajęcia, moce przerobowe i przechowywalne weta, warunki zewnętrzne (trzeba się wstrzelić w dni, kiedy nie ma regat), a pani szefowa wydaje nam polecenia, że trzeba teraz, zaraz.
O, i kociaka złapać i zabrać.
Poniosło mnie. Bo nie dość, że przy łapaniu traktuje nas jak swój własny najniższy personel, to jeszcze i kociak. Dziki, podrośnięty.
Powiedziałam, że owszem, złapię, przechowam, oswoję, znajdę dom. 100 zł tygodniowo plus koszty weterynaryjne.
Pani się wściekła i wycofała. Mi się humor nieco poprawił
