Zaczynajac od poczatku : po przeczytaniu postu wyslanego przez Alvee, namierzylam jakis kontener z odzieza , smietnik i stadko kotow. Co prawda okazalo sie, ze chodzilo o zupelnie inny kontener , ale w ten sposob znalazlam pierwsze stadko . Myslalam , ze pojdzie gladko : mamusia, 3 maluchy i chyba - tatus - w kazdym razie ekipa trzymala sie razem . Mialam nadzieje , ze sa zdysyplinowani i jest to ich standardowy sposob na spedzanie wieczoru.
Przez WOS dotarlam do karmicielki ( a wlasciwie 2 , ale jednej nie ma w Warszawie ) . Bardzo sie ucieszyla , ze chce wylapac koty. Opowiedziala co o nich wie - i niestety okazalo sie , ze niewiele. Nie wiadomo gdzie koty przebywaja w ciagu dnia. Potwierdzila, ze sytuacja na koncu ulicy jest duzo gorsza .
Pierwszy kocur zlapal sie blyskawicznie , jeszcze tego samego wieczora, gdy rozmawialam z karmicielka. Tu juz po zabiegu ( tak , wiem , prawe ucho mu zrobili

) .

.
Potem kilka zupelnie bezowocnych podejsc , kolejny kocur. Sytuacja byla frustrujaca . Gdzie sa te koty , skoro znika jedzenie ? W dodatku w lapaniu przeszkadzaly mi maluchy i podrostki , ktorych wielokrotne zlapanie sie do klatki niczego nie nauczylo. Maluchy juz takie troche zdziczale, conajmniej 3mc . I podrostki, ktorych zal bylo wypuszczac , takie co to 1-1,5mc i bym brala.
Na Apeninskiej 1 temat na razie zaparkowalam, poki nie rozkminie o co chodzi, z tym, ze nic sie nie pojawia. A moze tam trzeba miec poprostu anielska cierpliwosc i duzo czasu. Ja tam w kazdym razie przesiedzilam z 15 godzin ...Koty sa dzikie i dobrze im z oczu patrzy. Przy okazji musze koniecznie porozmawiac z pracownikami piekarni - koty schodza sie z roznych stron , ale obydwa kocury, ktore wypuszczalam , dawaly nura na piekarnie.
Kazda lapanke konczylam spacerem do drugiego smietnika. Wiedzialam, ze tam trzeba tez lapac , ale nie mialam pojecia jak zaczac. Maluchy , duzo kotow, zaslyszane narzekania na pania z Andyjskiej ( tajemnicza postac , ktorej roli w tym calym balaganie nie znam )