Zanosi się na to, że kotek/kotka nigdy nie da się oswoić.
Wiem, że minął dopiero jeden dzień, ale niestety wygląda na to, że chcąc mu pomóc zrobiłam jemu, sobie i moim kotom krzywdę.
Futra są zdenerwowane, Fikander zaczął syczeć na Pluszatą.
Ja jestem totalnie spanikowana i chce mi się płakać.
Zaczynam bać się wchodzić do coraz bardziej zdemolowanej łazienki

.
Serce zagórowało nad rozumem, a teraz
nie wiem co mam robić 
?
Wydaje mi się, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłaby kastracja i wypuszczenie w to miejsce w którym go złapałam.
Tylko trzeba by pilnować, czy nie dzieje mu się krzywda i w razie problemów z dozorczynią interweniować.
Jak sądzicie?
A może ktoś mógłby pomóc w zorganizowaniu bezpłatnej kastracji dzikusa?
Chodzi też o pomoc w zapakowaniu (możecie się śmiać, ale boję się do niego zbliżyć

) do transportera.